SZ018. Field Sandra - Człowiek sukcesu, Książki - Literatura piękna, Światowe Życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sandra Field
Człowiek sukcesu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jake Reilly zaparkował w´ z na skraju drogi i wspia˛ł
si˛ na szczyt wzg´ rza, nie zwa˙aja˛cnabłoto. Wiatr
szarpał jego g˛ste ciemne włosy. Ocean cia˛gna˛ł si˛ po
horyzont, biała koronka przyboju otaczała klify i wysp˛
u wej´cia do zatoki. Wysp˛, na kt´ rej dawno temu
kochał si˛ z Shaine.
Zacisna˛ł wargi. Mimo woli jego spojrzenie przesun˛-
ło si˛ z turkusowych fal na niewielka˛ nowofundlandzka˛
wiosk˛ przytulona˛ do wybrze˙a. Nie było go tu trzyna´-
cie lat, a jednak potrafiłby wymieni´ wła´ciciela ka˙-
dego z porza˛dnie pomalowanych domk´ w. Lecz jego
spojrzenie przycia˛gał dom na samym skraju klifu, gdzie
mieszkała Shaine, jej rodzice i trzej bracia – Devlin,
Padric i Connor. Sami rudzielcy, cho´ tylko jej włosy
przypominały barwa˛ płomienie...
Wło˙ył r˛ce do kieszeni i zakla˛ł pod nosem, zmusza-
ja˛c si˛, by oderwa´ wzrok od ˙´łtego domu O’Sul-
livan´ w. Ten, w kt´ rym sam dorastał jako jedynak,
znajdował si˛ bli˙ej drogi; matka sprzedała go po swoim
wyje´dzie do Australii, kiedy powt´ rnie wyszłazam˛˙.
Pami˛tał, jak zadzwoniła, by spyta´, czy syn na pewno
nie chce zatrzyma´ go dla siebie. ,,
˙
artujesz?’’ od-
powiedział. ,,Wa˛tpi˛, bym tam kiedy´ wr´ cił... czego
miałbym tam szuka´?’’.
6
SANDRA FIELD
Niczego. Co wi˛c robi tu teraz? Czemu w słoneczny
wrze´niowy dzie´ tkwi jak kołek przy drodze do Cran-
berry Cove, kiedy m´ głby si˛ znajdowa´ w dowolnym
punkcie globu? Surfowa´ wzdłu˙ wybrze˙a w Hamp-
tons na Long Island. Wychodzi´ do teatru w Nowym
Jorku z r´ wnie luksusowego apartamentu z widokiem
na Central Park. Przemierza´ ulice Pary˙a, gdzie miał
mieszkanie par
˛
krok´ w od Luwru. Albo bardziej przy-
ziemnie, robi´ interesy w kt´ rym´ z setek miejsc od
Buenos Aires po Oslo.
Shaine z pewno´cia
˛
opu´ciła zatok
˛
wiele lat temu,
nie ogla
˛
daja
˛
c si
˛
za siebie – tak jak on. Wi
˛
c nie
przyjechał zobaczy´ si
˛
z nia
˛
. Zapewne spotka jednak
kt´ rego´ z jej braci. Gdyby chciał,m´ głby o nia
˛
spyta´.
Tylko po co? Nie chciał zobaczy´ Shaine bardziej ni˙
ona jego. Ostatecznie nie zgodziła si
˛
z nim wyjecha´
przed trzynastoma laty; mimo jego gora
˛
cych wyzna´
została w wiosce, gdzie si˛ urodziła. Nigdy nie zdołał
zapomnie´ b´ lu tamtego odrzucenia.
By´ mo˙e, pomy´lał, po to wr´ cił tu dzisiaj: ˙eby
znowu zobaczy´ miejsce, gdzie jedyna kobieta, jaka˛
kochał w˙yciu, odwr´ ciła si˛ do niego plecami i ode-
szła. Wyra´nie, jakby to było wczoraj, widział jej bł˛kit-
na˛ sukienk˛ trzepocza˛ca˛ na wietrze, spla˛tane włosy
spływaja˛ce po plecach...
W´ciekły na siebie, wr´ cił do wynaj˛tego wozu.
Przejedzie si˛ po wsi, zamieni par˛ sł´ w ze znajomymi
i wyniesie si˛ jeszcze tego samego popołudnia. Dotrze
na lotnisko w sama˛ por˛ na samolot i zapomni o całej tej
niedorzecznej wyprawie. Zamknie za soba˛ przeszło´´
raz na zawsze, jak powinien był to zrobi´ ju˙ dawno.
Zjazd do wioski po Breakheart Hill trwał dłu˙ej,
CZŁOWIEK SUKCESU
7
ni˙by sobie ˙yczył. Na samym skraju wsi jeszcze raz
zatrzymał si
˛
na moment, parkuja
˛
c przy kraw
˛
˙niku.
M´ głby zawr´ ci´ i nikt we wsi nawet by nie wiedział,˙e
tu był. Czy tak nie byłoby najrozsa
˛
dniej?
Tch´ rz, zadrwił cichutki głos w jego głowie. Boisz
si
˛
wspomnie´ ? Boisz si
˛
,˙e spotkasz kt´ rego´ z braci
Shaine i dowiesz si
˛
,˙e została szcz
˛
´liwa
˛
m
˛
˙atka
˛
z tr´ jka
˛
dzieci? Co z ciebie za m
˛
˙czyzna?
Ze zmieszaniem u´wiadomił sobie, ˙e si
˛
boi. Serce
biło mu szybko, palce zacisn
˛
ły si
˛
na kierownicy.
Takie same objawy towarzyszyły mu zawsze, kiedy si
˛
zbli˙ał do domu O’Sullivan´ w, ˙eby zabra´ Shaine na
spacer wzdłu˙ klif´ w albo na zakupy do Corner Brook.
Czy istniała kiedy´ kobieta r´ wnie pi
˛
kna jak Shaine
w wieku lat osiemnastu? Stoja
˛
ca na progu kobieco´ci,
niewinna, lecz pełna nie´wiadomej zmysłowo´ci.
´
cis-
n
˛
ło go w gardle, nagle od˙yło dawne po˙a
˛
danie.
Posiadł ja˛. Dokładnie jeden raz.
Wyszarpna
˛
ł kluczyk ze stacyjki i wysiadł z wozu.
Był to skromny model, jeden z mniejszych, jakie mieli
w wypo˙yczalni na lotnisku; w niczym nie przypominał
jego ukochanego srebrnego ferrari, kt´ re trzymał w ga-
ra˙u w Hamptons. Podobnie skromne było ubranie,
jakie wło˙ył:d˙insy, rozpi˛ta pod szyja˛ koszula i sk´ -
rzana lotnicza kurtka, maja˛ca co najmniej pi˛´ lat.
Nie chciał si˛ rzuca´ w oczy ani popisywa´ bogac-
twem. Istniała przepa´´ mi˛dzy warunkami, w jakich
˙ył, i poziomem ˙ycia mieszka´ c´ w tych niewielkich
domk´ w; nie było sensu im tego ukazywa´. O czym
zapomniał, to o aurze pewno´ci siebie, sukcesu i ´wiato-
wo´ci, kt´ ra przylgn˛ła do niego niczym druga sk´ ra.
Oraz zmysłowych, wydatnych ko´ciach policzkowych,
8
SANDRA FIELD
zdecydowanej szcz˛ce i przenikliwych, gł˛boko osa-
dzonych bł
˛
kitnych oczach pod niesforna
˛
strzecha
˛
ciem-
nych włos´ w.
Wzia
˛
ł gł
˛
boki oddech, wcia
˛
gaja
˛
cdopłuc czysty,
ostry zapach morza. Bli˙ej swa
˛
d dymu drzewnego
z czyjego´ pieca mieszał si
˛
z ciepła
˛
wonia
˛
´wie˙o
upieczonego chleba. Czas si
˛
cofna
˛
ł. Jake zn´ w miał
siedemna´cie lat, zn´ w desperacko pragna
˛
ł si
˛
wyrwa´
na uniwersytet. Shaine miała wtedy trzyna´cie lat
– dziewczyna, z kt´ ra
˛
si
˛
zaprzyja´nił, bo tak jak on była
inna, samotna, nie pasowała do mieszka´ c´ w wioski.
Wyrwał si
˛
, lecz wr´ cił po pi
˛
ciu latach i to wtedy
si
˛
w niej zakochał.
Ruszył wd´ł ulica
˛
. Jaki´ staruszek siedział przed
domem na ganku w skrzypia
˛
cym bujanym fotelu. Jake
odchrza
˛
kna
˛
ł.
– Dzie´ dobry, Abe. Pami
˛
ta mnie pan? Jake Reilly.
Mieszkałem sze´´ dom´ w sta˛d.
Abe celnie spluna
˛
ł mi
˛
dzy dalie otaczaja
˛
ce ganek.
– Strzeliłe´ decyduja˛cego gola w meczu z dru˙yna˛
St. John. Zdobyli´my wtedy hokejowy puchar okr˛gu.
– Zachichotał. – C´ ˙ to była za zabawa!
Jake wyszczerzył z˛by.
– Pierwszy raz w ˙yciu zalałem si˛ w pestk˛. Piwem
marki Black Horse. I drogo za to zapłaciłem: nie pami˛-
tam wi˛kszego kaca. Ale nie ˙ałowałem.
– To był niezły strzał–stwierdził Abe z zadowole-
niem. – Trybuny oszalały... A co ci˛ sprowadza w te
strony?
– Chciałem po prostu zobaczy´ stare ka˛ty – odparł
Jake mgli´cie. – O czym ludzie gadaja˛, Abe?
Staruszek nabił na nowo fajk˛ i przez dobre p´ł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]