Sandemo Margit - Saga O Ludziach Lodu 43 - Odrobina Czułości, Saga O Ludziach Lodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
_____________________________________________________________________________Margit SandemoSAGA O LUDZIACH LODUTom XLIIIOdrobina czuウo彡i_____________________________________________________________________________ROZDZIA」 INastaウ najczarniejszy dzie・w historii Ludzi Lodu.Cho・przez stulecia r przeソyウ wiele mrocznych chwil,nic nie mogウo si・rna・z mym maja 1960 roku.Tego dnia nieszcz龕cia spadウy, lawinケ, wszystkie naraz.Heroiczna wyprawa ku Dolinie Ludzi Lodu zostaウaprzerwana w p drogi. Tengel Zウy okazaウ si・silniejszy niソktokolwiek przypuszezaウ. Strach, ソe przeciwnikom uda si・dotrze・do Doliny, dodaウ potworowi niesウychanej mocy.Maウy Gabriel, jedyne dziecko Karine i Joachima, leソaウbez ソycia na niedost麪nej pce skalnej nad pウynケcケ przezGudbrandsdalen rzekケ Lagen. A skaウa nie dawaウa muschronienia. Byウa domenケ Shamy.Niezykウy Marco, w ktym wszyscy pokウadali na-dzieje, wpadウ do wodospadu prujケc uratowa・chウopca.Zausznik Tengela Zウego przeciケウ lin・ na ktej Marcoopuszczaウ si・w d.Ellen znikn・a. Byウo dokウadnie tak, jak przepopiedziaウNataniel: za poddanie si・swym uczuciom jedno z nichmusiaウo zapウaci・ソyciem, a by・moソe takソe pociケgnケ・drugie za sobケ. Poznaウ t・prawd・w krkiej wizjiprzyszウych wydarze・ ktej do忤iadczyウ w chwili, gdypierwszy raz si・witali.Sam Nataniel zostaウ ci・ko ranny odウamkiem rzucone-go w nich granatu. Jak ci・ko, nie wiedziaウ nikt, a naj-mniej on sam. Ogarni黎y niezno從ym bem usウyszaウ tylkoj麑 Linde-Lou: "Znikn・a! Znikn・a w Wielkiej Otchウani,w pustce, ktej demony bojケ si・bardziej niソ czegokol-wiek innego. Wielka Otchウa・pochウon・a Ellen!"Potem wok Nataniela zapadウa ciemno懈.Nieco dalej w dolinie ostatnia z piケtki wybranych,Tova, walczケc o ソycie uciekaウa w gウケb lasu. 慶igali jケbezwzgl鹽ni zウoczyy o oczach, z ktych biウa ソケdzamordu. Ludzie Tengela Zウego. Tova prowaウa ciケgnケ・za sobケ chorego Irlandczyka Iana Morahana, chcケc ocali・go od szybkiej 徇ierci, cho・przecieソ w zamian czekaウo godウugie, powolne i bolesne konanie. Nie byウa w staniemy徑e・jasno, dziaウaウa powodowana tym, co zdawaウo jej si・miウosierdziem.Pewne byウo, ソe ソadne z tych dwojga nie miaウonajmniejszych szans, by uj懈 caウo.A do hallu Lipowej Alei wkroczyウ sam Tengel Zウyw osobie Pera Olava Wingera. Mali go nie rozpoznaウa.Wi鹹ej nieszcz龕・tego dnia nie mogウo si・juソ wyda-rzy・M・czy殤i, ktzy zbiegli si・z okolicy i prowalipom wydoby・Gabriela na g・ stan麝i jak zamurowa-ni, wpatrujケc si・w gウ鹵i・ w ktej zniknケウ Marco.- Dzielny byウ czウowiek - mruknケウ jeden. - Oby niebiosazmiウowaウy si・nad jego duszケ.- Musimy, rzecz jasna, szuka・w rzece gdzie・dalej- stwierdziウ lekarz. - Ale i tak nie mウ przeソy・takiegoupadku. Skupmy si・na chウopcu.Wezwany przez doktora lensman miaウ natomiast coinnego do zrobienia. Wraz ze swym najbliソszym wsp-pracownikiem ruszyウ w pogo・za ウotrem, kty przeciケウlin・ M・czy殤i usウyszeli z lasu strzaウy.Lensman wriウ jednak sam.- Uciekウ samochodem. Posウaウem za nim ludzi, alenasze wozy stojケ znacznie dalej, dlatego on ma duソケprzewag・ Zarzケdziウem naturalnie blokad・dr. A tu cosi・dzieje? Kto si・teraz spu彡i po skale?Zapadウa kウopotliwa cisza.- Oczywi彡ie dopilnujemy, aby sytuacja si・nie po-wtzyウa - pospieszyウ z zapewnieniem lensman. - Linab鹽zie strzeソona jak najstaranniej.Kaソdy z m・czyzn chciaウ z pewno彡iケ zej懈 na di wyciケgnケ・chウopca. Przeraソaウa ich jednak przepa懈.My徑eli o ソonach i dzieciach, patrzyli po sobie z nadziejケ,ソe si・zgウosi kto・inny.I wtedy wウa從ie z lasu wyウoniウa si・niezwykウa istota.Pniej wszyscy zgodnie twierdzili, ソe nie widzieli nigdykogo・tak brzydkiego. Poruszajケcy si・na sztywnychnogach m・czyzna, o wウosach przypominajケcych konopiei gウ鹵oko osadzonych oczach, skrzypiケcym gウosem zapy-taウ, czy wolno mu b鹽zie pom nieszcz黌nemu dziecku.Wszyscy odetchn麝i z ulgケ. Nie zastanawiajケc si・dウuソejnad osobliwケ fizjonomiケ nieznajomego, obwiケzali gostarannie nowケ linケ.- Byウ z nami jeszcze jeden - poinformowaウ go lekarz.- Ale zleciaウ do wodospadu.Rune pokiwaウ gウowケ, jakby juソ o tym wiedziaウ, alesprawiaウ wraソenie, ソe nie przejmuje si・losem Marca.Natomiast tym, ktzy od samego poczケtku uczestniczyliw akcji, caウa sytuacja wydaウa si・nader dziwna: najpierwleソケce w dole dziecko prowaウ uratowa・najpi麑niejszym・czyzna, jakiego zdarzyウo si・im widzie・ a po nim zjawiウsi・czウowiek najbrzydszy, jakiego moソna sobie wyobrazi・Powoli i niezdarnie, lecz bez wahania Rune zaczケウ si・spuszcza・po stromej 彡ianie. W wielkim napi鹹iu obser-wowano, jak przeraソajケco szpetny nieznajomy zbliソa si・do leソケcego z pozoru bez ソycia chウopca, a gdy stanケウ juソobok niego na skalnej pce, wszyscy wstrzymali oddech.Widzieli, ソe porusza ustami, jak gdyby z kim・rozmawiaウ,a nie mウ przecieソ porozumiewa・si・z dzieckiem, takdウugo juソ nieprzytomnym. Obawiali si・najgorszego.Brzydal obwiケzaウ chウopca linケ i daウ sygnaウ, by pod-ciケgali go w g・ W zebranych wstケpiウ nnwy duch,niczego juソ si・nie bali.- Co to za szaleniec przeciケウ tamtケ lin・ - spytaウ jedenz nich.- Musiaウ by・chory na umy徑e - odparウ kto・- Tyle dziwnych rzeczy si・tu wydarzyウo - zauwaソyウinny. - I co si・staウo z dziewczynケ? Tケ brzydkケ jak troll, tケ,kta nas tu przysウaウa? Niezego juソ nie pnjmuj・- Dzieje si・tu co・niesamowitego.Doktor i lensman nie wウケczali si・do rozmowy.Z niepokojem oczekiwali na wyciケgni鹹ie chウopca i jegodziwnego ratnwnika.Z drogi dobiegウo przenikliwe zawodzenie nadjeソ-dソajケcej karetki.- Wezwaウem ambulans - powiedziaウ lekarz.- A ja wysウaウem ludzi na poszukiwanie tego, ktyspadウ na d - oznajmiウ lensman. - Ale uwaソam, ソe to, cosi・tutaj dzieje, jest teraz waソniejsze.- Oczywi彡ie.Powoli, bardzo powoli podciケgano lin・ aソ wreszciejeden z m・czyzn mウ poda・Runemu r麑・ "Jakbymdotykaウ drzewa" - stwierdziウ pniej.Skupili si・na chウnpcu. Persnnel ambulansu nadbiegウz noszami, zaraz uウoソono na nich Gabriela i orszakskierowaウ si・w stron・szosy.- Powinni徇y podzi麑nwa・.. zaczケウ lensman. - Alegdzie si・podziaウ ten czウnwiek?Tajemniczy ratownik jakby rozpウynケウ si・w powietrzu.Morahana pochwyciウ atak kaszlu. Musiaウ przystanケ・w zniszczonych pウucach 忤istaウo, w ustach pojawiウa si・krew.Tova patrzyウa na niego z rozpaczケ.- Oni si・zbliソajケ! Co zrobimy?- Biegnij dalej - z trudem dobywajケc gウosu szepnケウMorahan.- Za nic w 忤iecie! Schowaj si・tutaj! - nakazaウa. - Tu,mi鹽zy kamieniami!- Ty teソ.Zawahaウa si・ Dla dwojga nie byウo miejsca.- Dobrze, ale bケd・cicho! Nie kaszl!」atwiej tn byウo powiedzie・ niソ zrobi・W ostatniej chwili udaウo im si・wcisnケ・mi鹽zy gウazyz nadziejケ, ソe nie sケ widoczni. Morahan usiウowaウ po-wstrzyma・kaszel, Tova pomagaウa, zatykajケc mu ustadウoniケ. Kiedy ujrzaウa krew 彡iekajケcケ jej mi鹽zy palcami,zdjケウ jケ lodnwaty strach.Prze徑adowcy haウa徑iwie przedzierali si・przez las.Min麝i Tov・i Iana, kierujケc si・ku przeウ鹹zy drogケ, ktrケ,jak im si・wydawaウo, wybrali zbiegowie. Wkrce gウosy彡igajケcych umilkウy. Tova nie mogウa pojケ・ jak to moソ-liwe, ソe nie zauwaソyli jej i Morahana, zorientowaウa si・jednak, ソe widoczno懈 wok nich nagle znacznie si・pogorszyウa.Aha, pomy徑aウa. Kto・nas od nich odgrodziウ.- Dzi麑uj・ - szepn・a. - Dzi麑uj・bez wzgl鹽u na to,kim jeste・Usウyszaウa wesoウy 徇iech Halkatli. To znaczy, ソe onawciケソ im towarzyszy! Doskonale!- Oni na pewno wrケ - szepn・a Tova do lrland-czyka. - Co robimy?Nie doczekaウa si・odpowiedzi. Morahan straciウ przyto-mno懈.Moソe to i lepiej, pomy徑aウa Tova. Nie b鹽zie tak cierpiaウ.Przez moment popatrzyウa na jego zniszczonケ chorobケtwarz i poczuウa nagウy przypウyw sympatii.- Cholera! - szepn・a ogarni黎a bezradno彡iケ. - Cholera!Morahan prawdopodobnie mウ tu zosta・ najpewniejnic mu nie zrobiケ. Ona jednak musiaウa ucieka・Mimo wszystko nie ruszyウa si・z miejsca.Gウosy zn si・zbliソaウy. Prze徑adowcy wracali.Teraz ze mnケ 殕e, pomy徑aウa Tova. A Marca, megoopiekuna, nie ma.- Zr co・ Halkatlo - poprosiウa. - Masz kontaktz duchami i demonami... Zruzum, sytuacja jest krytyczna.- To juソ zaウatwione - cicho odpowiedziaウa Halkatla.W lesie rozlegウ si・gウo從y szum, przechodzケcy w huk.Zbliソaウ si・wicher, wciケgaウ w wir patyki, 歸歟ウa trawyi obluaowane kamienie, szarpaウ gaウ黝ie i pnie drzew.Jeden z prze徑adowc zawoウaウ:- Zn to przekl黎e tornado! To, kte porwaウonaszych towarzyszy. Kryjcie si・ pr鹽ko!Okrzyki strachu, kte rozpウyn・y si・w powietrzu,powiedziaウy Tovie, ソe nie zdケソyli uj懈 huraganowi.- Dzi麑uj・wam, Demony Wichru! - zawoウaウa. - I to-bie, Halkatlo!- To byウa dla mnie czysta przyjemno懈 - odparウszelmowski kobiecy gウos.W lesie zapadウa cisza. Morahan poruszyウ si・z j麑iem.Tova wyj・a chusteczk・ otarウa krew z jego twarzy i zeswoich palc.- Biedaku - szepn・a. - Biedaku, nie zasウuソyウe・na takilos! Wyglケdasz na takiego... miウego.Nie, nie miウego, to takie nijakie okre徑enie. Sympatycz-nego? Tak, to juソ lepiej.Nagle usウyszaウa zbliソajケce si・kroki.Kolejny zウoczya? Odruchowo rzuciウa si・na ziemi・- Tova? - rozlegウ si・charakterystyczny gウos.- Rune! - Poderwaウa si・z okrzykiem rado彡i. - Och,Rune, dzi麑uj・ dzi麑uj・Obj・a go i mocno u彡iskaウa.- To nie ja - u徇iechnケウ si・zaソenowany, ale zarazspowaソniaウ. - Czy to zn Demony Wichru?- Tak.Rune si・zamy徑iウ.- Wykonaウy dzi・olbrzymiケ prac・ Ale juソ zbyt wie-le razy pokrzyソowaウy plany Tengela Zウego. Ma na nieoko.- Sケdziウam, ソe on zostaウ unicestwiony!- Aleソ skケd! Jest teraz w Lipowej Alei.- Co takiego?- Andre si・tym zajmie. My skupmy si・na tym, co nasczeka tu i teraz.Tovie na chwil・odj・o mow・ w kou zapytaウa...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]