SW-999 - Bohater Cartao 02 - Narodziny bohatera - Zahn Timothy (poza chronologią), Star Wars
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Timothy Zahn
- STAR WARS –
Narodziny bohatera
tom II
Bohatera Cartao
Część II: Narodziny Bohatera
ROK PO BITWIE NA GEONOSIS
Powoli wytraciwszy prędkość nad szerokim na kilometr pasem zieleni, oddzielającym fabrykę „Spaarti Creations” od północnego
skraju posiadłości rodziny Binalie, ogromne dźwigi towarowe zaczęły opuszczać magnetyczne chwytaki. Z miejsca, w którym
stał, Kinman Doriana nie dostrzegał ziemi pod nimi – wzgórza posiadłości zasłaniały mu widok – ale mógł zgadywać, że unoszą
się nad ostatnią ze zniszczonych machin wojennych, która dokonała tu żywota w wyniku ataku Separatystów na fabrykę dwa
dni wcześniej.
Złośliwa myśl przemknęła mu przez głowę: Neimoidianie – najeźdźcy dowodzący armią droidów – przynajmniej nauczyli się , że
nie można tak po prostu wjeżdżać maszynami na ten zakazany kawałek łąki.
Rozglądając się wokół, aby mieć pewność, że zagajnik, w którym stoi, nie jest pod obserwacją, wyjął holoprojektor i wystukał
kod połączenia. Światełko kontrolne zamigotało, gdy łączył się najpierw z najbliższym przekaźnikiem, następnie ze swoim
statkiem i specjalnym kanałem HoloNetu, a potem, już po drugiej stronie Galaktyki, z jednym z tuzina węzłów na Coruscant,
żeby w końcu dotrzeć na prywatne biurko samego Najwyższego Kanclerza Palpatine`a.
Doriana obserwował dźwigi, zastanawiając się, czy Palpatine będzie mógł rozmawiać, czy też znowu wyszedł na jedno ze swoich
spotkań.
Wizerunek najbardziej rozpoznawalnej twarzy w galaktyce pojawił się w powietrzu nad holoprojektorem.
- Mistrzu Doriana – odezwał się Palpatine, skinąwszy głową w stronę swojego doradcy. – Masz dobre wieści?
- Obawiam się, że wręcz przeciwnie – oznajmił Doriana. – Separatyści nadal mają w ręku „Spaarti Creations” i wygląda na to,
że wreszcie zorientowali się, że przebywających wewnątrz Cranscoców denerwują pojazdy lub żywe istoty na południowym
skraju fabryki. Teraz oczyszczają łąkę ze szczątków i uważam, że dzisiejszej nocy będą mogli przestawić fabrykę na produkcję
tego, co tylko będą chcieli.
- To niedobrze – przyznał ponuro Palpatine. – Czy znasz projekt D-90?
- Nie – powiedział Doriana. – Czy to jakiś nasz?
Palpatine skrzywił się.
- Raczej nie. To eksperymentalne droidy bojowe, ponoć tak wytrzymałe jak T-60 Federacji Handlowej, ale o wiele bardziej
wszechstronne.
- Rozumiem – powiedział Doriana. D-60 był ciężką, półtora raza większą od człowieka wersją superdroidów bojowych, których
Federacja Handlowa użyła po raz pierwszy w czasie Bitwy na Geonosis. – O ile bardziej wszechstronne?
- Znacząco – stwierdził Palpatine. – Będą zorganizowane w małe oddziały, a nie w duże grupy bojowe, więc będzie można ich
używać zarówno jako komandosów, jak i zwykłej piechoty.
- To rzeczywiście niedobrze – zgodził Doriana. Więc w końcu Separatyści opracowali plany nowej broni. – Myśli pan, że przybyli
tu, aby rozpocząć ich produkcję?
- Tak twierdzi nasz wywiad – przyznał Palpatine. – Osobiście podejrzewam, że projekt nadal ma kilka wad i dlatego chcą
wykorzystać Spaarti do jego przetestowania i dokończenia. A jak obecnie przedstawia się sytuacja?
- Sytuacja jest patowa – odpowiedział Doriana. – Komandor Roshton i jego żołnierze-klony zajęli pozycje, niektórzy tutaj, w
posiadłości Lorda Binalie’go, inni rozproszyli się po okolicy. Nękają droidy gdzie tylko mogą, ale Separatyści w większości
pozostają ukryci wewnątrz fabryki, gdzie nie możemy im nic zrobić, nie ryzykując jej uszkodzenia.
- Czego nie chcemy ani my, ani oni – podsumował Palpatine. – Co z technikami?
- Binalie ma sekretny schron głęboko pod ziemią, który łączy się z tunelem prowadzącym do fabryki. Są tam ukryci.
- Łączność?
- Separatyści nadal blokują miejscowy system komunikacyjny i kanał HoloNetu – wyjaśnił Doriana. – Ale Roshton jakoś
przekonfigurował swoje komlinki, żeby to obejść. Będą mogli działać szybko, jeśli tylko dostaną szansę.
- A więc ją dostaną – powiedział Palpatine. – Leci do was lekki republikański krążownik z wystarczającą siłą ognia, aby zniszczyć
orbitujący nad wami statek dowodzenia droidami. Ufam, że kiedy armia Separatystów będzie bezradna, komandor Roshton nie
będzie miał żadnego problemu ani z Neimoidianami, ani z ich technikami.
- Jestem tego pewien – zgodził się Doriana. – Kiedy możemy spodziewać się tego statku?
- Możliwe, że jeszcze dzisiejszej nocy – odrzekł Palpatine. – Możliwe, że za trzy dni. To zależy na jaki opór natrafi, lecąc tam.
- Zrozumiałem – zapewnił go Doriana. – Dziękuję, Kanclerzu. Będziemy oczekiwać na ich przybycie.
Palpatine obdarzył go zmęczonym uśmiechem. Doriana wiedział, jak ciężkim brzemieniem była dla niego wojna.
- Proszę mnie nadal informować.
Obraz zniknął. Doriana przerwał połączenie i spojrzał na dźwigi. Holowały sczerniały wrak ostatniej zniszczonej machiny
wojennej z powrotem w kierunku fabryki, planując zrzucić go gdzieś na rozległe tereny należące do Spaarti. Czemu Cranscocy
nalegali, by ten i tylko ten szczególny pas ziemi pozostał nienaruszony, nie wiedział nawet Lord Binalie.
Doriana patrzył, dopóki dźwigi i ich ładunek nie zniknęły za wystającym dachem fabryki, a potem wstukał następny kod do
holoprojektora. Załatwił oficjalne sprawy, zdając raport człowiekowi, który mu płacił. Nadszedł czas, by zrobić to samo dla
człowieka, który wydawał mu rozkazy.
Jak zwykle, uzyskanie połączenia trwało dłużej. Doriana doskonalił cierpliwość, wpatrując się leniwie w niebo i zastanawiając
się, co Neimoidianie porabiają w fabryce. Teraz, kiedy południowy trawnik został oczyszczony, będą pewnie chcieli nakłonić
Cranscoców do rozpoczęcia reorganizacji fabryki. Otwartym pozostawało pytanie, jaki charakter przyjmie ta reorganizacja. Czy
będą chcieli stworzyć prototypy D-90, jak uważał Palpatine? A może myśleli o czymś innym?
W oddali słyszał buczenie repulsorowych wind…
I nagle, nad wzgórzami pomiędzy nim a fabryką, pojawiły się cztery niewielkie transportowce, wraz z osłaniającą je przed
ogniem ewentualnych snajperów eskadrą STAP-ów. Cała grupa przemknęła szybko po niebie, następnie opadła w dół i
raptownie łamiąc formację, poczęła kołysać się w miejscu, nad pałacykiem Binalie`go. Z precyzją właściwą jedynie zdalnie
sterowanym maszynom, cztery transportowce jednocześnie dotknęły ziemi, a z włazów wysypały się oddziały droidów
bojowych.
- Melduj.
Doriana natychmiast skupił uwagę na holoprojektorze. Zakapturzony wizerunek Dartha Sidiousa z nieodgadnionym wyrazem
twarzy unosił się nad mała platformą projekcyjną.
- Wybacz, Lordzie Sidious – pośpieszył z przeprosinami Doriana. – Coś mnie rozproszyło.
Ku jego uldze, Sidious tylko lekko się uśmiechnął.
- Neimoidianie wreszcie wykonali ruch?
- W pewnym sensie, tak – powiedział Doriana, ośmielając się dzielić uwagę między wizerunkiem swojego mistrza, a
aktywnością wokół rezydencji poniżej. Droidy bojowe, kilka szturmowych D-60 i dwa roboty-niszczyciele zgromadziły się na
trawniku. Większość z nich uformowała defensywny kordon wokół rezydencji, ale cztery droidy szturmowe zamiast czekać przy
transportowcu, stanęły tuż przy drzwiach wejściowych do budynku. Po chwili, dwóch Neimoidian wynurzyło się z włazu i weszło
między ochraniających ich mechanicznych żołnierzy, kierując się w stronę drzwi.
- Wygląda na to, że postanowili porozmawiać z Lordem Binalie – zaraportował Sidiousowi. – Ale czy to im coś da? – Dorwana
wzruszył ramionami, gdy grupka zniknęła w środku.
- Binalie najwyraźniej nie może przyspieszyć reorganizacji fabryki – powiedział Sidious. – Może chcą, żeby był tłumaczem w
rozmowach z Cranscocami. Wygląda na to, że rozumie język ich kolorów skóry. Bardziej prawdopodobne, że szukają
zakładnika.
- Możliwe – Dorwana skinął głową. – To byłoby dla nich użyteczne pod warunkiem, że Roshton byłby skłonny negocjować.
- Upewnisz się, że będzie – odezwał się łagodnie Sidious. – Dotyczy to także tego Jedi, Toriesa. Nie chce, żeby którykolwiek z
nich narozrabiał, zanim przybędą siły Republiki.
Doriana zamrugał
- Wiedziałeś o tym?
Kolejny lekki uśmiech przemknął po twarzy Mrocznego Lorda.
- Myślałeś, że jesteś moim jedynym źródłem informacji, Doriana?
- Oczywiście, że nie, mój panie – odpowiedział szybko. Mimo to, nie mógł ukryć rozczarowania. Wolał dostarczyć tą wiadomość
osobiście.
- Ale informacja przydaje się tylko wtedy, kiedy można z niej skorzystać – ciągnął Sidious. – A my nie możemy pozwolić na
uszkodzenie fabryki ani Republice, ani Separatystom.
- Rozumiem, mój Panie – zapewnił Doriana.
- Doskonale – oświadczył Sidious. – Więc wypełnij rozkazy.
Obraz zniknął.
Doriana odłożył holoprojektor. Droidy skończyły formować kordon wokół rezydencji. Roboty szturmowe pilnowały narożników i
wejść, podczas gdy roboty-niszczyciele toczyły się wokół budynku. Nie zanosiło się, żeby w najbliższym czasie ktokolwiek mógł
tam wejść lub stamtąd wyjść.
Patrząc na to wszystko, zastanawiał się, jak pracownicy Binalie`go reagowali na to nagłe wtargnięcie. Ale jedyna osoba, którą
mógł dostrzec, znajdowała się nieopodal wschodniego skraju budowli: był nią ogrodnik, klęczący obok jednego z
wymodelowanych krzewów. Nie był najwidoczniej równie spostrzegawczy jak reszta pracowników, która już wcześniej wzięła
nogi za pas. Ogrodnik podniósł wzrok, ocierając czoło odzianą w rękawiczkę dłonią.
Doriana zesztywniał. To nie był ogrodnik.
To był komandor Roshton.
Mieląc w ustach przekleństwo, Doriana ruszył w jego kierunku, idąc tak szybko, jak mógł, nie zwracając przy tym nadmiernej
uwagi droidów. Ostrzeżenie Dartha Sidiousa odbijało się jeszcze echem w jego głowie, a ten idiota Roshton gotów był wszystko
zepsuć.
***
- Nie – oznajmił stanowczo Lord Pilester Binalie. – Nie zamierzam tu tak po prostu siedzieć i pozwolić tym potworom zająć moją
fabrykę.
- Rozumiem pańską frustrację – powiedział uspokajająco Jafer Tories – Ale jestem pewien, że nie zamierzają niczego niszczyć.
Gdyby tak było, zniszczyliby fabrykę z orbity.
- Wiem czego chcą: tego samego co Doriana i Republika – warknął Binalie. – Sęk w tym, że im dłużej będzie trwał ten
idiotyczny taniec, tym większa szansa, że ktoś w końcu stanie się nieostrożny. A wtedy koniec ze „Spaarti Creations.”
- Ale Republika wyśle pomoc, prawda? – spytał siedzący po przeciwległej stronie biurka dwunastoletni syn Binalie`go, Corf.
- Prawdopodobnie – ponuro odpowiedział chłopcu Binalie. – Ale wydaje mi się, że więcej żołnierzy to ostatnia rzecz, jakiej
potrzebujemy.
Tories zmarszczył brwi.
- A czemuż to?
- Tak jak już mówiłem – warknął Binalie. – Republika i Separatyści są jak para
dokrików
walczących o kość. Co kogo obchodzi
kto wygra, jeśli fabryka zostanie zniszczona?
- To co mamy robić? – spytał Tories
Binalie ściągnął na chwilę wargi
- Wyrzućmy stąd Separatystów sami, i to teraz, zanim Roshton i jego ludzie przegrupują się do ataku. Przekupmy ich,
zaszantażujmy, nawet pomóżmy im skończyć tą ich pracę, jeśli obiecają, że się potem wyniosą.
- Nie mówisz poważnie – zaprotestował Tories, marszcząc brwi. Poczuł szept Mocy, ostrzegający go o obecności w pobliżu
obcych umysłów.
- Dlaczego nie? – rzucił Binalie – Czym się martwisz? Ględzeniem Roshtona o zdradzie? To nic, tylko stek bz… – przerwał nagle,
gdy ciężkie kroki zadudniły pod drzwiami gabinetu – Co tam się dzieje? – wyszeptał, podnosząc się na nogi.
Z donośnym hukiem, wyważone drzwi wleciały do środka; powyginana konstrukcja odbiła się od podłogi i przeleciała kolejne
dwa metry, zatrzymując się po drugiej stronie pokoju. Klnąc, Binalie ponownie opadł na fotel, sięgając ręką w kierunku jednej z
szuflad biurka.
- Nie! – krzyknął Tories, używając Mocy, żeby zatrzymać jego rękę w miejscu.
Ledwie zdążył. Pół sekundy później, ogromne metalowe kształty dwóch droidów wkroczyły do pokoju, unosząc gotowe do
strzału, na stałe przymocowane do ich przedramion, ciężkie blastery. Ich głowy i broń obracały się na około pokoju w
poszukiwaniu niebezpieczeństwa, a gdy go nie znalazły, droidy stanęły przy wejściu, w pozycji strażniczej.
Przez to, co było kiedyś drzwiami, weszło do pokoju dwóch, jaskrawo ubranych Neimoidian. Pierwszy, noszący na głowie infułę
dowódcy, miał na sobie niebieskie i purpurowe szaty, podczas gdy drugi, ubrany był w prosty, czerwono-niebieski strój. Miał
niebieskie nakrycie głowy, z czterema powykręcanymi rogami na górze.
- Dzień dobry Lordzie Binalie – przywitał się dowódca, przesadnie oficjalnym głosem. – Ufam, że nie przeszkadzamy?
Tories spojrzał ostrzegawczo na Binalie`go, i choć ten zdawał się nie zwracać na niego uwagi, to jednak położył spokojnie pustą
rękę na blacie.
- Oczywiście, że nie – warknął z nutą ironii w głosie. – Akurat dysponuję chwilą wolnego czasu. Czego chcecie?
- Proszę mi pozwolić, że się przedstawię – rzekł Neimoidianin, rzucając okiem najpierw na Toriesa, potem na Corfa. – Jestem
Tok Ashel, dowódca Korpusu Ekspedycyjnego na Cartao. – Wskazał na swojego towarzysza. – A to jest Dif Gehad, Główny
Kreator Nowych Produktów.
- A jakież to nowe produkty zamierzacie produkować w mojej fabryce? – zainteresował się Binalie.
Gehad zaczął otwierać usta, jednak Ashel mu przerwał.
- Nie tak szybko, Lordzie Binalie. Pozwól nam najpierw dokończyć prezentacji – czerwone oczy spoczęły na Toriesie.
- Jestem Corf Binalie – przemówił silnym i wyzywającym głosem Corf, zanim obaj mężczyźni mogli odpowiedzieć. – A to mój
nauczyciel, Mistrz Jafer. – Czy to znaczy, że dzisiaj nie będzie lekcji?
Ashel wydał dźwięk przypominający zgniatanie blaszanej puszki.
- Możliwe, młodzieńcze – powiedział przyglądając się Toriesowi. – Czego nauczasz, Mistrzu Jaferze?
- Wszystkiego po trochu – odpowiedział Tories. – Etyki, rozsądku, dróg życia.
- Ach, filozof – Ashel zbył go machnięciem ręki i obrócił się z powrotem do Binalie`go. – A teraz przejdźmy do interesów –
skinął Gehadowi.
- Jak się pan zapewne domyśla, chcemy, by „Spaarti Creations” pracowały dla nas – wyjaśnił precyzyjnie Główny Kreator. – Ale
nadal nie potrafimy uruchomić linii montażowych. Teraz powie mi pan jak to zrobić.
Binalie potrząsnął głową.
- Nie mogę.
- Nie mów głupstw – ostrzegł go Gehad. – Jesteś dyrektorem tej fabryki. Wiesz wszystko, co trzeba.
- I owszem – zgodził się Binalie. – Ale wiem też, czego nie da się zrobić. Jedynie Cranscocy potrafią obsługiwać system
płynnego tłoczenia. Uniósł pytająco brwi – Założę się, że nie byli skłonni współpracować?
- To przez te resztki naszych pojazdów na południowym trawniku – przyznał Ashel. – Teraz wiemy o tym ich tabu i
uprzątnęliśmy szczątki.
- Ale nie chcemy, żeby coś takiego znowu nas powstrzymało – dodał Gehad. – Więc powtarzam; powie mi pan jak mamy
uruchomić ten system.
- I ja powtarzam: nie mogę – zripostował Binalie. – Ale mogę pomóc w inny sposób. Chciałbym zaproponować układ…
- Nie będziesz nas dłużej powstrzymywał! – przerwał Ashel, pstrykając palcami w dość skomplikowanym i najwidoczniej
nieprzyzwoitym geście. – Ani ty, ani kryjące się w tunelu pod południowym trawnikiem siły Republiki. O tak, wiemy, że tam są;
dwa razy ich odparliśmy, a teraz odcięliśmy ich od fabryki. Wiemy też, że drugi koniec tunelu jest gdzieś tutaj. Nie zaprzeczaj
temu!
- Nic nie poradzę na obecność sił Republiki – odparł coraz bardziej zdenerwowanym głosem Binalie. – Mimo to, mogę wam
pomóc…
- Tak. Powiesz nam jak przeprogramować maszyny – odezwał się znowu Ashel, tym razem dobitniej niż poprzednio. – Albo
poniesiesz konsekwencje.
Skóra na twarzy Binalie`go stężała i nawet pomimo bliskiej obecności dwóch obcych umysłów, Tories wyczuł, że rozsądek
Binalie’go uczynił to samo. Nawet atak na dom i zniszczenie drzwi biura najwyraźniej nie zniechęciły go do pomysłu
zaoferowania Neimoidianom układu, dzięki któremu pozbyłby się ich z fabryki. Ale groźby, to było już coś zupełnie innego.
- Co dokładnie masz na myśli? – zapytał zwodniczo spokojnym głosem.
- To – zanim Binalie zdążył odetchnąć, Ashel owinął swoimi długimi palcami ramię Corfa i ściągnął go z krzesła. – Larwa pójdzie
z nami – ciągnął Neimoidianin, przyciągając do siebie chłopca. – Kiedy zdecydujesz się współpracować możesz dołączyć do nas
w fabryce.
- Puść go – wycedził Binalie, wstając z fotela i ignorując wymierzone w niego lufy blasterów – Już ci mówiłem…
- I nie zastanawiaj się zbyt długo – ostrzegł Ashel, cofając się do drzwi i ciągnąc ze sobą Corfa. Tories zauważył, że oczy
chłopca rozszerzyły się ze strachu – Jesteśmy cierpliwymi istotami, ale nawet my, nie możemy być cierpliwi wiecznie..
Corf rzucił Toriesowi na wpół rozpaczliwe, na wpół błagalne spojrzenie. Ale Jedi już zmierzył wzrokiem odległość i doszedł do
wniosku, że nawet z przewagą zaskoczenia nie zdoła pokonać dwóch droidów, zanim przynajmniej jeden z nich wystrzeli. Poza
tym, nie wiedział, jakie siły Neimoidianie zgromadzili na zewnątrz.
Co znaczyło, że musiał spróbować czegoś innego.
- Chwila – powiedział wstając – Chłopak ma dzisiaj do zdania dwa egzaminy. Nie pozwolę, aby mi zakłócono harmonogram.
Neimoidianie zatrzymali się w drzwiach, patrząc na niego pozbawionymi wyrazu twarzami. Tories sięgnął do ich umysłów,
zastanawiając się jak ten gatunek był podatny na sugestie Jedi. Rzadko używał tej sztuczki i nigdy na Neimoidianach. Jeśli by
mu się nie udało, to i tak musiałby stawić czoło tym droidom.
- Chłopak pójdzie z nami – oświadczył w końcu Ashel. – Jeśli chcesz, możesz iść z nim.
- Dziękuję – powiedział Tories, kłaniając się jak na guwernera przystało. Rzucając Binalie`mu ostrzegawcze spojrzenie, dołączył
do Neimoidian.
- Zdążysz go wiele nauczyć – rzucił Ashel, gdy wyszli na korytarz.
Tories zauważył, że czekały tam na nich jeszcze dwa wielkie droidy. Postąpił właściwie, nie decydując się na atak.
- Lord Binalie jest uparty, nawet jak na człowieka. Możliwe, że zostaniesz z nami nieco dłużej.
- Nie martw się – powiedział Tories, ściskając uspokajająco ramię Corfa – Mam wszystko, czego mi trzeba.
***
Dwaj Neimoidianie i ich eskorta byli ciągle w pałacyku, kiedy Doriana dotarł do Roshtona. Komandor pochylał się nad krzakiem
i, odwróciwszy twarz od swojego gościa, z powrotem zajął się strzyżeniem rośliny.
- Co tu robisz? – syknął na niego Doriana.
- Opiekuję się roślinami, panie – powiedział Roshton drżącym starczym głosem, ścinając kilka liści.
- Nie pleć bzdur, Roshton – warknął Doriana. – To ja.
Roshton spojrzał na niego podejrzliwie.
- Ach, mistrz Doriana – oznajmił, zarzucając akcent i fałszywą pracę ogrodnika. – Trafiłeś w sam raz na przedstawienie.
- Jakie przedstawienie? – zapytał Doriana. – Co zamierzasz?
- Zaraz zobaczysz – powiedział Roshton, kierując wzrok w stronę rezydencji i pierścienia otaczających ją robotów. – Widziałeś
kiedyś fruwającego robota-niszczyciela?
- No… nie
- Więc teraz masz okazję – Roshton uchylił przód swojej tuniki, odsłaniając ukryty za klapą komlink. – Siódemka, przygotuj
się… teraz
Od strony domu dał się słyszeć huk eksplozji. Doriana obrócił się, w sam raz, żeby zobaczyć jak jeden z robotów-niszczycieli
wzbija się ponad głowy jego zaskoczonych towarzyszy. Za nim, ze sczerniałej dziury w ziemi wydobywały się obłoki dymu.
- Dziesiątka: teraz.
Dokładnie pod stopami jednego z droidów szturmowych rozległa się kolejna eksplozja. Wielka maszyna straciła równowagę i
uderzyła głucho o ziemię.
- Skąd oni strzelają? – spytał Doriana, rozglądając się w zdumieniu. Nie widział żadnych żołnierzy, nie mówiąc już o miejscach,
w których mogliby się kryć.
- Później – uciął Roshton. – Piątka i ósemka, teraz!
Dwie następne eksplozje rozdarły linie obronne, każda posyłając po dwa droidy bojowe na drugą stronę starannie
przystrzyżonego trawnika.
- Zbliżają się ci delikatni – dodał Roshton, kiedy jasnokolorowe szaty Neimoidian pojawiły się w drzwiach. – To powinno być
zabawne.
- Wstrzymaj się – powiedział Doriana, przymrużywszy oczy. Dostrzegał coś między fałdami ich szat… – Wstrzymaj ogień,
Roshton – powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Mają syna Binalie`go.
Roshton wymamrotał coś pod nosem.
- Parszywe tchórze – wycedził z pogardą. – Nie mogą tak po prostu…
Nagle przerwał i nieznaczny uśmiech wykrzywił mu usta.
- No proszę. Nie tylko tchórze, ale i głupcy.
- Co takiego? – zdziwił się Doriana, marszcząc brwi.
- Mają Corfa Binalie’go – wskazał Roshton. – Ale mają też Jafera Toriesa.
Uniósł pytająco brwi.
- Tak jak mówiłem. Powinno być zabawnie.
***
Jeszcze dwa wybuchy, trzeci i czwarty jak policzył Tories, wstrząsnęły domem, gdy Ashel i Gehad prowadzili ich holem
wejściowym, w kierunku głównych drzwi rezydencji.
- Nie rozumiem – powiedział nerwowo Gehad, kiedy wyglądali na zewnątrz. – Skąd oni strzelają?
- Czy to ważne? – wybuchnął Ashel, dając znak droidom. – Utworzyć kordon wokół transportowca!
Droidy posłusznie opuściły swoje stanowiska i, zależnie od swoich możliwości biegnąc, tocząc się albo tratując, ruszyły w
kierunku pojazdu znajdującego się kilkanaście metrów dalej. Uformowały dwa szeregi, celując bronią na zewnątrz, gdy kolejna
eksplozja uderzyła w prawy róg transportera, wyrzucając pojazd na metr w powietrze i niszcząc kawał jego osłony.
- To niemożliwe – krzyknął Gehad. – Jak oni to robią?
- Potem będziesz pytał! – zawarczał Ashel, wskazując na fabrykę Spaarti. – Spójrz, nasze wsparcie powietrzne.
Widząc je, Tories musiał przyznać, że było imponujące. Setka STAP-ów pojawiła się na niebie, a ich rozciągnięta od wschodu do
zachodu formacja zaczęła zbliżać się do posiadłości.
Ale STAP-y były ciągle za daleko, droidy w kordonie nadal szukały niewidzialnych przeciwników, a Neimoidiane byli zbyt
pochłonięci dbaniem o własne bezpieczeństwo, aby uważać na więźniów. Czas się zabrać do roboty.
- Teraz – rzucił Ashel, odrywając się od częściowej osłony jaką dawały drzwi i biegnąc pomiędzy szeregami droidów w stronę
transportowca. Łapiąc ramię Corfa, Gehad również zaczął biec ciągnąc chłopca ze sobą. Nie dobiegli daleko. Tories złapał drugie
ramię chłopca i zaparł się stopami o ziemię, tuż za drzwiami rezydencji. Przez chwilę Corf był rozciągnięty między nimi niczym
kawałek gumy. Gehad zatrzymał się i obrócił.
- Co ty… – warknął.
Nigdy nie dokończył pytania. W tej samej chwili, dwa droidy, które maszerowały za nimi, pojawiły się po obu stronach rycerza
Jedi. Jednym płynnym ruchem Tories sięgnął pod płaszcz i aktywował wyciągnięty stamtąd miecz świetlny.
Gehad wydał z siebie krótki, gardłowy krzyk i puściwszy ramię Corfa, jakby go parzyło, zaczął uciekać. Tories popchnął chłopca
z powrotem w stronę drzwi i ciął mieczem w klatkę piersiową droida po lewej. Lśniące zielone ostrze przecięło z łatwością grubą
acertronową zbroję i górna część robota uderzyła z hukiem w ziemię. Resztki maszyny, zachowując równowagę, stały nadal
wyprostowane, a ich bezgłowy korpus zdawał się spokojnie oczekiwać na dalsze rozkazy. Toriesa już nie interesowało, czy się
przewróci się, czy nie.
Droid szturmowy po jego prawej już reagował na nieoczekiwane zagrożenie, skręcając biodra by wycelować broń. Tories obrócił
się w prawo, odcinając mu przedramiona powyżej przymocowanych blasterów. Drugie cięcie pozbawiło droida nóg. Zanim
resztki upadły na ziemię, Jedi był już w drzwiach rezydencji.
- Jazda stąd! – rozkazał Neimoidianom, unosząc miecz świetlny w pozycji obronnej. Jakby dla potwierdzenia jego słów, kolejna
eksplozja wzbiła w powietrze tumany kurzu. Dwaj obcy nie potrzebowali dalszej zachęty. Zawrócili i, poprzez szpaler droidów,
wbiegli na pokład. Ocalałe roboty podążyły za nimi. Chwilę później transportowiec, w asyście trzech innych pojazdów, odleciał z
dużą prędkością na wschód.
- Nieźle – wydyszał Corf.
Tories obrócił się i zobaczył wpatrującego się weń z zachwytem chłopca.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Corf odruchowo skinął głową.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem – powiedział.
- Kwestia wyszkolenia – odrzekł Tories. Jeszcze raz wyjrzał na zewnątrz, a potem wyłączył miecz. – Chodźmy powiedzieć
twojemu ojcu, że nic ci nie jest – powiedział. – A potem – dodał ponuro – może zechcecie udać się do schronu. Tu się robi
nieprzyjemnie.
***
- Odlatują – oznajmił Roshton, gdy ostatni z droidów wspiął się do transportowca. Pierwszy pojazd, z Neimoidianami na
pokładzie, opuścił już lądowisko, oddalając się pod eskortą STAP`ów. – Przez jakiś czas nie będą znów tego próbować.
- Możliwe – zgodził się Doriana, wciąż wpatrując się w resztki D-60, którego Tories w ciągu sekundy przemienił w kupę złomu.
Przebywał wśród Jedi przez większość swojego życia, ale nigdy nie widział żadnego z nich w walce.
I po raz pierwszy zrozumiał, dlaczego Sidious chciał się ich wszystkich pozbyć.
- Jednostki z posiadłości: zabezpieczać – mówił Roshton do komlinku. – Jednostki z lasu i miasta: przygotować się.
Z wysiłkiem Doriana wrócił do rzeczywistości.
- Co to znaczy „przygotować się”? – spytał. – I jak kierowałeś tymi strzałami?
- Nie udawaj głupca – zganił go Roshton. – To było tylko kilka właściwie umiejscowionych, zdalnie sterowanych min. Czyżbyś
przegapił to całe zamieszanie, które tu robiliśmy przez ostatnie dwa dni?
- Miałem inne rzeczy na głowie – odciął się Doriana, patrząc na uciekające transportowce. Zamiast podążać najprostszą drogą
fabryki, zataczali głęboki łuk ku wschodowi. Ale cze…
I nagle się zorientował.
- Unikają południowego trawnika – powiedział. – Nie chcą ryzykować, że coś jeszcze się tam rozbije i zirytuje Cranscoców
- Dokładnie tak, jak przewidziałem – oznajmił z ponurą satysfakcją Roshton. – Jednostki z lasu: ubezpieczać. Jednostki z
miasta: strzelać bez rozkazu.
Nagle kilkanaście blasterowych strzałów wyskoczyło z północnego krańca miasta Foulahn, niszcząc STAP-y i odłupując kawały
pancerza z transportowców.
- Co robisz? - zapytał Doriana. – Już ich przegoniłeś. To nie wystarczy?
- Nie – zapewnił go Roshton. – Jednostki z miasta: wykończyć ich.
STAP-y zaczęły się tymczasem odgryzać i niebo wypełniło się wielobarwnymi smugami blasterowego ognia. Doriana zauważył,
że wstrzymuje oddech, gdy patrzy na lawirujące transportowce, desperacko usiłujące dolecieć do bezpiecznej fabryki. Jeśli
zapalczywość Roshtona zabije Neimoidian lub, co gorsza, sprawi, że zabiorą droidy z fabryki i zechcą kontratakować...
I wtedy coś innego przykuło jego uwagę. Najpierw były to tylko dwa punkciki, które potem zaczęły rosnąć w oczach.
- Roshton! – krzyknął wygrzebując elektrolornetkę i włączając ją. – Mamy towarzystwo.
- Daj mi popatrzeć – rzucił Roshton sięgając po przyrząd.
Doriana wyszarpnął mu go, przyciskając oczy do soczewek. Jeden rzut oka wystarczył.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]