Sandemo Margit - Saga o Ludziach Lodu 26 - Dom w Eldafiord, kiążki, #Sandemo Margid (Saga o Ludziach Lodu)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Margit Sandemo
DOM W ELDAFJORD
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom XXVI
1
ROZDZIAŁ I
Skulony i przyczajony jak drapieżny ptak, siedział wysoko na grani i spoglądał na wioskę
wciśniętą między krawędź fiordu a górskie zbocza. Straszliwa postać, ciemna, sękata,
zgarbiona... Przypominała występ skalny, zlewający się w jedno z otaczającą przyrodą.
Gdyby nie oczy, iskrzące nienawiścią, pałające żądzą zemsty, nikt by nie przypuszczał, że
ma do czynienia z istotą ludzką. Chwilami ślepia te połyskiwały niemal czerwono, jakby
szalejący w nich ogień podsycała jedynie fanatyczna nienawiść, która wypełniała go bez
reszty.
Czekał.
Wpatrywał się w małych, maleńkich ludzi tam na dole. Z miejsca, w którym siedział,
przypominali wyglądem mrówki.
- Wprowadzają się - szepnął. - Wprowadzają się do mojego domu! Mężczyzna i kobieta. Jak
śmią! Jak śmią! Nie! Co teraz robią?
Uniósł się trochę. Kiedy obserwował, jak zachowuje się para daleko pod nim na dole,
szalejący w nim gniew na moment przygasł
Co się teraz stanie? Czyżby mimo wszystko nie zamierzali się wprowadzić?
Ogarnęło go uczucie głębokiego zawodu; co za paradoks? Nikt nie chce się tu przenieść?
Nie wtargnie tu nikt, na kim będzie mógł wyładować swą żądzę zemsty?
Znów się skulił, przykucnął na piętach, obejmując ramionami kolana. Straszliwy kolos
przypominał górskiego trolla, który zastygł w tej pozie przed tysiącami lat.
Nad fiordem para obcych przybyszów w średnim wieku rozmawiała z mieszkańcami tych
okolic.
Cóż za bezwstydnie przystojny mężczyzna, pomyślała dama. Jest tak piękny, że niemal
mnie przeraża!
Nie potrafiła oderwać od niego spojrzenia. Miał ciemne falujące włosy, jasne szaroniebieskie
oczy i usta, które nieodparcie przyciągały wzrok. Nieco arogancki, lecz skończenie piękny,
kuszący.
Prawdziwy samiec! Wspaniały, ale niebezpieczny!
Tymczasem gospodarz wręczył mężowi pęk kluczy.
- Witajcie w Jolinsborg! - rzekł z promiennym uśmiechem, który sprawił, że pod damą ugięły
się kolana. - Mam nadzieję, że będzie się wam tu podobało!
2
- O, tak, z pewnością - odparła kobieta. - Lekarz zalecił memu mężowi wilgotne wiejskie
powietrze, tutejsza okolica jest więc wprost wymarzona!
Małżonek jej, po wyglądzie sądząc człowiek prowadzący nie do końca czyste interesy,
odezwał się chropawym głosem:
- A więc to miejsce zwie się Jolinsborg? Czy to od nazwiska właściciela? [Jolinsborg (norw.)
- Twierdza Jolina (przyp. tłum.)]
- Nie, nie mamy tu do czynienia z nazwiskiem - uśmiechnął się młody wieśniak. - Jolin to
stare norweskie imię męskie. Właściciele dworu nosili je już od czasów, kiedy pierwszy Jolin
zbudował to domostwo w siedemnastym wieku, aż do chwili obecnej.
- Ale teraz nie ma już chyba nikogo o tym imieniu? - zapytała dama.
Gospodarz spuścił wzrok.
- Eee... Tak, owszem, jest, ale... zajęto się nim. Został ubezwłasnowolniony.
- Ach, tak?
- No, nie był w pełni... taki, jak być powinien. A po tym, jak zabrano mu dom, włóczył się po
okolicy, zaglądał do okien i straszył poprzednich lokatorów. Teraz więc jest... jest pod
kluczem.
- Jakaż tragiczna historia! - wykrzyknęła dama. - Kiedy to się stało?
- Jakieś dwa, może trzy lata temu.
Małżonek był najwyraźniej przytomnie myślącym człowiekiem.
- Wspomniałeś o lokatorach? Ilu ich było? Mieszkali tu kolejno po sobie?
- Nie, przed wami była tylko jedna para - mruknął przystojny wieśniak. - Ludzie niechętnie
się osiedlają w tym miejscu nad odciętym od świata fiordem.
Mężczyzna nic na to nie odrzekł, tylko mocniej zasznurował usta. Przypuszczenie, że był
człowiekiem prowadzącym interesy, w których rachunki niezupełnie się zgadzały, było jak
najbardziej słuszne. Bynajmniej nie z przyczyn zdrowotnych pragnął osiedlić się tutaj, w
zapomnianym przez Boga Eldafjord, chyba że miał na myśli brutalne pobicie przez
rozgoryczonych klientów, od których wyłudził pieniądze. Małżonkowie zdecydowali, że
najlepiej będzie usunąć się na jakiś czas w cień, a do tego celu żadne inne miejsce na
świecie nie nadawało się lepiej niż Eldafjord, o którego istnieniu nie słyszał prawie nikt.
Albowiem była to maleńka wioska w głębi odnogi fiordu, niewidoczna z łodzi żeglujących po
okolicznych wodach. Zabudowania we wsi były bardzo stare, jak gdyby na stromych
3
zboczach wznoszących się nad wąziutką wstążką plaży nie dało się już wznieść żadnego
nowego domu.
Wprost idealne miejsce, by się ukryć!
- Dom jest naprawdę wspaniały - stwierdziła kobieta. - Choć w niczym nie przypomina
twierdzy.
Stali na pofałdowanym skalnym tarasie. Poniżej wiatr igrał w gałązkach brzóz pokrytych już
jasnozieloną szatą, trawa była soczyście świeża, zewsząd bił cudowny spokój wiosny. Nie
było się czego obawiać, wprost przeciwnie! Wieśniak Terje Jolinsonn nie mógł wymarzyć
sobie piękniejszego dnia na zaprezentowanie przybyszom starego domiszcza.
Nagle rozległo się wołanie. Skierowali spojrzenia ku ledwie widocznej ścieżce, wiodącej
przez łąkę; biegła nią młoda kobieta.
Chłop mruknął przez zęby parę ostrych słów. Szybkim krokiem pomaszerował jej na
spotkanie.
Para przybyszów podążała za nim bez pośpiechu.
- Na pewno będzie nam tu dobrze - mówiła żona. - Spójrz tylko na ten dom! Tak, tak, wiem,
że go przebudowano, ale cały parter na pewno powstał jeszcze w siedemnastym wieku. Jaki
on długi! Popatrz na te okna, stare, a w jakim dobrym stanie! Piętro także, moim zdaniem,
dobudowano z ogromną starannością.
Mąż tylko kiwał głową. Z myśli nie schodził mu wyjątkowo korzystny kontrakt, jaki udało mu
się podpisać. A wieśniak wspomniał na dodatek, że istnieje możliwość, by ten dom po prostu
kupić, i to za niewiarygodnie niską cenę! Mogliby go wynajmować bogaczom na letnisko
albo podzielić na nieduże mieszkania. Pobrać komorne od kilkorga naraz...
Jego myśli bezustannie krążyły wokół interesów.
Kobieta biegnąca drogą zatrzymała się gwałtownie. Była bardzo podobna do swego
szwagra, Terjego, jak zresztą wszyscy mieszkańcy wioski. Miała ciemne włosy, miękkimi
lokami opadające na czoło, jasnoszare oczy w obramowaniu tak ciemnym, że sprawiały
wrażenie ciemniejszych niż były w rzeczywistości. Pełne, nawykłe do uśmiechu usta, w tej
chwili drżały ze strachu. Wygląd tej kobiety natychmiast kojarzył się z ciepłem i miłością dla
bliźnich jako głównej cechy jej charakteru.
- Nie masz chyba zamiaru jeszcze raz wynajmować domu, Terje?
- Już to zrobiłem - odparł, stanowczym ruchem chwytając ją za ramię. - Ten mieszczuch jest
nawet zainteresowany kupnem. Są więc na tym świecie idioci... A ty wracaj do domu!
Natychmiast!
4
- Ależ nie możesz tego zrobić!
- Milcz! Przestań krzyczeć, bo jeszcze cię usłyszą! To były jedynie nieszczęśliwe wypadki,
wszystko to tylko wypadki, czy twój ograniczony umysł nie może tego pojąć? No, dalej!,
idźże już stąd!
- Nie - zaprotestowała, nie ruszając się z miejsca. - Nie pozwolę, by ktokolwiek wprowadził
się do tego upiornego domostwa!
- Właśnie że pójdziesz teraz do domu!
Mocno chwycił ją pod ramię i poprowadził drogą w dół, aż dotarli do chłopskiej zagrody.
Wepchnął ją do jednego z pokoi i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Trzymaj gębę na kłódkę, inaczej wyrzucę stąd ciebie i twojego piekielnego bachora. Jesteś
tu wyłącznie na mojej łasce!
- Nieprawda! - zawołała kobieta po drugiej stronie drzwi. - Wy, trzej bracia, odziedziczyliście
gospodarstwo i Jolinsborg do równego podziału! A teraz chłopiec jest pierwszym
spadkobiercą i ty dobrze o tym wiesz, Terje! Byłeś najmłodszym z braci. Ja i mój syn mamy
takie samo prawo, by tutaj mieszkać, jak ty, o ile nie większe!
- Mogliście zostać w Jolinsborg. A teraz zamknij się, Solveig!
Usłyszała już tylko oddalające się kroki, uklękła więc przy dziecinnym łóżeczku.
Zaczęła szeptać, bardzo cicho, lecz z dojmującym bólem:
- Dobry, miłosierny Boże, pomóż nam! Pomóż mojemu synkowi, spraw, by już dłużej nie
cierpiał! Ulecz go, Panie! Błagam Cię, tak jak błagałam już przez tysiąc nocy i dni! A jeśli nie
można wyzwolić go od cierpień, to proszę, zabierz go do siebie! Błagam Cię o to, choć on
jest moim najcenniejszym skarbem na ziemi, tylko dla niego żyję.
Chłopczyk leżał na poduszkach blady niczym duch, ale rysy jego twarzy wyraźnie
złagodniały, gdyż sen trochę uśmierzył ból. Od czasu do czasu tylko spomiędzy białych warg
wydobywał się cichy jęk. Powieki były niemal przezroczyste, a skóra na ładnie
ukształtowanej głowie napięta. Pozycja, w jakiej leżał, zdradzała, gdzie umiejscowił się ból -
chłopiec mocno odrzucił głowę w tył, aż ścięgna na szyi się naprężyły, a kark wygiął do
granic wytrzymałości.
Jedenastoletni chłopczyk leżał tak już od wielu miesięcy, pragnąc choćby odrobinę złagodzić
nieznośny ból głowy.
- Jolin! - szepnęła matka. - Mój drogi, mały Jolinie! Dlaczego nie mogę wziąć twoich cierpień
na siebie? Dlaczego musisz znosić takie udręki, ty, najniewinniejszy ze wszystkich?
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]