SW - Aaron Allston - X-Wingi VII - Rozkaz Solo, Zachomikowane, Star Wars All Collection
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Aaron Allston
X-Wingi VII – Rozkaz Solo
2
Tom VII cyklu X-WINGI
ROZKAZ SOLO
AARON ALLSTON
Przekład
ALEKSANDRA JAGIEŁOWICZ
Janko5
Janko5
3
Aaron Allston
X-Wingi VII – Rozkaz Solo
4
Tytuł oryginału
X-WING VII: SOLO COMMAND
BOHATEROWIE POWIEŚ CI
Komendant Wedge Antilles - „Łotr Jeden" (dowódca Łotrów, dowódca Widm, męż-
czyzna z Korelii)
Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIAK
Eskadra Widm
Redakcja stylistyczna
MAGDALENA STACHOWICZ
Porucznik (kapitan tymczasowy) Garik „Buźka" Loran - „Widmo Jeden" (mężczyzna z
Pantolomina)
Pilot w stopniu oficera Lara Notsil - „Widmo Dwa" (kobieta z Aldivy)
Porucznik Myn Donos - „Widmo Trzy" (mężczyzna z Korelii)
Pilot w stopniu oficera Tyria Sarkin „Widmo Cztery" (kobieta z Toprawy)
Porucznik Kell Tainer - „Widmo Pięć" (mężczyzna z Sluis Van)
Pilot w stopniu oficera Hohass „Runt" Ekwesh - „Widmo Sześć" (Thakwaash)
Pilot w stopniu oficera Dia Passik - „Widmo Siedem" (Twi'lekanka z Rylotha)
Pilot w stopniu oficera Voort „Prosiak" saBinring - „Widmo Osiem" (Gamorreanin)
Porucznik Shalla Nelprin - „Widmo Dziewięć" (kobieta z Ingo)
Porucznik Wes Janson - „Widmo Dziesięć", XO (mężczyzna z Tanaaba)
Pilot w stopniu oficera Elassar Targon - „Widmo Jedenaście" (Devaronianin)
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
BARBARA CYWIŃSKA
BARBARA OPIŁOWSKA
Ilustracja na okładce
BY LUCASFILM LTD.
Eskadra Łotrów
Kapitan Tycho Celchu - „Łotr Dwa" (mężczyzna z Alderaanu)
Porucznik Pędna Scotian - „Łotr Trzy" (kobieta z Vinsotha)
Porucznik Derek „Hobbie" Klivian - „Łotr Cztery" (mężczyzna z Ralltiira)
Porucznik Tafdira - „Łotr Pięć" (Twi'lek z Rylotha)
Porucznik Gavin Darklighter - „Łotr Sześć" (mężczyzna z Tatooine)
Pilot w stopniu oficera Ran Kether - „Łotr Siedem" (mężczyzna z Chandrili)
Pilot w stopniu oficera Koobis „Cel" Nu - „Łotr Osiem" (Rodianin z Rodii)
Porucznik Corran Horn - „Łotr Dziewięć" (mężczyzna z Korelii)
Porucznik Ooryl Qyrgg - „Łotr Dziesięć" (Gand)
Porucznik Asyr Sei'lar - „Łotr Jedenaście" (Bothanka)
Pilot w stopniu oficera Inyri Forge - „Łotr Dwanaście" (kobieta z Kessela)
Porucznik Nawara Ven - XO (Twi'lek z Rylotha)
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Copyright © 1999 by Lucasfilm, Ltd. & TM.
All rights reserved.
For the Polish translation
Copyright © 2004 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Personel pomocniczy
ISBN 83-241-1817-9
Brzęczyk (robot R2 Donosa)
Cubber Daine (mężczyzna z Korellii, mechanik Widm)
Szlaban (robot R5 Wedge'a)
Koyi Komad (Twi'lekanka z Rylotha, mechanik Łotrów)
Skrzypek (robot 3PO, kwatermistrz eskadry)
Tonin (robot R2 Lary)
Rozpylacz (robot R2 Buźki)
Janko5
Janko5
5
Aaron Allston
X-Wingi VII – Rozkaz Solo
6
Wojskowi Nowej Republiki
Generał Han Solo (mężczyzna z Korelii)
Kapitan Onoma (Kalamarianin)
Kapitan Todra Mayn - „Oszczep Jeden" (kobieta z Commenoru)
Pilot w stopniu oficera Nuro Tualin - „Oszczep Dwa" (Twi'lek z Rylotha)
Pilot w stopniu oficera Dorset Konnair - „Oszczep Siedem" (kobieta z Coruscant)
Pilot w stopniu oficera Tetengo Noor - „Oszczep Dziewięć" (mężczyzna z Churby)
ROZDZIAŁ
1
Wojskowi w służbie Zsinja
Lord Zsinj (mężczyzna z Fondora)
Generał Melvar (mężczyzna z Kuata)
Doktor Edda Gast (kobieta z Saffalore)
Kapitan Radaf Netbers (mężczyzna z Broesta)
Kapitan Yellar (mężczyzna z Coruscant)
Porucznik marynarki Jart Eyan wyglądał na wypoczętego i zadowolonego z życia.
Gdyby wiedział, że tego życia zostało mu dwanaście minut, z pewnością straciłby do-
bry humor; na szczęście oszczędzono mu tej wiedzy.
Zszedł z rampy wahadłowca, przystanął w doku „Domu Jeden" i rozejrzał się wo-
kół. Kiedy po raz ostatni oglądał tę część statku, większość dokujących tu wahadłow-
ców i statków wojskowych nosiła ślady walki i zaniedbania, nieuniknione w każdej
dłuższej kampanii. Teraz jednak wszystkim przywrócono dawną świetność. Czas, jaki
„Dom Jeden" spędził w stoczniach Coruscant, nie został zmarnowany.
Eyan był Twi'lekiem, przedstawicielem humanoidalnego gatunku, wyróżniającego
się dwoma bliźniaczymi mięsistymi wyrostkami - lek-ku - które zwisały z głów w miej-
scu, gdzie człowiek ma włosy. Ludzie często zapominali, że lekku, zwane również
głowoogonami, są w istocie splotami nerwów, co dawało Twi'lekom przewagę w oce-
nie sytuacji i wyczuwaniu możliwych zagrożeń.
Eyan zadrżał. Ryloth, rodzinna planeta Twi'leków, była upalnym światem. Na
„Domu Jeden", statku, który został zaprojektowany dla istot wodnych, jakimi byli Ka-
lamarianie, panowała temperatura dość niska, więc czuł się tu nie najlepiej. Mundur
oficera Nowej Republiki, jaki miał na sobie, nie wystarczył, aby poprawić sytuację.
Pomimo wszystko Eyan uśmiechał się, wyszczerzając kły drapieżnika. Dobrze by-
ło wrócić.
Adiutantka - kobieta - podeszła i energicznie zasalutowała.
- Witamy z powrotem. Mam nadzieję, że miło pan spędził urlop.
- Och, oczywiście. - Eyan zmarszczył czoło, usiłując sobie przypomnieć, jak wła-
ściwie spędził ten urlop, ale zrezygnował. Jednym gestem objął statek i dok.
- W jakim jest stanie?
- Sto procent sprawności. Admirał musi tylko wskazać kierunek i wyruszymy na-
tychmiast.
- Doskonale.
- Kilka minut temu dostał pan wiadomość od żony. Była oznakowana jako pilna.
- Czy kapitan ma dzisiaj służbę?
- Teraz nie.
Janko5
Janko5
7
Aaron Allston
8
Istota po drugiej stronie stołu holograficznego, do której zwracał się Gamorreanin,
również wyglądała niezwykle, choć tę rasę dość często spotykano w wojskach Nowej
Republiki. Admirał Ackbar był przedstawicielem Kalamarian, humanoidów o rybich
rysach twarzy i gumowatej skórze. Wprawdzie we flocie Nowej Republiki służyło wie-
le istot tej rasy, jednak nieczęsto zdarzało się, aby ich imieniem nazywano manewry
bitewne czy typy myśliwców, jak to miało miejsce w przypadku Ackbara.
- Właściwie - ciągnął Gamorreanin - Zsinj miał tylko jedną możliwość manewru,
jeśli chciał zachować „Pocałunek Brzytwy". Wskazał ręką na powtórkę bitwy w głębo-
kiej przestrzeni, odtwarzaną właśnie przez holoprojektor. - Widzisz, jak kombinuje,
żeby utrzymać „Żelazną Pięść" pomiędzy nami a „Pocałunkiem Brzytwy"? Zobacz,
zwolnił nawet tempo ucieczki, żeby zrównać się z uszkodzonym statkiem. Wszystko
jak po sznurku, pod dyktando naszych chłopców.
Głos admirała Ackbara, niski i chropawy, brzmiał bardziej stanowczo niż zwykle u
jego rasy.
- Więc nie widzisz nic interesującego w tym starciu.
- Proszę mi wybaczyć, tego nie powiedziałem. - Gamorreanin pokręcił regulato-
rami, aby nastawić zbliżenie holoprojekcji na drugi z superniszczycieli gwiezdnych. Z
tej odległości obaj z Ackbarem widzieli na powłoce potężnego statku niezliczone poża-
ry. Wyżej ścierały się w walce roje myśliwców Nowej Republiki i Imperium.
- Z punktu widzenia logiki - ciągnął Gamorreanin - bardzo interesujące jest za-
chowanie Jeden-Osiemdziesiąt Jeden. Poza tym, że demonstracyjnie lojalna eskadra
Imperium nie powinna działać ramię w ramię z takim zbuntowanym łotrem jak Zsinj,
jest coś dziwnego w sposobie ich walki.
Twarz Ackbara wyrażała zainteresowanie.
- Nie zauważyliśmy w naszych analizach żadnych nieprawidłowości. Ale oczywi-
ście ty byłeś na miejscu.
- Muszę sprostować: nie było mnie tam. Przez większą część walki tkwiłem w pu-
łapce na „Żelaznej Pięści", usiłując zmusić mój myśliwiec do współpracy. Sam zauwa-
żyłem to dopiero teraz, kiedy pokazał mi pan te zapisy. Pojedyncze pary myśliwców
wydają się odpowiadać w poszczególnych sekwencjach ataku w zaskakująco podobny
sposób. Proszę spojrzeć. - Gamorreanin wskazał parę myśliwców przechwytujących
TIE, wyróżniających się poziomymi czerwonymi paskami na matrycach solarnych
skrzydeł. Kiedy od tyłu atakowała je para X-wingów, TIE odbijały w ciasnym skręcie
w lewo i nieco w dół. X-wingi nie były w stanie powtórzyć tego manewru.
Gamorreanin zatrzymał holoprojektor, przesunął oko kamery wzdłuż „Żelaznej
Pięści" i odnalazł kolejną parę myśliwców przechwytujących 181. Przewinął nagranie,
na którym oba statki zmierzały właśnie do kolejnego skupiska walki, po czym przełą-
czył na normalne tempo.
- Proszę, tutaj dwa A-wingi z Eskadry Oszczepu podchodzą od tyłu wzdłuż tego
samego wektora. Widzi pan, jak myśliwce przechwytujące skręcają dokładnie w ten
sam sposób. Wiodący przyjmuje wyższą pozycję i nieco płytszy kąt nawrotu, a skrzy-
dłowy schodzi niżej i wchodzi w znacznie ciaśniejszy skręt.
- Przypadek.
- Dobrze. Odbiorę wiadomość, a dopiero potem zgłoszę się oficjalnie. - Eyan po-
dziękował jej skinieniem głowy i ruszył do swojej kwatery.
O co chodzi żonie? Przecież dopiero co się rozstali - podobnie jak wielu innych
oficerów Nowej Republiki, po przeniesieniu na dawną stołeczną planetę Imperium
sprowadził tam również swoją rodzinę. Spędził z nią cały urlop i widzieli się całkiem
niedawno. Zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć, jak właściwie spędzali ten
wspólny czas. Wspomnienia jednak nie nadchodziły. Prześladowało go uczucie, że
umyka mu coś istotnego.
W kwaterze uruchomił osobisty terminal i otworzył pocztę. Oprócz licznych ko-
munikatów związanych ze służbą odnalazł wiadomość od żony, oznaczoną jako priory-
tetowa. Otworzył ją.
Ujrzał żonę siedzącą w ciemnoczerwonym fotelu z wysokim oparciem, który stał
przed ich domowym terminalem. Wyglądała na zmartwioną, a zielonkawa skóra miała
odrobinę bledszy odcień, niż powinna. Spojrzała w bok, jakby porozumiewając się
wzrokiem z kimś, kto znajdował się poza zasięgiem kamery.
- Jart - powiedziała - ci Wookie znowu tańczą w salonie.
Eyan wyłączył wiadomość, nie zawracając sobie głowy wysłuchaniem do końca, i
natychmiast ją skasował. Wprowadził z klawiatury do terminalu kilka rozkazów; zdzi-
wił się przelotnie, jak może być tak szybki, tak pewny siebie, nie mając pojęcia, co
właściwie robi. Oczywiście, pomyślał. Ci przeklęci Wookie znowu tańczą w salonie.
Wyjął broń z kabury - niewielki, lecz potężny miotacz - i sprawdził, czy jest całkowicie
naładowana. Włożył miotacz do kieszeni i wyszedł. Dobrze wiedział, co ma zrobić,
żeby pozbyć się tych tańczących Wookie.
- Jeśli chodzi o strategię, w walce pomiędzy największymi statkami: „Pięścią" a
„Mon Remondą", nie wydarzyło się nic szczególnego.
- Przemawiający był Gamorreaninem, humanoidem o świńskim ryju. Gatunek ten
był znany ze swojego wojowniczego usposobienia, ale tego akurat osobnika łączył z
nim jedynie wygląd.
Mówił w języku basie, co leżało poza granicami możliwości innych Gamorrean.
Jego głos nie był zresztą naturalny; każde słowo artykułował dwukrotnie, raz jako gar-
dłowy bulgot, który dla większości ludzi był jedynie bełkotem, a drugi raz przez me-
chaniczny implant, który miał w gardle. Był też jedynym Gamorreaninem, który nosił
mundur dowództwa floty Nowej Republiki.
Na ramieniu pomarańczowego kombinezonu pilota miał naszywkę jednostki,
znacznie czystszą i nowszą niż reszta ubioru. Emblemat przedstawiał białe koło, po-
środku którego umieszczono srebrzystoszary symbol Nowej Republiki - stylizowanego
ptaka z rozpostartymi skrzydłami. Na białym tle widniało też dwanaście czarnych, wi-
dzianych z góry sylwetek X-wingów. Jedna z nich, w lewej dolnej części okręgu, była
duża, pozostałe jedenaście - trzy razy mniejsze. Wszystkie skierowane były w górę i w
prawo, jakby leciały w zwartej, precyzyjnej formacji. Białe koło otaczał szeroki niebie-
ski pierścień w złotej obwódce. Była to zupełnie nowa odznaka zupełnie nowej forma-
cji -Eskadry Widm.
Janko5
Janko5
X-Wingi VII – Rozkaz Solo
9
Aaron Allston
10
nia członków jego eskadry. Włączył go kciukiem. Wydał potężny ryk, o którym wie-
dział, że paraliżuje ludzi lękiem, i rzucił nożem.
Cel drgnął i zwrócił się ku niemu, żeby strzelić jeszcze raz. Wibronóż, zamiast tra-
fić w pierś, uderzył w miotacz, tnąc metal w miejscu, gdzie lufa stykała się z osłoną
spustu. Broń eksplodowała z jasnym błyskiem i morderca odrzucił ją od siebie.
Prosiak usiłował wstać, ale stwierdził, że drżące nogi nie chcą go słuchać. Ujrzał,
jak Ackbar z boku rzuca się na mordercę, a połączone błoną palce Kalamarianina zaci-
skają się na gardle Twi'leka... ale porucznik Eyat bez trudu wyrwał się z uścisku admi-
rała i popchnął go na ścianę. A potem powoli, jak gość zasiadający do obficie zasta-
wionego stołu, usiadł na nim i objął dłońmi jego szyję...
Prosiak zmusił się do wstania. „Pozostały czas... szacunkowo dziesięć sekund. Za-
bić, zabić, zabić. Trudno coś zobaczyć. To efekt uboczny wstrząsu. Oderwać mu ramię
i rozedrzeć na kawałki, aż zawrzeszczy się na śmierć. Jest silny, jest nienaturalnie sil-
ny".
-Nie. Kąt ataku dyktuje sposób, w jaki działają. Tyle że w przypadku Jeden-
Osiemdziesiąt Jeden nie jestem pewien, co to oznacza.
Ackbar pochylił się do przodu, całą postawą wyrażając nagłe zainteresowanie.
- Pokaż mi coś jeszcze.
Porucznik Eyan wszedł do gabinetu admirała z szerokim, drapieżnym uśmiechem
mięsożercy.
Adiutant, siedzący przy biurku obok drzwi, odwzajemnił uśmiech. Ten mężczyzna
wyglądał tak, jakby wojskowe jedzenie świetnie mu służyło, a nawet jakby mogło słu-
żyć mu nieco gorzej. Wstał i zasalutował.
- Witamy z powrotem. Zdaje się, że wypoczął pan na urlopie.
Eyan wyciągnął miotacz z kieszeni, wbił go w żołądek adiutanta i nacisnął spust.
Strzał wbił mężczyznę w fotel; huk prawie całkowicie stłumił kontakt lufy z ciałem
ofiary.
- Istotnie - rzekł porucznik.
Sięgnął poprzez drgające jeszcze ciało i wcisnął guzik ukryty pod blatem biurka.
Drzwi do gabinetu Ackbara stanęły otworem.
Admirał podniósł wzrok na wchodzącego oficera.
- O, porucznik Eyan. Przedstawiam panu oficera Voorta saBinringa, znanego rów-
nież jako Prosiak. Jest pilotem Eskadry Widm i geniuszem matematycznym. SaBinring,
to porucznik Jart Eyan, oddział ochrony.
Prosiak wstał i zasalutował oficerowi.
- Miło mi pana poznać. Eyan oddał honory.
- Mnie również.
Wyjął zza pleców miotacz, wbił go w brzuch Prosiaka i nacisnął spust.
Rzucił się ku zabójcy; po drodze odbił się od krawędzi biurka, nabierając prędko-
ści. Ofiara zwróciła się ku niemu z wyrazem zdumienia na twarzy.
Wtedy uderzył.
Po drugiej stronie muru, oparta o ścianę mesy, stała pani chorąży. Nagle coś ją wy-
rzuciło do przodu. Uderzyła w podłogę z ogromną siłą, a kaf z kubka ochlapał jej buty,
gdy wylądowała po drugiej stronie mesy.
Wszyscy w mesie ze zdumieniem patrzyli na wygiętą metalową płytę, która do
niedawna stanowiła gładką ścianę. Ktoś podszedł, aby zbadać kobietę. Pozostali po-
spiesznie ruszyli w kierunku wyjścia.
Prosiak odsunął biurko, żeby nie przygniotło admirała Ackbara. Poruszał się
znacznie wolniej, niż by chciał. Nie zostało mu już wiele sił.
Objął wzrokiem swoje dzieło. Głowa Twi'leka prawie przestała istnieć. Miazga, w
którą się zamieniła, bardzo podobała się jednemu z głosów w głowie Prosiaka, choć
wyraźnie napawała obrzydzeniem drugi.
Admirał Ackbar zbierał się z podłogi, mówiąc coś, ale Gamorreanin nic nie rozu-
miał.
Upadł, czując, jak żar i ból w jego brzuchu ogarniają go całego.
Dwa myśliwce przechwytujące TIE skręciły, manewrując po szerokim łuku w po-
szukiwaniu nieprzyjaciela. Powierzchnia księżyca migała pod ich kadłubami.
Gdyby ktoś zobaczył te statki po raz pierwszy, wydałyby mu się zabawne. Ich ka-
biny - kule zbudowane wbrew prawom aerodynamiki - były niewiele wyższe od czło-
wieka. Z dwóch stron wystawały wsporniki skrzydeł - grube słupy, każdy mniej więcej
długości obwodu kabiny. Na końcu każdego z nich znajdowała się matryca solarna,
wygięty, prawie elipsoidalny płat z głębokim wycięciem na przedniej krawędzi. Nor-
malne myśliwce TIE z powodu kulistych kabin nazywano gałami; myśliwce przechwy-
tujące w slangu pilotów Nowej Republiki zyskały miano skosów.
Dziwna sprawa, pomyślał Prosiak. Jakie to wszystko nagłe. W jednej chwili jesteś
w doskonałym zdrowiu, w następnej umierasz. Z bólu stracił zdolność widzenia, żar
trawił mu wnętrzności i przeżerał na wylot, jakby ktoś rozpalił mu w brzuchu ognisko.
Dźwięki ledwo do niego docierały. Wiedział, że leży na plecach, ale nie miał pojęcia,
jak się znalazł w tej pozycji.
Zdaje się, że mam przed sobą tylko kilka chwil życia. To interesujące, stwierdził.
Jednak nauka, która go przekształciła, obdarzyła kontrolą nad emocjami i dała ma-
tematyczne zdolności - co zwróciło na niego uwagę admirała Ackbara - nie odebrała
mu wszystkich biologicznych imperatywów, które wiązały się z gamorreańską naturą.
W głębi jego umysłu rozległ się drugi głos, który z każdą chwilą przybierał na sile:
„Żyć, umrzeć, co za różnica... Zabić go! Tłuc, aż jego kości zmienią się w miazgę, wbić
kły w jego ciepłe ciało i wydrzeć życie! ZABIĆ!"
Prosiak otworzył oczy. Morderca stał o kilka metrów od niego z bronią wycelowa-
ną w Ackbara. Mówił coś, ale do Prosiaka nie docierały słowa.
Słowa zresztą nie miały znaczenia. Ten Twi'lek jeszcze nie zabił Ackbara. Prosiak
sięgnął do lewego rękawa i drżącą ręką wyciągnął wibronóż, zwykłą część wyposaże-
Janko5
Janko5
X-Wingi VII – Rozkaz Solo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]