Sandra Brown - Mistyfikacja, !!! 2. Do czytania, 1.!.Thrillery
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział pierwszy
- Całuski, całuski! - Melina Lloyd cmoknęła powietrze w oko¬licy policzków swojej siostry-bliźniaczki. -
Zamówiłam włoskie białe wino, które ma rześki, lekki i nie za owocowy bukiet, jak zapewnił kelner, dość
seksowny facet. O, właśnie nadchodzi.
Gillian usiadła naprzeciwko. Kelner, stawiając przed nią kie¬liszek Pinot Grigio, z wraŜenia rozlał sobie
parę kropel wina na rękę, kręcąc ogoloną głową to w prawo, to w lewo.
- O mój BoŜe kochany! - wykrzyknął.
- Jesteśmy identyczne - rzekła Gillian, wyprzedzając jego
pytanie.
- Zamurowało mnie. Podobieństwo jest rzeczywiście niesa-
mowite.
Melina uśmiechnęła się lekko.
- Moja siostra chciałaby zamówić coś do picia, jeśli moŜna. Ton jej głosu, chłodny jak przyniesione wino,
przywołał go
do porzÄ…dku.
- Oczywiście - odparł, stając prawie na baczność. - Proszę mi wybaczyć. Co pani sobie Ŝyczy?
- Wodę sodową. Z duŜą ilością lodu i plasterkiem limony.
- Będę prontomente z pani napojem i wtedy przedstawię
listę dań polecanych dzisiaj przez szefa kuchni.
5
- Nie mogę się doczekać - mruknęła Melina, gdy kelner się
oddalił.
Gillian pochyliła się w jej kierunku i szepnęła: - Prontomente to jakieś słowo?
- Niesamowite, co?
Siostry zachichotały.
- Cieszy mnie twój śmiech - odezwała się Gilian. - Kiedy tu przyszłam, wydawałaś mi się nieprzystępna,
jakbyś miała ochotę warknąć.
- Czuję się wykończona - przyznała Melina. - Dzisiaj rano musiałam odwieźć na lotnisko pisarkę
odlatującą o piątej pięć¬dziesiąt osiem. Piąta pięćdziesiąt osiem! Dobrze wiem, Ŝe literaci specjalnie
rezerwują bilety na takie nieludzkie godziny, Ŝeby sobie zapewnić naszą eskortę.
- A cóŜ to za ranny ptaszek? Ktoś interesujący?
- Zapomniałam, jak się nazywa. Wydała pierwszą ksiąŜkę.
Traktuj swoje dzieci jak zwierzęta domowe. Z podtytułem: Fe¬nomenalne rezultaty.
- Dwulatki siadajÄ… i szczekajÄ… na komendÄ™?
- Nie wiem, nie czytałam tej ksiąŜki. Ale ludzie ją kupują,
skoro zajęła trzecie miejsce na liście bestsellerów "New York Timesa".
- Wygłupiasz się.
- Przysięgam Bogu. Jak coś jest chwytliwe, to się sprzedaje.
Teraz nawet ja mogłabym napisać ksiąŜkę. Tyle Ŝe nie przy¬chodzi mi do głowy Ŝaden poszukiwany
temat. - Zamyśliła się na chwilę. - Pewnie mogłabym opisać większe i mniejsze sławy, które spotykam i z
którymi z trudem wytrzymuję przez jeden dzień. Ale wówczas podano by mnie do sądu.
Kelner przyniósł szklanką wody sodowej dla Gillian i postawił na stole srebrny koszyczek z chlebem.
Wyrecytował wyszukane menu, kwieciście opisując potrawy z uŜyciem mnóstwa przy¬miotników, i
odszedł lekko nadęty, kiedy bliźniaczki zamówiły z karty połówki avocado z sałatką z krewetek.
Melina podsunęła koszyk Gillian, która wyjmując z celofa¬nowego opakowania okrągły sucharek
posypany orzechami za¬pytała:
6
- A bliźnięta jednojajowe? O tym na pewno mogłabyś na¬pisać.
- Za duŜo materiału. Trzeba by zawęzić temat.
- Powiedzmy, bliźniaczki, które się tak samo ubierają, kontra
takie, które róŜnią się strojem? - MoŜe.
- Rywalizujące o miłość rodzicielską?
- Brzmi lepiej. A co byś powiedziała o porozumiewaniu się
za pomocą telepatii? - Melina, sącząc wino, spojrzała na Gillian znad kieliszka. - Co mnie prowadzi do
odkrycia, Ŝe moja bliź¬niaczka jest dzisiaj jakaś zamyślona. Co się dzieje?
Gillian schrupała sucharek, otrzepała czubki palców i dopiero
wtedy się odezwała: - Zrobiłam to.
- To?
- No wiesz. - Celowo ściszyła głos. - To, nad czym się
zastanawiałam od kilku miesięcy.
Melina omal nie zakrztusiła się wyśmienitym trunkiem z im¬portu. Spojrzenie jej szarych oczu, dokładnie
tego samego koloru co tęczówki Gillian, powędrowało w kierunku brzucha siostry, zasłoniętego blatem
stołu.
- Nie zauwaŜysz róŜnicy. - Gillian się roześmiała. - Przynaj¬mniej jeszcze nie teraz. Przyszłam tu prosto z
polikliniki.
- Mówisz, Ŝe to się odbyło dziś? Przed chwilą? Czyli w trak¬cie naszej rozmowy staję się ciotką?
Gillian znowu się uśmiechnęła.
- Tak sądzę. Pod warunkiem Ŝe te drobiny robią, co do nich naleŜy, dostają się, gdzie mają trafić, płyną w
górę.
- BoŜe, Gillian! - Melina szybko przełknęła następny łyk wina. - Naprawdę to zrobiłaś? Coś podobnego!
Ale zachowujesz siÄ™ tak ... normalnie, wydajesz siÄ™ taka opanowana.
- Wobec tego ginekolog byłby ze mnie zadowolony. Wyobraź sobie, Ŝe przed zabiegiem kazał mi się
zrelaksować, jak gdyby dało się to zrobić na zawołanie. Metalowe podpórki pod nogi były zimne jak lód, co
raczej nie sprzyja relaksowi. Byłam podekscytowana swoją decyzją, po miesiącach bicia się z myś¬lami.
A nie była to decyzja, która łatwo mi przyszła.
7
Sztuczne zapłodnienie z uŜyciem spermy anonimowego da¬wcy. Gillian przez kilka miesięcy rozwaŜała
wszystkie za i prze¬ciw. Melina była pewna, Ŝe jej bliźniaczka głęboko zastanowiła się nad wszystkim, ale
nie mogła opanować wątpliwości.
- Gillian, czy rozpatrzyłaś sprawę z kaŜdej strony?
- Tak myślę. Mam nadzieję, Ŝe wzięłam wszystko pod uwagę,
ale moŜe coś przegapiłam.
Melinę zaniepokoiły ewentualne przeoczenia, ale nie dała tego poznać po sobie.
- Czasami miewałam tak sprzeczne odczucia, Ŝe miałam ochotę w ogóle się wycofać - ciągnęła Gillian. -
Gorzko Ŝało¬wałam, Ŝe ten pomysł przyszedł mi do głowy, chciałam o nim zapomnieć. Ale to nie takie
proste, gdy człowiek raz się do czegoś zapali.
- To dobry znak. Gdy coÅ› nas bierze tak mocno, to zazwyczaj kryjÄ… siÄ™ za tym jakieÅ› waÅœne powody.
- Fizycznie nie było Ŝadnych przeszkód. Jestem zdrowa jak ryba. Przeczytałam wszystko, co wpadło mi w
ręce na temat alternatywnych metod poczęcia. Ale im więcej się dowiadywa¬łam, tym bardziej czułam się
zdezorientowana. Próbowałam nawet wmówić sobie, Ŝe to nie ma sensu.
- No i?
- I nie znalazłam Ŝadnego przekonywającego argumentu-
roześmiała się Gillian. - Zatem poddałam się zabiegowi. - Wybrałaś w końcu poliklinikę Watera?
Gillian przytaknęła.
- Ma świetne wyniki i cieszy się dobrą opinią. Polubiłam mego lekarza, bo był bardzo delikatny i cierpliwy.
Nie szczędził mi objaśnień, moja decyzja była w pełni świadoma.
Patrząc na rozradowaną twarz siostry, Melina zrozumiała, Ŝe Gillian jest zachwycona sytuacją.
- Nie mogę uwierzyć, Ŝe nic mi nie powiedziałaś. PrzecieŜ poszłabym z tobą, gdybyś tylko wyraziła
ochotę. Trzymałabym cię za rękę, mogłabym cię wspierać psychicznie ...
- Melino, wiem, Ŝe mnie popierasz. Ty i Jem jesteście jedy¬nymi ludźmi, z którymi o tym rozmawiałam.
Przepraszam, Ŝe nie zawiadomiłam cię wcześniej o mojej decyzji. Ale ... - Jej
8
oczy się zaszkliły - Melino, proszę, zrozum. Przemyślałam wasze opinie na ten temat, wzięłam pod uwagę
wasze zastrzeÅœenia ...
- Ja ...
_ Daj mi skończyć. Ale gdy juŜ wszystko zostało powiedzia-
ne, kiedy głosowanie się odbyło, to ja musiałam podjąć decyzję, wyłącznie ja. Bo przecieŜ ja jestem tą
osobą, która poddaje się zapłodnieniu. Jeśli zabieg się powiedzie, zajdę w ciąŜę i urodzę dziecko. Tak,
chciałam ci o tym powiedzieć. Ale kiedy wreszcie podjęłam postanowienie, nie miałam ochoty, aby
ktokolwiek namawiał mnie ...
- ... Ŝebyś tego nie zrobiła.
_ Albo Ŝebym przemyślała to jeszcze raz.
_ Szanuję twoją decyzję. Naprawdę. - Melina, dla podkreś¬lenia swoich intencji, wyciągnęła rękę i
ścisnęła dłoń siostry. ¬Jem był z tobą?
- Nie.
_ Ciągle nie mogę u;.-vierzyć. - Znowu zerknęła na brzuch
bliźniaczki. - Jak oni to ... Jak to się odbywa?
_ Wczoraj zrobiłam sobie w domu test moczu, który wykazał wzrost hormonów, co zapowiada owulację w
ciągu dwudziestu czterech do trzydziestu sześciu godzin. Wobec tego zatelefono¬wałam do polikliniki i
zamówiłam wizytę• Wszystko odbywa się bardzo profesjonalnie. Przez szyjkę macicy wsuwają cienką
rurkę.••
Melina słuchała jak zahipnotyzowana relacji o zabiegu.
- Bolało?
- Nie, to jest zupełnie bezbolesne.
- A skąd się wzięła sperma?
- Jak myślisz?
Melina parsknęła śmiechem:
- Chodzi mi o to, skąd ją przywieźli.
_ Poliklinika Watera ma własny bank spermy, ale nie stosuje miejscowych zasobów do zapładniania
tutejszych pacjentek.
- To mÄ…dre z ich strony.
_ Moja pochodzi z godnego zaufania banku spermy w Kali¬fornii, przesyłka przyleciała dziś rano w
opakowaniu ze sztucz¬nego lodu. Zawartość termosu trzeba było rozmrozić i opłukać ...
9
- Co takiego?
- Tak to nazywają. Potem mieszają spermę z białkiem i od-
wirowują, wreszcie umieszczają w cewniku ... - Gillian się roze¬śmiała. - MoŜna to określić jako
koncentrat plemnikowy.
- Przychodzi mi na myśl mnóstwo kawałów, których ci dzi-
siaj oszczędzę.
- Jestem ci za to wdzięczna.
- Czujesz jakąś róŜnicę?
- Nie. Prawdę mówiąc, zdrzemnęłam się w pokoju zabiego-
wym, bo musiałam potem leŜeć przez pół godziny. Kiedy się zbudziłam, ujrzałam nad sobą pielęgniarkę,
która mi powiedzia¬ła, Ŝe mam się ubrać i przejść do gabinetu lekarza. Tam doktorek palnął mi mowę o
wysokim odsetku zapłodnionych pacjentek i uprzedził, Ŝebym się nie zniechęcała, jeśli za pierwszym
razem nic z tego nie wyjdzie. A potem wsiadłam do samochodu i przy¬jechałam tutaj.
Uspokojona tonem, w jakim siostra zdała jej sprawozdanie z zabiegu, Melina rozsiadła się wygodniej na
krześle i wpatrzyła w twarz identyczną z jej własną twarzą.
- No, no. To naprawdę niesamowite. - Obie znowu się roze¬śmiały, przypominając sobie słowa kelnera. -
Wydaje mi się ¬ciągnęła Melina - Ŝe naj trudniej sza rzecz w tym wszystkim to nasikać na malutki pasek
papieru do testowania.
- Owszem, wymaga to pewnej wprawy. Całkiem dobrze mi juŜ szło.
- Prawdę powiedziawszy ... - Melina zamilkła i wykonała ruch ręką, jakby chcąc wymazać nie skończone
zdanie. - Ach, mniejsza z tym. Nie powinnam nic mówić.
Gillian jednakŜe domyśliła się, o co siostrze chodzi.
- Chciałaś powiedzieć, Ŝe wolisz staroświecką metodę za¬pładniania.
Melina wyciągnęła w jej kierunku rękę, udając Ŝe strzela
z pistoletu.
- Dobrze mnie znasz! - wykrzyknęła.
- Tata zawsze powtarzał, Ŝe mamy wspólny mózg.
- MoŜe w twoich oczach jestem zacofana, ale wolę ciało
i krew niŜ cewniki i podpórki. Zimny metal nie bierze mnie
10
tak, jak ciepła klatka piersiowa i owłosione nogi ocierające się pod kołdrą o moje łydki, juŜ nie mówiąc o
samym aparacie seksualnym.
- ProszÄ™, tylko nie wspominaj o aparacie seksualnym!
- No i co, niczego ci nie brakowało? Głośnego dyszenia,
stopniowego szczytowania? l uczucia "Ach, BoŜe, Ŝycie jest piękne"? Chyba trochę tego Ŝałowałaś?
- AleŜ to, co zrobiłam, nie ma nic wspólnego z seksem.
Dałam się zapłodnić nie po to, Ŝeby się podniecić, lecz Ŝeby mieć dziecko.
Melina spowaŜniała.
_ PrzecieŜ wiesz, Ŝe Ŝartuję. - Oparła ręce na stole i rzekła tonem serio: - Zasadniczą i fundamentalną
prawdą jest to, Ŝe chcesz mieć dziecko.
_ OtóŜ właśnie. Tak brzmi moja zasadnicza i fundamentalna
prawda.
_ No i dobrze. Melina uśmiechnęła się do Gillian i po chwili
namysłu dodała: - Szkoda, Ŝe Jem strzela ślepymi naboja¬mi. Mogłabyś za jednym razem i zajść w ciąŜę,
i mieć przy¬jemność.
Kelner przyniósł zamówione dania. Talerze z avocado były przybrane świeŜymi bratkami; ta kompozycja
wydała się bli¬źniaczkom zbyt estetyczna, Ŝeby słuŜyła do zjedzenia. Gillian wbiła widelec w aksamitny
purpurowy płatek leŜący na wierz¬chu sałatki z krewetek.
_ Jem przeszedł wazektomię na długo przed naszym pozna-
niem siÄ™.
_ Całe szczęście. - Melina uniosła kieliszek, wznosząc mil-
czÄ…cy toast. - To palant.
- Melino l Jak moŜesz? - oburzyła się Gillian.
_ Przepraszam. - Widać było jednak, Ŝe wcale nie jest jej przykro. Gillian natychmiast wyczuła, Ŝe
przeprosiny zabrzmiały nieszczerze. - PrzecieŜ to takie zero, Gillian. Nie powiesz mi, Ŝe jesteś z nim
szczęśliwa - dodała Melina.
- Nieprawda. Właśnie Ŝe jestem.
- CzyŜby? Nie wydajesz się zakochana do szaleństwa. Chyba
Ŝe coś przeoczyłam.
11
- Najwyraźniej. Bo ja kocham Jema.
Melina uniosła brwi, robiąc sceptyczną minę.
- Kocham go - upierała się Gillian. - Powiedz, jaki związek jest idealny? Nie sposób mieć wszystko, na
dodatek dostarczone w efektownym opakowaniu. Od jednej osoby nie moŜna wyma¬gać, aby spełniła
wszystkie nasze potrzeby i pragnienia.
- W twoim wypadku chodziło o dziecko. Chciałaś je mieć, odkąd sama byłaś małą dziewczynką. Bawiłaś
się lalkami, pod¬czas kiedy ja wolałam łyŜwy.
- I dalej chciałabyś wziąć udział w zawodach?
- Jasne, tylko jestem wściekła, Ŝe wprowadzili nowy typ
łyŜew, na których juŜ nie potrafię jeździć.
Gillian się roześmiała:
- Czasami mama mogła nas rozpoznać jedynie po kolanach.
- Bo moje były zawsze w strupach. - Obie wzruszyły się na
wspomnienie dzieciństwa, ale Melina szybko wróciła do tema¬tu. - Skoro jedyną przeszkodą na drodze do
idealnego związku jest bezpłodność Jema, to dlaczego nie poprosiłaś, Ŝeby dał się zoperować?
Wazektomia jest odwracalna.
- Raz napomknęłam, ale on nie chciał o tym słyszeć.
- Jak wobec tego zareagował na twoją decyzję?
- ZdumiewajÄ…co dobrze. PrawdÄ™ powiedziawszy, kiedy ja
wyraŜałam wątpliwości, sam mnie zachęcał, Ŝebym poddała się zabiegowi.
- Hmm ... - Melina się zdziwiła. - No widzisz, tyle razy powtarzałam, Ŝe on jest trochę szurnięty.
- Nie mówmy o nim. Ilekroć rozmawiamy o Jemie, zawsze się kłócimy. Nie chciałabym psuć nastroju w
taki dzień. Co do Jema, to zgódźmy się, Ŝe mamy odmienne zdania na jego temat, dobrze?
- ProszÄ™ bardzo.
Jadły przez chwilę w milczeniu, póki Melina znowu me zagadnęła siostry:
- Jeszcze coś przychodzi mi do głowy. - Gillian jęknęła, ale Melina niewiele sobie z tego robiła. - Jeśli
zabieg okaŜe się skuteczny i zajdziesz w ciąŜę, uczucia Jema do ciebie zostaną wystawione na cięŜką
próbę.
12
- Zastanawiałam się nad tym.
_ UwaŜaj, Gillian. Jeśli urodzisz dziecko, Ŝycie nie będzie takie róŜowe, jakby się mogło wydawać. Chwile
odpowiednie do fotografii nie zdarzają się tak często; rzeczywistość to są brudne pieluchy. Jem moŜe nie
będzie taki pomocny, jak ci teraz wmawia. Chcę być wobec niego sprawiedliwa: on przy¬puszczalnie
wierzy, Ŝe stanie na wysokości zadania.
Przerwała, Ŝeby napić się wina, postanawiając, Ŝe wyrazi wszystkie swoje wątpliwości. Obie z Gillian
zawsze były ze sobą brutalnie szczere.
_ Obawiam się, Ŝe jego podejście zmieni się, kiedy maleństwo
przyjdzie na świat. KaŜdemu męŜczyźnie jest bardzo trudno zaakceptować dziecko innego męŜczyzny,
prawda? W najlep¬szym razie Jem będzie miał z tym kłopoty, moŜe nawet obudzi się w nim niechęć do
malca.
_ Przewiduję pewne trudności - rzekła Gillian - i biorę je pod uwagę. Ale przecieŜ nie mogłam opierać
decyzji na hipotezach i przypuszczeniach. Musiałam w pewnym momencie dać sobie spokój z pytaniami
"Co będzie, jeśli ... ", w przeciwnym razie nigdy bym tego nie zrobiła. A skoro juŜ postanowiłam, to lepiej
nie zwlekać. Za kilka miesięcy skończę trzydzieści sześć lat.
- Nie przypominaj mi o tym.
_ W poliklinice bez przerwy mi powtarzano, Ŝe mój zegar
biologiczny stale tyka. Nie mogłam udawać, Ŝe go nie słyszę• - Rozumiem.
Gillian odłoŜyła widelec. - Naprawdę rozumiesz?
Bliźniaczki zawsze potrzebowały wzajemnej aprobaty. Melina ufała zdaniu Gillian jak nikomu innemu w
świecie, podobnie jak Gillian, która najwyŜej ceniła sobie opinię siostry.
_ Tak - odrzekła wolno Melina. - Rozumiem, ale nie po¬dzielam twojego zachwytu. Nigdy nie pragnęłam
mieć dziecka. ¬Uśmiechając się lekko, dodała: - To nawet dobrze, Ŝe tak się złoŜyło, prawda? Moje Ŝycie,
moja przyszłość - wszystko jest związane wyłącznie z pracą•
Znowu wyciągnęła rękę przez stół, Ŝeby uścisnąć dłoń siostry. _ RóŜni nas jedynie instynkt macierzyński.
Myślę, Ŝe otrzyma-
13
łaś obie porcje, swoją i moją. Jeśli jest tak silny, błędem byłoby go ignorować. Musisz odpowiedzieć na
ten zew, bo nigdy nie byłabyś szczęśliwa. A więc podjęłaś odpowiednią dla siebie decyzję.
- O BoŜe, mam nadzieję! - wykrzyknęła Gillian. Melina, zdając sobie sprawę ze znaczenia zabiegu,
jakiemu poddała się siostra, była mimo wszystko zaskoczona siłą emocji w jej gło¬sie. - Bardzo pragnę
dziecka, ale co się stanie, jeśli ... jeśli dziecko nie zechce mnie?
- Co przez to rozumiesz?
- MoŜe mój instynkt macierzyński jest fałszywy? MoŜe wcale
nie jestem dobrym materiałem na matkę? - Bzdura!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]