Sandor.Marai ...

Sandor.Marai Sindbad.powraca.do.domu, Prezenty od Was

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->„·:--,_ �½-.,...SandorMa.raiPrzełożyła i posłowiemopatrzyła Teresa WorowskaCzytelnikIWarszawa2008Restauratorom Kehlim, młodszemu Bródyemu,starszemu rudO'lVqsemu kelnerowi,pisarzom, a także wszystkim tym kobietom,dżokejom, żeglarzom i dżentelmenom,którzy go znali i kochali, i opłakują świat,który odszedł wraz z nim.S.M.Sindbad - w młodych latach lubił ukrywać siępod tym pseudonimem - czyli żeglarz, pisarz idżentelmen, pewnego majowego poranka wyruszyłze Starej Budy o wczesnej godzinie, ponieważ dowieczora musiał zdobyć sześćdziesiąt peng6.Przygotowywał się do wyjścia starannie i ze skry­wanym niepokojem ducha. W ostatnich czasach sto­sunki literackie najwyraźniej podupadły, tak w każ­dym razie odczuwał. Tego majowego poranka o­budził się o świcie, długo palił i kasłał, rozważającwszystkie możliwości. Niejaki Papai, redaktor „Te­atru i Życia", przed miesiącem kazał Sindbadowi cze­kać w przedsionku i w końcu wysłał sekretarkę zwiadomością, że nie ma czasu go przyjąć. „Przeddwudziestu laty - pomyślał Sindbad oparty na łok­ciu w łóżku, paląc, kaszląc i pomrukując - za tębezczelność poczęstowałbym go pałaszem". Ale wie­dział, że już nikogo częstować pałaszem nie będzie.Przed dwudziestu pięciu laty w „Głębokiej Piw­nicy'', winiarni jego ulubionego karczmarza imie­niem Poldi, zdarzyło się, że po ósmym szprycerzeobjął i walnął w żołądek swą straszną pięścią pew­nego obcego oficera huzarów, z którym zresztą za-7warł znajomość tego wieczoru, bo naszło go podej­rzenie, że ten popijający wino milkliwy i ponurywiarus ma go, Sindbada, za rzecznika ugody1• Sind­bad nie posiadał wprawdzie poglądów politycznych- był zdania, że uwłaczałoby to jego randze i god­ności - ale nie życzył sobie, by ktokolwiek śmiałgo zaliczać do zwolenników rządu. Jako pisarz i dżen­telmen opowiadał się za opozycją, nie tyle z przeko­nania, co raczej wiedziony dobrym smakiem i tra­dycją własnego rodu. Z oficerem huzarów wkrót.:eucałowali się z dubeltówki i zawarli dozgonną przy­jaźń. Był t0 ostatni przypadek w życiu Sindbada,kiedy to uciekając się do przemocy i rękoczynu, wy­stąpił w obronie zasad czy raczej pozorów czegoś wrodzaju światopoglądu. Od tamtej pory miały miej­sce już tylko nieistotne wyzwania na pojedynki, któ­re w końcu zawsze łagodzili wytrawni sekundanci.- Wszystko to na nic - pomyślał ponuro Sind­bad - w końcu trzeba będzie jednak coś napisać.Planował zebrać się, wsiąść do tramwaju, zajrzećdo bufetu w hotelu „Londyn'', tam do południaskończyć rękopis i osobiście zanieść do redakcji„Węgierskiej Wolności" - gdzie Vardali, młodszyredaktor, wielbiciel i uczeń Sindbada, doręczy gonaczelnemu i wróci z przekazem pieniężnym - naobiad miał zamiar zajrzeć do koła pisarzy i karcia­rzy, napić się kawy, zagrać partyjkę i na szóstą, no,najpóźniej na siódmą wieczór wrócić do domu w1Ugoda austriacko-węgierska zawarta w 1 867 r., na mocy któ­rej powstała Monarchia Austro-Węgierska (przypisy w całejksiążce pochodzą od tłumaczki).8 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl