Sandemo Margit-Tajemnica ...

Sandemo Margit-Tajemnica czarnych rycerzy 3-Skarga wiatru, Tajemnica czarnych rycerzy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARGIT SANDEMO - SKARGA WIATRU
MARGIT SANDEMO
SKARGA WIATRU
Z norweskiego przełożyła
Anna Marciniakówna
Tajemnica czarnych rycerzy tom 03
Tytuł oryginału: „Vindens klage”
POL - NORDICA
Otwock
STRESZCZENIE
Morten, lat 24, Unni, 21, i Antonio, 27 lat, stwierdzają, że natrafili na jakąś przerażającą tajemnicę, która zdaje się
korzeniami sięgać daleko w przeszłość. W rodzinach ich wszystkich każde pierworodne dziecko umiera, nie dożywając
dwudziestego piątego roku życia, postanawiają więc zbadać sprawę bliżej. W konsekwencji zostają wciągnięci w wir
wydarzeń przypominających kocioł czarownicy, jakieś koszmarne sny, ostrzegawcze napisy na pergaminowych zwojach,
czarni rycerze i pełni nienawiści zakonnicy. Nieustannie pojawiają się tajemnicze słowa: „AMOR ILIMITADO
SOLAMENTE” (Tylko bezgraniczna miłość).
Wszyscy troje padają też ofiarami ataków osób jak najbardziej żywych. Morten został poważnie ranny.
Starszy brat Antonia, Jordi, zmarł przed czterema laty jako dwudziestopięcioletni młodzieniec. Był on wielką
miłością Unni - niebywale trwałe i tajemnicze uczucie na odległość. Po śmierci Jordiego przeklęte dziedzictwo przejść
miało na dzieci Antonia, dlatego też on poprzysiągł sobie, że nie będzie mieć potomstwa.
Nieoczekiwanie jednak spotykają ponownie Jordiego, który, jak się okazuje, trwa w jakimś półżyciu, w
półzamrożonym stanie. Jordi zawarł pakt z pięcioma hiszpańskimi rycerzami z dawno minionych czasów. Ponieważ
zainteresował się ich smutnym losem, rycerze ofiarowali mu pięć dodatkowych lat istnienia, by mógł podjąć próbę
rozwiązania zagadki, i tym samym przerwał przekleństwo, dręczące ich potomków. Dlatego musiał przejść do świata nie -
egzystencji. Dotychczas Jordi nie miał czasu zajmować się zagadką rycerzy, ponieważ zarówno jego brat, jak i Morten oraz
Unni wciąż byli zagrożeni, musiał więc ich bronić.
Z rycerzami walczy zaciekle jedenastu mnichów z czasów inkwizycji oraz współcześnie żyjący zły ojczym braci,
Leon ze swoją bandą, do której należy również piękna Emma. Nikt nie rozumie ich zawziętości i pełnych nienawiści
ataków. Morten nie ma odwagi nikomu wyznać, że jest zakochany w Emmie.
Młodzi złożyli wizytę babci Mortena, Gudrun, mieszkającej w Selje, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat
przeszłości rodziny. Zabrali ze sobą pielęgniarkę imieniem Vesla, opiekującą się Mortenem. Vesla zakochała się w
kandydacie na lekarza, Antoniu, on jednak jest bardzo powściągliwy w okazywaniu uczuć, chociaż dziewczyna bardzo mu
się podoba.
Na wyspie Selja spotykają pięciu rycerzy. Są to:
Don Federico de Galicia, który ma krewnego imieniem Pedro.
Don Galindo de Asturias; jego ród wymarł.
Don Garcia de Cantabria; ród wymarły.
Don Sebastian de Vasconia, który jest przodkiem Unni.
Don Ramiro de Navarra, przodek Mortena, Jordiego i Antonia.
Hiszpański urzędnik Pedro, starszy, schorowany i bezdzietny człowiek, współpracuje z Jordim oraz z sympatyczną
macochą Mortena, Flavią.
Przekleństwo, które dręczy rycerzy i ich potomstwo, zostało rzucone w piętnastym wieku przez złego Wambę,
stojącego po stronie inkwizycji. Dobra Urraca, przyjaciółka rycerzy również znająca się na czarach, nie była w stanie zdjąć
przekleństwa, mogła jedynie przez wypowiadanie kontrzaklęć je złagodzić. Rycerze są niemi, stracili mowę w wyniku
tortur, jakim poddawali ich mnisi. Tylko Jordi może się z nimi porozumiewać, posiada on zdolność przekazywania myśli
bez słów.
Unni, Antonio, Vesla i Jordi jadą teraz do Hiszpanii, by podjąć próbę odszukania pewnego człowieka imieniem Elio,
jedynego krewnego, którego nigdy nie spotkali, ale jego nazwisko znaleźli w dokumentach genealogicznych rodu i mają
nadzieję, że może on coś wie. Morten został pod opieką babci Gudrun.
Potomkowie dona Ramiro. Znak przy nazwisku wskazuje osoby, które zmarły w wyniku przekleństwa w wieku 25
lat.
1 / 56
MARGIT SANDEMO - SKARGA WIATRU
Dawno zapomniana świętość tkwiła nieruchomo w oczekiwaniu. Las zdołał skryć ją już przed wieloma stuleciami,
zioła i trawy porosły zielonym kobiercem.
Żadna prowadząca do niej droga już nie istniała. Nigdzie nie widać też było śladów, świadczących o tym, że kiedyś
wokół świętej budowli znajdowały się ludzkie siedziby. Wszystko zostało zrównane z ziemią. Komu chciałoby się tu
przedzierać przez nieprzebyte pustkowia?
Mimo wszystko jednak miejsce to kryło w sobie rozwiązanie tajemnicy, mimo wszystko mogło zapewnić spokój
ducha wielu ludziom, innym zaś przynieść ocalenie.
Ale cóż z tego, skoro w zapomnienie odeszła nawet sama tajemnica?
CZĘŚĆ PIERWSZA
MAŁY KAWAŁEK CIEMNOBRĄZOWEJ SKÓRY
1
Prysznic, jak najprędzej! Królestwo za prysznic, myślała Unni, siedząc w trzecim już tego dnia samolocie. Najpierw
była podróż z Oslo do Kopenhagi. Start, plastikowe jedzenie, lądowanie. Potem lot Kopenhaga - Madryt po całonocnym
oczekiwaniu w fotelu w kącie hali tranzytowej lotniska w Kastrup. I teraz do Granady - po hiszpańskim upale na lotnisku w
Madrycie.
Parę dni temu, w drodze do Selje, przeżyli lodowatą kąpiel w marcowym, ulewnym deszczu, ale to nie daje takiego
uczucia czystości jak gorący prysznic. Ubranie lepiło się jej do ciała, pokryte kurzem i przesycone potem, czuła się brudna.
Vesla spała, oparta o Antonia, który rozmawiał z Jordim, siedzącym po drugiej stronie przejścia. Obaj byli
zmartwieni. W Madrycie dowiedzieli się, że Morten po tamtej zimnej kąpieli jest poważnie zaziębiony, grozi mu zapalenie
płuc.
Unni spoglądała przez okno na rozległe, spalone słońcem równiny La Manchy. Morten z pewnością wyliże się z
choroby, przychodzi do niego lekarz, ma poza tym Gudrun, która go pielęgnuje.
Ona sama siedziała obok pustego miejsca, które oddzielało ją od Jordiego. Nie mogła już dłużej narażać się na
działanie zimna, jakie od niego emanowało. Kiedy udzielał jej błyskawicznego kursu języka hiszpańskiego, była rozdarta
między pragnieniem, żeby siedzieć tuż przy nim a dojmującą potrzebą włożenia ciepłych rękawic. Teraz jej palce
odzyskały normalne zabarwienie, nie są już takie sine i przezroczyste, a ona przestała dygotać i nawet zdążyła się spocić.
Za to coraz dotkliwiej tęskniła za jego bliskością.
Nie odważyła się powiedzieć reszcie towarzystwa, że czuje bolesne pieczenie u nasady nosa, i po kryjomu łykała
pigułki przeciw zaziębieniu. Zjadła ich już tyle, że chyba w końcu dostanie kolki wątrobowej.
Unni była zmęczona. Pragnienie przygody opuściło zresztą całą czwórkę, ale tylko na razie. Gdy doprowadzą się
trochę do porządku w hotelowym pokoju, wezmą prysznic, umyją włosy, zjedzą porządny posiłek i odpoczną, z pewnością
znowu odzyskają energię.
Włożyła do ust kolejną pastylkę. Po chwili jeszcze jedną, tym razem przeciwgorączkową, z zapasu, o który dbała jej
znająca się na medycynie mama i pilnowała, żeby Unni nie ruszała się bez tej apteczki. Teraz córka przeglądała, czy jest
tam jeszcze coś, co pomogłoby zdławić zaziębienie. Tabletki przeciw biegunce? Uff! Bilobil na poprawę pamięci, nie, no,
mamo, czy ty myślisz, że jestem sklerotyczką?
- Co ty robisz? - usłyszała obok rozbawiony głos Jordiego.
Z poczuciem winy upchnęła całą kolekcję pigułek z powrotem w podręcznej torbie.
2 / 56
MARGIT SANDEMO - SKARGA WIATRU
- Mama jest bardzo troskliwa, ale daje mi lekarstwa odpowiednie raczej dla jej wieku. Ona sama co chwila wpada w
panikę z powodu innej choroby. Powinieneś zobaczyć, jakie posiada zbiory leków!
Jordi śmiał się głośno. Kochała jego śmiech. Kochała w nim wszystko z wyjątkiem tego okropnego zimna, które go
zamykało jak za murem.
Większość czasu między Kopenhagą a Madrytem wkuwali hiszpański, ale są granice wytrzymałości, przychodzi
taki moment, że człowiek nie jest już po prostu w stanie skupić się na niczym, a zwłaszcza na skrajnie skomplikowanych
hiszpańskich czasownikach, w końcu powietrze uszło z Unni. Ogarniało ją potworne zmęczenie, już zaczynała zasypiać,
gdy nagle, pod wpływem słów Antonia, drgnęła, i usiadła.
- Jordi, jedna rzecz nie daje mi spokoju. Co się stało z tą mapą ze skóry, którą dostałeś od rycerzy? Zginęła?
- Nie - odparł Jordi. - Wciąż ją mam.
- Bogu dzięki! - ucieszył się Antonio. - Gdzie?
Jordi wsunął rękę pod bluzę.
- Nigdy się z nią nie rozstaję. To wyjątkowy dokument.
- Tak. Rozumiem. Czy mógłbym popatrzeć?
Jordi jakby się zawahał, ale trwało to ledwie sekundę lub dwie, po czym wyjął malutki pakunek, rulon właściwie,
owinięty zniszczonym papierem. Ostrożnie go rozpakował i podał bratu kawałek ciemnobrązowej skóry.
Ten studiował go uważnie i stwierdził, że to musi rzeczywiście być bardzo stare. Vesla, która się właśnie obudziła,
była tego samego zdania.
Unni też chciała obejrzeć zabytek. Jordi podawał jej mapę...
Dziewczyna podskoczyła ze stłumionym okrzykiem i upuściła mapę na podłogę. Jordi natychmiast podjął zgubę i
znowu jej podał.
- Co się stało? Oparzyłaś się?
- Nie - Wykrztusiła z przerażeniem na twarzy, rozdygotana. - Nie, to nie to.
- W takim razie, co?
Unni czuła się bardzo źle. Patrzyła na Jordiego, ale zdawała się go nie dostrzegać. On zaś czekał bez słowa, widział,
że jest nienaturalnie blada.
- Ja... coś mi się ukazało - wyjąkała.
- No właśnie - potwierdził Antonio. - Unni zawsze się coś ukazuje, ona w ogóle widzi więcej niż zwyczajni ludzie.
- Opowiedz, co to było - polecił Jordi i wziął ją za rękę, zapominając, że jego dłoń jest jak bryłka lodu. Unni
natychmiast poczuła chłód pełznący aż do barku, w tej chwili jednak co innego zajmowało jej myśli niż współczucie czy
niechęć.
- Nie mogę tego opisać - wykrztusiła na pół z płaczem. - To zbyt potworne. Po prostu nie do wytrzymania. Ja... Nie!
- Owszem, musisz opowiedzieć - powtórzył Jordi z uporem.
Zaciskała rękę na jego dłoni. Raz po raz przełykała ślinę.
- To była młoda dziewczyna. Strasznie młoda. Piętnaście, może szesnaście lat.
Milczała długo, więc Jordi znowu zapytał:
- A jak wyglądała? W co była ubrana?
Te właśnie słowa przeraziły Unni tak bardzo, że wydala z siebie ni to jęk, ni to szloch.
- Skąd mam wiedzieć...
- Nie denerwuj się, Unni - uspokajał ją Jordi. - Nie spiesz się, czasu mamy dość!
Przymknęła oczy. Wszyscy widzieli, że się kuli, jakby wobec czegoś niepojętego, nie do zniesienia.
- To była młoda dziewczyna - zaczęła znowu. - Taka ładna, delikatna, miła. Ale... rysy jej twarzy...
Unni znowu jęknęła:
- Nie mogę!
- Możesz - zaprotestował Antonio, przyszły lekarz; przeciągnął ją na środkowe siedzenie i sam usiadł obok. Nie
było to wcale takie proste w ciasnym samolocie. Położył jej ręce na plecach, przemawiał przyjaźnie, ale zdecydowanie:
- Co takiego strasznego było w jej rysach?
- Były bardzo piękne. I zmienione.
- No? - zachęcał Antonio, gdy znów umilkła. - A włosy?
- Ciemne. Wysoko upięte, bardzo ładna fryzura, ozdobiona perłami.
Bracia popatrzyli po sobie.
- A jak była ubrana? - nie dawał za wygraną Antonio. Unni cofnęła się, usunęła z jego objęć, niespokojna,
zdenerwowana.
- Skąd mam to wiedzieć? - omal nie krzyknęła.
- A co, widziałaś tylko jej twarz? I głowę?
- Tak. Przecież nic więcej nie było, z wyjątkiem cieknącej krwi! Ta dziewczyna została ścięta!
Unni ukryła twarz na piesi Jordiego i wybuchnęła płaczem.
Wszyscy pozostali siedzieli w milczeniu. Zastanawiali się, co o tym myśleć.
Bracia znowu wymienili spojrzenia i ledwie dostrzegalnie skinęli głowami.
Co my robimy? W co myśmy się wdali? myślała Unni przerażona. Jakie to okrutne tajemnice wyciągamy na
dzienne światło? Co to za pięcio - czy sześciowiekowe upiory się ukazują i przerażają nas, niewinnych,
supernowoczesnych ludzi końca drugiego tysiąclecia? Dlaczego nie przerwiemy tych poszukiwań, dopóki nie jest za
późno, dopóki jeszcze nie stanęliśmy twarzą w twarz z największą makabrą?
Czy nie dość już widzieliśmy?
Jordi odbył długą serię niewytłumaczalnych, okropnych wędrówek z powrotem w miniony czas. Sami rycerze, ci,
którzy byli częścią owych zwiadów w przeszłości, mają swoje potworne wspomnienia i wizje.
Za zimno było siedzieć przy Jordim, niechętnie cofnęła się więc, ale złe myśli jej nie opuszczały.
Co takiego kryje się w mrokach przeszłości? Dwie znające się na czarach istoty rzucały na siebie nawzajem
przekleństwa, to prawda, ale czy zło czarów musi sięgać tak daleko w przyszłość?
Na czym polega zagadka, której nikt nie zna? Ona sama przecież została zapomniana! Nie, nie tylko przez rycerzy i
3 / 56
MARGIT SANDEMO - SKARGA WIATRU
mnichów, lecz przez całą ludzkość. Jakim cudem więc mamy znaleźć odpowiedź? Odpowiedź na nieznane pytanie?
Odpowiedź na nic?
Ciekawe, czy przestępcza banda Leona czegoś nie wie. Czegoś, o czym my nie mamy nawet pojęcia. Ale nie
możemy przecież po prostu pójść i ich zapytać!
A może powinniśmy machnąć ręką na to wszystko?
Nie, tak łatwo się nie wykpimy. Życie Jordiego i Mortena zależy od naszego działania. Moje życie również.
Rycerze muszą odzyskać spokój. I tylko my jesteśmy w stanie go im przywrócić.
Ale czy naprawdę?
„Tylko bezgraniczna miłość”.
Co wspólnego z całą sprawą mają te słowa? No tak, ten, kto kocha, i kto jest kochany tak samo bezgranicznie, jest
jedynym zdolnym rozwiązać zagadkę. Jaką cholerną zagadkę?
„Vencid Sanctum Officium”. „Zwalczaj Święte Officium”. Czy rycerze byli zwyczajnymi heretykami?
Nie, rozwiązanie nie jest takie proste.
Przybyli z prastarych państw nad Zatoką Biskajską, na północ od Hiszpanii. Teraz są to autonomiczne prowincje
kraju, niegdyś jednak były potężnymi królestwami. Chociaż w wieku piętnastym nie. Wtedy pozostała właściwie tylko
Nawarra i może jeszcze Vasconia, dzisiaj Kraj Basków. Unni nie pamiętała dobrze, co się stało z pięcioma istniejącymi
dawniej królestwami; Antonio jakoś bardzo pospiesznie o nich opowiedział.
Chcę do domu, skarżyła się w duchu.
A zresztą nie chcę. Chcę być z Jordim. Ale do niego zbliżyć się nie można. Chcę poznać to ciepło, które - jestem
tego pewna - on posiadał, zanim rycerze mu je odebrali.
Nigdy przedtem żaden człowiek mnie tak nie opętał! Jakim sposobem zdołam go zdobyć?
Sposób istnieje jeden: rozwiązanie zagadki. Tylko wtedy Jordi zostanie uwolniony od tego śmiertelnego chłodu.
Ale co się z nim potem stanie? Czy wróci do dawnego życia, czy też pozostanie raczej po śmiertelnej stronie
granicy?
Myśli przygnębiły Unni.
Niezależnie od tego jednak, w jakich rejonach krążyły jej myśli, nie mogła się pozbyć tego widoku, który dopiero co
na ułamek sekundy zobaczyła.
A kiedy się go pozbędzie?
Prawdopodobnie nigdy.
2
Ani Pedro, ani Flavia nie mogli ich powitać na lotnisku w Granadzie, ponieważ hiszpańscy współpracownicy Leona
ze szczególną uwagą obserwowali tych dwoje.
Mimo wszystko na lotnisku spotkało ich jednak coś przyjemnego. Unni włączyła swój telefon komórkowy i
natychmiast zadzwoniła jej matka.
- Gdzie ty się podziewasz, Unni? Dzwonię i dzwonię, dlaczego wyłączyłaś telefon?
- Bo leciałam, mamo. Przemieściłam się nad całą Europą. Teraz wylądowałam w Hiszpanii.
Na wszelki wypadek nie precyzowała, gdzie dokładnie. Mama mogła być przez kogoś wypytywana, lepiej, żeby nie
wiedziała.
- Przecież ty nie masz pieniędzy! Nie, to wszystko nie ma sensu! Zaraz ojciec wpłaci dziesięć tysięcy koron na
twoje konto, żebyś nie chodziła głodna. Czy ten sympatyczny lekarz jest z tobą?
To nie ten brat, kochana mamo, nie ten brat.
- Owszem, Antonio też tu jest.
Ta odpowiedź uradowała mamę.
- Jak to miło - powiedziała Unni do swoich przyjaciół, kiedy już skończyła rozmowę. - Podzielimy się
kieszonkowym, przynajmniej będziemy mogli zamieszkać w jakimś przyzwoitym miejscu.
- Tutaj mają niezłe hotele za przystępną cenę - oznajmił Jordi. - Jeśli się, rzecz jasna, nie wymaga luksusu.
Tego na szczęście żadne z przybyłych nie zamierzało robić. Wkrótce potem zainstalowali się w ładnym i porządnym
hotelu z wszelkimi wygodami. Dziewczęta chciały wziąć wspólny pokój, ale Antonio zaprotestował. Tej nocy Unni musi
mieszkać sama, bracia zamierzali przeprowadzić z nią pewien eksperyment.
- Nie brzmi to specjalnie zachęcająco - wycedziła Unni przez zęby, spoglądając na nich surowo.
- Bo też bardzo przyjemne to nie będzie - przyznał Jordi. - Bylibyśmy ci jednak wdzięczni, gdybyś przez to przeszła.
Nic więcej nie powiedział, ale kiedy już wyszorowani do czysta i przebrani w świeże ubrania zjedli smaczny obiad -
nie, Unni nie może pić wina - a potem zasiedli w pustym hotelowym salonie, bracia wyjaśnili, do czego zmierzają.
- Nie! Nie! Nie! - powtarzała Unni, robiąc długie przerwy między kolejnymi protestami. - Nie, absolutnie nie! Mam
wrażenie, że postradaliście zmysły!
- Myślisz, że nie zdołasz zasnąć z tym kawałkiem skóry pod poduszką? - spytał Antonio.
Patrzyła na niego przerażona. Potrząsała głową, przekonana, że takiego koszmaru nie zniesie. Jordi starał się ją
uspokoić:
- Ja będę z tobą w pokoju, więc nie musisz się bać. Będę przy tobie czuwał i w razie gdybyś miała złe sny, obudzę
cię.
- To będą raczej wizje - wtrąciła Vesla. - A w ogóle to myślę, że za dużo od niej wymagacie.
- Żeby tylko - mruknęła Unni. - Oni nie wiedzą, o co proszą.
Antonio starał się ją przekonać:
- Unni, ty jesteś przecież wyjątkowa...
- Tak, absolutnie wyjątkowa - powiedziała z udaną swobodą, jakby chciała obrócić wszystko w żart, ale wyszło jej
to blado.
- Ponieważ zareagowałaś tak gwałtownie, kiedy dotknęłaś skóry, to pomyśleliśmy, że...
- Tak, tak, rozumiem. Wymagacie ode mnie rzeczywiście zbyt wiele - uśmiechnęła się niepewnie. - Ale ja też jestem
ciekawa.
- Świetnie - odetchnął Jordi. - I powinnaś, naturalnie, powiedzieć stop, gdyby działo się coś nieprzyjemnego.
4 / 56
MARGIT SANDEMO - SKARGA WIATRU
Zresztą i tak nie ma pewności, czy w ogóle przeżyjesz coś nieprzyjemnego tej nocy.
Unni spoglądała ukradkiem na Jordiego i wiedziała, że dla niego gotowa jest zrobić wszystko. Także to, choć strach
dławił ją w piersi.
- Obiecaj mi, że przerwiesz, gdy tylko...
- Natychmiast - obiecał solennie.
Pogłaskał ją po policzku z tym smutnym i ciepłym wyrazem oczu. Unni poczuła, że gardło jej się ściska.
- Ale mimo wszystko nie potrzebujemy trzech pokoi - wtrąciła Vesla. - Dwa wystarczą.
Oczy Antonia rozbłysły.
- Chcesz powiedzieć, że my oboje moglibyśmy zamieszkać razem?
- A dlaczego nie?
- Nie mam odwagi.
- Przyrzekam, że nie będę próbowała cię uwieść. Będę leżeć bez ruchu na swojej połowie łóżka.
- Obawiam się jednak, że ja nie.
Vesla musiała odwrócić zarumienioną, uszczęśliwioną twarz.
- Okay. Trzy pokoje - zdecydowała.
Antonio widział jej uśmiech nieudawanej radości i zaczął mieć problemy z oddychaniem. W żadnym razie nie
powinien był tak mówić. Vesla jest dziewczyną, której trudno się oprzeć. Co by się wtedy stało z jego tak dzielnie
pielęgnowaną cnotą?
Unni miała piętnaście minut na położenie się do łóżka. Cieszyła się, że zabrała w podróż krótką, a właściwie
króciutką nocną koszulkę, ale teraz myślała przestraszona jedynie o tym eksperymencie, który panowie wymyślili, i ręce jej
drżały. Podciągnęła kołdrę pod głowę, znowu ją odrzuciła, zmieniła pozycję, wciąż była z niej niezadowolona, i w końcu
ułożyła się na plecach tak, żeby wyglądać jak najładniej. Bardzo się starała opanować bicie serca, od którego pewnie kołdra
się trzęsie, tak jej się przynajmniej wydawało.
Po kwadransie przyszedł Jordi, ubrany w długie jasne spodnie, bawełnianą koszulkę i sandały. Pewnie wszystko
pożyczył od Antonia. Nie wydawał się już taki sinoniebieski i taki potwornie chudy jak tego dnia, kiedy zobaczyła go po
raz pierwszy, ale pociągający był nadal, i to może bardziej niż przedtem.
Ponieważ Jordi stał, a ona leżała, zdawał się potężny jak jakiś władca, w każdym razie ktoś obdarzony wielkim
autorytetem, choć to przecież nieprawda, Jordi nie miał w sobie nic dominującego. Pod tą przerażającą powłoką mrozu był
najbardziej ciepłą osobą, jaką Unni kiedykolwiek spotkała. I to właśnie ciepło zarejestrowała już przy pierwszym
spotkaniu, tego ciepła nie potrafiła zapomnieć.
No i oczywiście jego powierzchowności, takiej wyjątkowej. Szczerze mówiąc, to powierzchowność Jordiego tak ją
oczarowała, oślepiła i sprowadziła na manowce,
- Nie będę się kładł - oznajmił. - Możesz spać spokojnie. Ja posiedzę w fotelu.
- Ale gdybyś poczuł się zmęczony, to przecież możesz skorzystać ze swojej połowy łóżka - Unni uśmiechnęła się
przyjaźnie.
Jordi wahał się przez chwilę.
- No dobrze, przecież w żaden sposób ci nie zagrażam.
Nie, niestety, nie zagrażasz, pomyślała z ciężkim westchnieniem.
Jordi wyjął pociemniałą skórzaną mapę. Unni przyglądała się jej z wielkim sceptycyzmem.
- Nie będziesz musiała tego bezpośrednio dotykać - uśmiechnął się uspokajająco, widząc jej przerażone spojrzenie. -
Włożymy mapę pod poduszkę, żeby ci nie mogła zrobić wielkiej krzywdy.
Nigdy nic nie wiadomo, pomyślała Unni. Nie cieszyło jej to wszystko, tamta wizja z samolotu naprawdę budziła
grozę. No, ale mus, to mus.
- A co będzie, jeśli nie zasnę?
- Taką ewentualność również braliśmy pod uwagę, dlatego Antonio dał ci tę tabletkę. Ona ma ci jedynie ułatwić
zaśnięcie, naprawdę jest bezpieczna.
- A nie wpłynie na rezultaty eksperymentu?
- Antonio uważa, że nie.
Unni posłusznie łykała lekarstwo, popijając wodą, a tymczasem Jordi uniósł poduszkę i starannie ułożył mapę na
prześcieradle. Upewnił się, czy wszystko jest jak trzeba, umieścił poduszkę na miejscu, potem usiadł w jedynym w tym
pokoju fotelu.
- Przysuń się bliżej - poprosiła. - Jesteś tak strasznie daleko, czuję się jak porzucona na otwartym morzu.
- Rozumiem - uśmiechnął się i przyciągnął fotel bliżej łóżka.
Unni próbowała trzymać go za rękę, ale bez ciepłych rękawic nie byłoby to możliwe. Przeklęci rycerze, czy oni
musieli go zakuć w ten lodowy pancerz? To chyba nie było konieczne?
Owszem, było, tyle Unni zdążyła się już dowiedzieć. Bez tego pancerza Jordi byłby całkowicie bezbronny. Wobec
wielu różnych zagrożeń, również wobec jej bezgranicznego uwielbienia.
Wciąż nie opuszczał jej niepokój. Coś było nie tak jak trzeba, coś szło źle!
- Jordi, ogarnia mnie jakiś dziwny stan, wszystko jest zamazane jak we mgle, wyczuwam coś niespokojnego,
spłoszonego, jakby poszukującego, a może ścigającego... - Z gardła dziewczyny wydobył się szloch. - Wiatr, wiatr skarży
się tak żałośnie. Skąd się ten wiatr bierze?
Jordi natychmiast wstał i wyjął mapę spod poduszki.
- Poczekamy, aż zaśniesz, i dopiero wtedy włożę skórę na miejsce.
- Dziękuję ci - Unni odetchnęła z ulgą. - Teraz czuję się lepiej. Zupełnie nie pojmuję, jak mogłam słyszeć tutaj
skargę wiatru. W pokoju hotelowym przecież nie wieje. Na dworze zresztą też nie!
Jordi przyjrzał jej się uważnie, zanim zapytał:
- Widziałaś coś?
- Nie, ale bardzo się bałam, że zobaczę. Miałam wrażenie, że we mgle coś się do mnie zbliża. Coś, co szuka... mnie.
Żadne nie powiedziało głośno tego, o czym oboje myśleli, że mianowicie działanie magicznej mapy byłoby
znacznie silniejsze, gdyby Unni trzymała ją w ręce i nie spała. To by jednak było zbyt wielkim obciążeniem dla jej
5 / 56
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl