SZNWAO, New
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Szczęście na wagęAgnieszka OlejnikSzczęście na wagęStyczeńędzie dobrze – powiedziała Ewa, patrząc sobie w podpuchnięte oczy.Nie od płaczu ani nawet nie z niewyspania. Po prostu rano zwykle miała podpuchnięte.Stała nago w łazience i usiłowała podjąć jakieś decyzje. Większość ludzi nazywa to postanowieniaminoworocznymi, ale ona potrzebowała innej nazwy. Przemeblowanie. Remont życia.Będzie dobrze, tylko muszę wreszcie zdobyć się na jakieś zmiany, powtarzała w duchu. I zdobędę się,dam radę. Jak to mawiał dziadek Jędrzej? „Choćby gówna z nieba leciały”? Chyba tak to szło.Ojciec jej mamy używał dość barwnego i soczystego języka do nazywania zjawisk i rzeczy. Nie mówiącjuż o tym, jak określał człowieka, który mu czymś podpadł – na przykład przychodził z zaniedbanym psemczy kotem (dziadek był weterynarzem). Mawiał, że skurwysyna poznaje się po tym, że jego pies podkulaogon, ilekroć człowiek unosi rękę, żeby podrapać się po jajkach.À propos psiego ogona, jednym z jej marzeń był pies. Malutki piesek. No, tylko na początku malutki.Chciała mieć dużego psa, docelowo dużego. Sama była niewysoka i właściwie nawet z jamnikiem nakońcu smyczy czułaby się dobrze, ale gdy pomyślała, że Klaudia miałaby wziąć na spacer takąkruszynkę… Wyglądałoby to zaiste groteskowo.Wracając do psa, a odsuwając myśl o rozmiarach Klaudii – Ewa marzyła o nim od zawsze. W jej domurodzinnym psy po prostu były naturalnym elementem życia, równie oczywistym jak kalendarz, zegarz kukułką w dużym pokoju czy miękkie, wygodne kapcie. Kiedy Ewa przeniosła się do akademika,właśnie psia morda była tym, za czym tęskniła najbardziej. Przez całe studia wyobrażała sobie, jakbędzie wyglądało jej dorosłe, samodzielne życie – zamieszka w pięknym domu z ogrodem, będzie miałaprzystojnego, inteligentnego i zabawnego męża oraz pięknego psa; i mimo tego ogródka oboje z mężembędą chodzili na długie spacery po lesie, bo pies się w ogródku nudzi, a jak się nudzi, to kopie dołkii niszczy rośliny. Rośliny też będzie miała piękne, kolorowe, kwitnące, nie tak jak na wsi u rodziców,gdzie ogród oznaczał niemal wyłącznie warzywa i owoce, do tego może ze dwie kępki floksów i malwypod oknem.Kiedy poznała Mirka, sceneria w tych marzeniach uległa pewnej transformacji – las przeistoczył sięw park, bo Mirek zdecydowanie nie pasował do lasu. Okazał się nieco zbyt wymuskanyi „cywilizowany”, niezupełnie przystający do wcześniejszych fantazji Ewy na ten temat, ale postanowiłasię nie czepiać, bo z drugiej strony był niezwykle przystojny i imponował jej jakąś taką powagą,dorosłością.Z biegiem czasu spraw, których Ewa „postanawiała się nie czepiać”, pojawiło się coraz więcej –rezygnowała z kolejnych marzeń, takich jak właśnie pies albo na przykład kwiaty w ogródku (Mirek lubiłtylko ogrody nowoczesne, z iglakami ciętymi w kulkę, smukłymi kępami traw i białym żwirem zamiasttrawnika – twierdził, że tradycyjny ogród wiejski, taki z kwitnącymi chaszczami, jest bałaganiarskii podśmierduje obornikiem).Wracając do tu i teraz – co jeszcze? Aha, zapisze się na kurs angielskiego. Zawsze chciała wiedzieć,o czym śpiewają jej ulubieni piosenkarze, w młodości marzył jej się wyjazd do Szkocji i Irlandii,zwiedzanie starych zamków, lekcje tańca celtyckiego i dobre piwo w pubie. Teraz wystarczyłyby jej tepiosenki, może jakiś dobry film bez lektora, nie mówiąc już o tym, jak cudownie byłoby móc przeczytaćksiążkę w oryginale. Już nawet znalazła szkołę językową, zajęcia w grupie dorosłych są w środy– B
[ Pobierz całość w formacie PDF ]