SZ100. Stephens Susan - Karnawał w ...

SZ100. Stephens Susan - Karnawał w Wenecji, Książki - Literatura piękna, Światowe Życie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Susan Stephens
Karnawał w Wenecji
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Krzyk Nell Foster sprawił, że ludzie spacerujący
wąskimi uliczkami raptownie przystanęli. Patrzyli
na wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę, który
trzymał w ramionach kruche dziecko o jasnej czup-
rynce. W kołyszącej się na wodzie gondoli siedziała
matka dziecka, wyciągając ramiona.
- Co ty wyrabiasz z moją córką? - Pod preteks­
tem pomocy przy wysiadaniu z łodzi gondolier
przekazał Molly obcej osobie!
Głos Nell ciął niczym skalpel przeraźliwą ci­
szę spowijającą stare mury; zszokowana wygra­
moliła się niezdarnie na brzeg kanału. Stanęła
na zdradliwych kocich łbach, usiłując z wście­
kłością wyszarpnąć dziecko z rąk mężczyzny.
W jego ramionach Molly była niczym bezwładna
lalka, wietrzyk rozwiewał dziecinne loki wokół
jej twarzy.
- Natychmiast mi ją oddaj! - krzyczała. Ludzie
patrzyli na nią, ale nic jej to nie obchodziło. Myślała
tylko o Molly, która w czasie gdy płynęły kanałem
w żółwim tempie, zasnęła tak twardym snem, że
Nell nie mogła jej obudzić. Ta nienaturalna drzem­
ka przerażała ją. A teraz ten człowiek zabrał jej
dziecko.
6
SUSAN STEPHENS
- Nie. - Głęboki ton głosu o obcym akcencie był
szorstki i zdecydowany.
Odmawiał? Nell rozejrzała się w poszukiwaniu
pomocy, ale w sposobie bycia tego człowieka było
coś tak władczego, że ludzie zamiast jej pomóc,
zaczęli się wycofywać.
Musiał być przyzwyczajony do władzy, jaką
emanował; miał pod trzydziestkę i ubrany był
zwyczajnie, lecz drogo: doprasowane spodnie,
czysta koszula, sweter zarzucony na ramiona.
Sprawiał, że czuła się roztrzęsiona, przerażona
i zła.
- Zejdź mi z drogi - wypalił, patrząc jej prosto
w oczy.
- Oddaj mi moją córkę! - Nell nie odwróciła
wzroku. Nie miała zamiaru cofać się ani o cen­
tymetr. Ma zostawić Molly w ramionach człowieka,
którego nie zna?
- Nie rób tego - ostrzegł ją i cofnął się o krok,
kiedy usiłowała odebrać mu dziecko.
- Nie rób? Jak to? To jest moja córka.
Oszałamiające złocisto-czarne oczy, pełne rów­
nej determinacji, zmierzyły się z jej spojrzeniem.
- Przeżyłaś szok. Ledwie trzymasz się na no­
gach. Jeśli wpadniesz do kanału, kto cię uratuje?
- Spojrzał na Molly spoczywającą bezwładnie w je­
go ramionach i to pytanie zabrzmiało jak oczywista
groźba.
Na oczy opadło mu kilka kruczoczarnych kos­
myków; poza tym cały był uosobieniem ideału. Nell
żałowała, że aż tak ją absorbuje.
KARNAWAŁ W WENECJI
7
- Potrzebujemy pomocy, nie widzisz? - Po
omacku szukała w torebce telefonu, żar słońca
parzył jej plecy, uniemożliwiając niemal oddy­
chanie. Człowiek trzymający Molly musiał mieć
chyba wokół siebie bańkę powietrzną.
- Jesteś najwyraźniej przemęczona. Musisz od­
począć - rzekł lodowatym tonem.
Przemęczona?
- Jesteś zdziwiony? - Z narastającym gniewem
patrzyła, jak wyciąga komórkę i otwiera klapkę.
Było to chyba kolejne taktyczne posunięcie, dzięki
któremu mógł uniknąć oddania jej córki. - Do kogo
dzwonisz?
Zamarł z ręką w powietrzu.
- Po karetkę.
- Karetkę? - Nell zaschło w ustach. Przez
chwilę nie chciała uwierzyć w to, że pogotowie
porusza się po kanałach, ale wiedziała, że musi być
jakiś sposób transportu chorych do szpitala w We­
necji.
Pogotowie? Molly miała zaledwie półtora roku!
Nigdy w życiu nie chorowała.
Nell spojrzała na mężczyznę z baczniejszą uwa­
gą-
- Kim jesteś? - zapytała.
Zacisnął usta i pokręcił głową nasłuchując głosu
z drugiej strony słuchawki.
Nell spojrzała na spoczywającą w jego ramio­
nach Molly. Niemal bała się dotknąć własnej córki.
Dziecko wyglądało tak krucho, zupełnie jakby uszło
z niego życie.
8
SUSAN STEPHENS
Mężczyzna mówił coś szybko po włosku. Dla
Nell język ten stanowił wcześniej ciekawe wyzwa­
nie, teraz jednak stanowił barierę nie do przebycia.
Serce jej niemal stanęło, kiedy mężczyzna zatrzas­
nął telefon. Dlaczego nic nie powiedział? Nie wi­
dział, że nie może doczekać się wiadomości? Jed­
nak cała jego uwaga skoncentrowana była na Molly.
Miał zmarszczone brwi, widać było, że jest zmart­
wiony. To jedynie wzmogło jej własne obawy.
Dlaczego Molly nie chciała się obudzić? Nikt zdro­
wy nie śpi w taki sposób.
Ruszyła za mężczyzną, który przeszedł w stronę
cienia.
- Długo trzeba czekać na karetkę?
- Nie.
- Powiedz mi, co się stało? - Przeczesała pal­
cami włosy. Dlaczego przyszło jej do głowy, że
miałby cokolwiek wiedzieć? Była zdesperowana,
nie rozumiała, co się dzieje; nie znała tego człowie­
ka, nic nie wiedziała. - Kim jesteś?
W sercu poczuła narastający strach. Zwalczyła to
uczucie, zmuszając się do koncentracji. Mężczyzna
usiłował coś odpowiedzieć, musiała się skupić za
wszelka cenę.
- Jestem lekarzem. - Spojrzał na nią z pewnoś­
cią siebie.
Jeśli w ten sposób chciał ją uspokoić, to od­
niósł skutek odwrotny do zamierzonego. W miejs­
ce strachu i obaw pojawiło się przerażenie. Wy­
chowano ją w szacunku dla profesji lekarza, nie
miała powodu zmieniać swego nastawienia aż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl