Samolubna,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ola dzwoniła - matka stanęła w progu pokoju, dziewczyna leżała na łóżku, akurat czytała 'Przezroczyste przedmioty', wyrwana z tak upragnionego letargu, z nieukrywanym grymasem niezadowolenia namalowanym na twarzy spojrzała na kobietę- Dzowniła i pytała zmartwiona, czy co się stało. Podobno miała oddzwonić. - matka podeszła i usiadła na skraju łóżku, tuż obok Meli, delikatnie położyła rękę na ramieniu córki i przytuliła jš.Pierwsza łza była absolutnie nie do zatrzymania, mimowolnie spływała po pyzatym policzku Meli, po sekundzie pojawiły się kolejne, nie potrafiła nad tym zapanować. Jedna z cudnych pozostałoci po lekach, sterydach - niestabilnoć emocjonalna, a raczej wrak emocjonalny, na większoć sytuacji reagowała podobnie, łzami. Ludzie postrzegajš płacz jako wyraz słaboci, zmartwienia, jest jeszcze akcpetowalny jako oznaka szczęcia, wzruszenia, ale nawet wtedy jest to okazanie słaboci. Nasz organizm ucieka się do wielu sposobów przed zalewem emocji do rodku, najczęciej po prostu pozbywa się nadmiaru uczuć, pragnień, zmartwień czy po prostu niepewnoci poprzez łzy, ale nie tym razem. Łzy tej dziewczyny nie były wywołane przez natężenie uniesień, wręcz przeciwnie... bezsilnoć była czynnikiem wywołujšcym niepohamowany płacz.- Nie martw się, nieżynko, powiem jej, że nie możesz teraz rozmawiać, że jeste zmęczona, czy na spacerze. Nic się nie martw, zaraz co wymylimy.'nieżynka' zaczšł tak mówić do niej Janek, starszy brat, od dziecka i to tylko dlatego, że w odróżnieniu od reszty rodziny Mela miała inny odcień skóry, janiejszy, jakby odrobinę alabstrowy. Wiele lat póniej było to więcej niż tylko pieszczotliwe okrelenie, był to nomen omen... Za każdym razem, gdy kto zwracał się do niej w ten sposó, jej ciało ogarniało odrętwienie, na nieiwle dłużej niż pół sekundy była zupełnie sparaliżowana. Tak jakby cały strach, wszystkie obawy, ból, pot, krew i łzy przetopione, przerobione i zespolone w całoć, oblane z zewnštrz lukrem słodkich słów, obleczone w 'nieżynkę'. Zupełnie jakby jeć słodkš pralinkę nadzianš lukrecjš.- To nie jest tak... - niezwykle ciężko jest mówić podczas płaczu, mówić a nie łkać, nie jęczeć, nie dusić się, trzeba bardzo uważać, żeby słowa nie przeprzerodziły się w lament. - Ja po prostu nie wiem, co mam jej powiedzieć.Ludzie tego nie rozumieli, że sš momenty, kiedy człowiek nie chce słuchać, jak cudze życie gna do przodu, jak 'wszystko idzie coraz lepiej'. To nie tak, że Mela nie cieszyła się z sukcesów swoich bliskich, ale nie miała już siły słuchać tego, jak dobrze im się powodzi, nie była zawistna, po prostu sprawiało jej to przykroć, bo u niej nic nowego. Dalej te same leki, zmiany opatrunków, walka o powrót do normalnoci, przekraczanie granic swoich możliwoci, codzienne potyczki i wysiłki, ale tego nikt nie zauwazał. Nikt nie zauważał, że nie narzekała, że nie chwaliła się, że żartowała ze swojej niedołężnoci, podczas gdy było to dla niej większym upokorzeniem, niż jakiekolwiek mogłaby sobie wyobrazić. Obracanie wszystkie w żart jest trudne, wymaga wiele dystansu do siebie, jest to bardzo niebezpieczne, a to dlatego że ludzie nie wiedzš, gdzie jest granica. Przede wszystkim nie wiedzš tego, że granica jest naznaczona dokładnie tam, gdzie kończš się słowa wypowiedziane przez autora i obiekt żartu zarazem. Gdy straciła cale owłosienie z ciała i przybrała te 15 kilogramów, zaczęła nazywać siebie 'małym Buddš', wszyscy zamiewali się z tego, była to niesamowicie trafna obserwacja, naprawdę tak wyglšdała. Niestety w pewnym momencie wszyscy tak zaczęli się do niej zwracać, zapomnieli, że jeszcze parę miesięcy wczeniej była pięknš młodš dziewczynš, a teraz... Umiechała się, oczywicie, że się umiechała, ale również za każdym razem czuła przeszywajšcy dreszcz upokorzenia gdzie tam głęboko w trzewiach.Przez następny kwadrans siedziały w ciszy, przytulajšc się do siebie, niczym w symboizie, jedna drugš rozumiała jak nikt inny. Tak zawsze było i nie zapowiadało się na jakiekolwiek zmiany. Po piętnastu minutach Mela wstała, poszła do łazienki by oczycić twarz, a mama poszła zaprzyć herbatę, jej ulubionš - białš z czšsteczkami truskawek. W tym momencie robiła to, co zawsze, zawsze, gdy jej córka miała gorszy dzień. Odprawiała rytuał - wrzucała koc i poduszkę do suszarki, dosłownie na 5 minut, tylko by zagrzać, zaparzyła herbatę, wycišgała ulubiony kubek, wycišgała zakazane czekoladki, to wszystko przenosiła na kanapę, włšczała telewizor i szukała płyty z ulubionym serialem. Gdy już wszystko było idealnie przygotowane - pod kubkiem była podstawka, obok stała zapalona wieczka czekoladowa, na talerzyku leżała nieparzysta liczba czekoladek, a na ciepłym kocu leżał pies, Maria szła po córkę do pokoju na piętro, powoli pomagała jej zejć po schodach i usadawiała jš na kanapie.- Jeli będziesz czego potrzebowała, to zawołaj, będę w sypialni. - powiedziała Maria, obróciła się i wychodziła, gdy Mela powiedziała:- Wiesz co... Nienawidzę tego momentu kiedy nagle, całkowicie bez zapowiedzi robi mi się panicznie przykro, gdy w jedenj sekundzie dopada mnie ta chłodna rzeczywistoć i muszę skonfrontować się ze wiatem. Gdy Ola dzwoni trzydziesty pišty raz i chce się spotkać, a ja nie wiem, co mogłabym jej powiedzieć. Naprawdę nie wiem, nawet nie wiem, czy mam ochotę z niš rozmawiać. Czy to znaczy, że jestem samolubna?*
[ Pobierz całość w formacie PDF ]