SZ062. Kendrick Sharon - W pałacu szejka, Książki - Literatura piękna, Światowe Życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sharon Kendrick
W pałacu szejka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sienna lekkim krokiem przemierzyła patio na tyłach
hotelu Brooke w centrum Londynu. Wybrała
najprzyjemniejszą drogę. Słońce jasno świeciło, ptaki
śpiewały w gałęziach drzew, na klombach pachniały bajecznie
kolorowe kwiaty. Ściana bluszczu odgradzała drogę do tego
rajskiego zakątka od zgiełku ulicy. Żaden zły omen, żaden
powiew wiatru nic ostrzegł jej przed tym, co miała zgotować
najbliższa przyszłość. Nawet najmniejsza chmurka nie
przesłaniała lazurowego nieba. Zresztą gdyby nawet
dostrzegła jakiś znak na niebie lub ziemi, pozostałaby
bezradna jak nowo narodzone dziecko, bezwolna niczym liść
zerwany z drzewa w czasie burzy.
Na razie jednak cieszyło ją wszystko. Widok bujnej
roślinności przypominał spędzone na wsi dzieciństwo.
Uwielbiała Brooke. W tym hotelu rozpoczęła swą miejską
karierę, tu awansowała, nabrała ogłady i pewności siebie.
Kiedy założyła własne przedsiębiorstwo, nadal ściśle
współpracowała z macierzystą firmą. Organizowała tu
bankiety, promocje książek, przyjęcia urodzinowe i weselne
dla osobistości z wyższych sfer. W krótkim czasie skromna,
wiejska dziewczyna zyskała renomę w kręgach londyńskiej
śmietanki towarzyskiej. Gwiazdy filmowe, arystokraci, bogaci
przedsiębiorcy hojnie płacili za fachową, dyskretną obsługę.
Stawiali też dość wygórowane, czasami niecodzienne
wymagania. Jej zawód wymagał nie tylko talentów
organizacyjnych czy zmysłu plastycznego, ale również
zdolności dyplomatycznych. Pewnego razu przystroiła
ogromny namiot na przyjęcie dla zespołu francuskich
cyrkowców. Akrobata występujący na trapezie uznał, że
oprawa uroczystości nie jest godna jego wielkiego talentu.
Ledwie powstrzymała rozkapryszonego gwiazdora przed
opuszczeniem bankietu. Innym razem dekorowała salę
bankietową tysiącem szkarłatnych róż na zaręczyny znanej
osobistości. Nigdy nie wracała myślami do mrocznych chwil z
przeszłości. Wyciągnęła wnioski z dotychczasowych
doświadczeń, nie powtarzała błędów młodości i z nadzieją
patrzyła w przyszłość. Nie narzekała na brak klientów. Możni
tego świata często wybierali osiemnastowieczną rezydencję,
przekształconą w luksusowy hotel jako miejsce ważnych
spotkań.
W drodze do windy Sienna spojrzała na kompozycję ze
strelicji, lilii i czarnych irysów na onyksowym blacie recepcji.
Próbowała odgadnąć, czego zażyczy sobie nowy
zleceniodawca. Wjechała na ostatnie piętro. Pierwszą osobą,
jaką ujrzała na korytarzu, był potężny ochroniarz o oliwkowej
cerze i ciemnych oczach. W kieszeni marynarki dostrzegła
pistolet. Nie zdziwił ją ten widok. Możni tego świata zawsze
zatrudniali ochronę. Egzotyczny wygląd mężczyzny również
nie wywołał żadnych skojarzeń.
- Dzień dobry, nazywam się Sienna Baker - pozdrowiła
go wesoło. - Jestem umówiona z panem Altairem.
Nieznajomy w milczeniu skinął głową. Otworzył przed nią
drzwi apartamentu, później zamknął je za nią niemalże
bezszelestnie. Dopiero wtedy ogarnął ją irracjonalny lęk. W
przestronnym, jasno oświetlonym słońcem wnętrzu poczuła
się jak uwięziona w pułapce. Wciągnęła w nozdrza orientalny,
jakby znajomy aromat. Nadal nie potrafiła określić przyczyny
nagłego zaniepokojenia. Dopiero po kilku sekundach
dostrzegła stojącego przy oknie wysokiego, ciemnego
mężczyznę. Stał tyłem do niej, dumnie wyprostowany na tle
panoramy miasta. Obserwowała z zapartym tchem imponującą
postawę, falujące, kruczoczarne włosy, szerokie ramiona i
długie nogi. Rozpoznała teraz drażniący zmysły, egzotyczny
zapach. O nie, żeby to tylko nie był on - błagała w myślach
opatrzność. Poczuła ból w sercu jak przed laty, gdy modliła
się o uwolnienie od cierpienia. Nie została wtedy wysłuchana.
Teraz też nie. Mężczyzna odwrócił się w jej kierunku powoli i
dostojnie niczym ożywiony kamienny posąg. Pochwyciła
lodowate spojrzenie czarnych oczu.
Hashim zmobilizował całą siłę woli, by zwalczyć
pożądanie. Przez całe lata usiłował wyrzucić z pamięci osobę,
która go oszukała. Bezskutecznie. Przeklinał własną słabość.
W końcu zaplanował zemstę. Zdecydował, że kobieta, która
go upokorzyła, zapłaci za to własnym ciałem. Pragnął jej tak
samo jak dawniej. Czas nie odebrał jej urody. Niewysoka i
bardziej krągła niż nakazuje współczesna moda, nadal
rozpalała jego zmysły. Kształtna figura przypominała mu
młodą suczkę Saluki - ulubionej przez jego rodaków rasy
piesków myśliwskich o jedwabistej sierści. Prócz
apetycznych, kobiecych kształtów pociągał go w niej
nieokreślony urok niewinności. Zachowała go do tej pory,
chociaż wiedział już, jak bardzo mylą pozory. Pamiętał
krwistoczerwone, pulchne, kontrastujące z mleczną białością
świeżej cery usta. Zachwyciły go od pierwszego wejrzenia.
Bogate kobiety osiągają taki efekt w wyniku operacji
plastycznych, podczas gdy ona otrzymała je w darze od matki
natury. Teraz te wspaniałe, różane wargi drżały lekko. Marzył
o tym, żeby wessać się w nie gorącym, gwałtownym
pocałunkiem. Całe jego ciało płonęło. Wiedział jednak, że
musi poczekać na właściwy moment i że męka oczekiwania
zostanie mu po tysiąckroć wynagrodzona, gdy nasyci zarówno
pragnienie, jak i żądzę zemsty. Wymówił jej imię niskim
głosem.
Ten głos obudził w sercu Sienny wspomnienia.
Zabiło gwałtownie, jak przed laty, gdy wierzyła, że go
kocha. Twarde, zdecydowane rysy tworzyły egzotyczną
mieszankę piękna i brzydoty. Orli nos i wojownicza linia ust
nadawały mu groźny i zarazem fascynujący wygląd. Bystre,
głębokie oczy hipnotyzowały Siennę. Wprost rozbierał ją
wzrokiem. Wcześniej wielokrotnie przeżywała to spotkanie w
wyobraźni, choć nie przypuszczała, że kiedykolwiek
faktycznie do niego dojdzie. Przyrzekała sobie po tysiąckroć,
że jeśli jeszcze kiedykolwiek go ujrzy, pozdrowi beztrosko jak
starego kumpla, jakby nic się między nimi nie wydarzyło,
jakby nie zrujnował jej życia. Jedno spojrzenie pozbawiło ją
wszelkich złudzeń. Nie potrafiła udawać obojętności. Każda
kobieta na jej miejscu padłaby tak oszałamiającemu
mężczyźnie w ramiona i pozwoliłaby zrobić ze sobą, co on
zechce. Widok Hashima obudził w niej dawne, długo tłumione
tęsknoty. I równocześnie inne uczucie: lęk. Nie potrafiła
odgadnąć, co ten człowiek tu robi.
- Hashim... - wyjąkała. - Czy to naprawdę ty?
- Widzę, że sprawiłem ci niespodziankę - skomentował z
ironiczną satysfakcją.
- Nie określiłabym tego w ten sposób. Niespodzianka
oznacza miłe zaskoczenie. Ja natomiast przeżyłam wstrząs -
sprostowała, nerwowo oblizując wargi.
Hashim nadal hipnotyzował ją wzrokiem, jak wąż
upatrzoną ofiarę.
- Wiele kobiet marzy o spotkaniu z byłym kochankiem -
stwierdził z okrutnym, sardonicznym uśmiechem, chociaż
błagała go wzrokiem, by oszczędził jej dalszych upokorzeń. -
Rozumiem jednak, czemu nie cieszy cię mój widok. Cóż,
sama jesteś sobie winna. Gdybyś nie skrywała wstydliwych
tajemnic, spałabyś snem sprawiedliwych. Aczkolwiek nie
wyobrażam sobie mężczyzny, który zostawiłby cię nocą w
spokoju - dodał i natychmiast spochmurniał.
Zacisnął zęby. Dawna zniewaga nadal bolała. Nie mógł
sobie darować, że bezkrytycznie wielbił perfidną oszustkę.
Powściągał żądzę, chronił ją przed samym sobą, dotykał
delikatnie, ostrożnie niczym bezcenne arcydzieło z kruchej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]