Sandemo Margit-Saga o Królestwie ...

Sandemo Margit-Saga o Królestwie Światła 16-Głód życia, Saga o Królestwie Światła

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Margit Sandemo - GŁÓD ŻYCIA
Margit Sandemo
GŁÓD ŻYCIA
Saga o Królestwie Światła 16
Z norweskiego przełożyła
IWONA ZIMNICKA
POL - NORDICA
Otwock
RODZINA CZARNOKSIĘŻNIKA
LUDZIE LODU
INNI
Ram, najwyższy dowódca Strażników
Inni Strażnicy: Rok, Tell, Kiro, Goram
Faron, potężny Obcy
Oriana i Thomas
1 / 55
Margit Sandemo - GŁÓD ŻYCIA
Lilja, młoda dziewczyna
Paula i Helge, Wareg
Misa, Tam, Chor, Tich i mała Kata, Madragowie
Geri i Freki, dwa wilki
Ponadto w Królestwie Światła mieszkają ludzie wywodzący się z rozmaitych epok, tajemniczy Obcy, Lemuryjczycy,
duchy Móriego, duchy przodków Ludzi Lodu, elfy wraz z innymi duszkami przyrody, istoty zamieszkujące Starą Twierdzę
oraz wiele różnych zwierząt.
Poza tym w południowej części Królestwa Światła żyją Atlantydzi, a w Królestwie Ciemności - znane i nieznane
plemiona.
Wnętrze Ziemi
(jedna połowa)
STRESZCZENIE
Królestwo Światła leży w samym centrum Ziemi. Oświetla je Święte Słońce, natomiast poza jego grafikami jeszcze
do niedawna rozciągała się Ciemność, nieznana i przerażająca. Ostatnio jednak zdołano pokonać panujący tam odwieczny
mrok.
Wielkim celem Obcych jest zaprowadzenie trwałego pokoju na Ziemi i uratowanie przed zniszczeniem planety
Tellus. Żeby się to mogło udać, ludzie muszą się gruntownie odmienić. Można to osiągnąć jedynie poprzez stworzenie
specjalnego eliksiru, który wykorzeni zło z ludzkich umysłów.
Obcy, Lemuryjczycy i Madragowie oraz część zamieszkujących w Królestwie Światła ludzi zdobyli już wszystko,
czego potrzeba do stworzenia eliksiru., Cudowny wywar jest gotowy do zaniesienia go mieszkańcom Ziemi. Najpierw
jednak należało go wielką ostrożnością wypróbować na nieszczęsnych Notach, zamieszkujących Ciemności. Próby
wypadły szczęśliwie, choć nie obyło się bez długich i zaciętych walk ze złymi panami Gór Czarnych i groźnym duchem
Ciemności.
Mroczną krainę rozjaśniły Święte Słońca i w świetle odmienionych istot zapłonęło wreszcie światło, lecz stało się to
dopiero wtedy, gdy przekonano się, że eliksir działa. Święte Słońce bowiem wzmacnia nie tylko dobroć u zwykłych
dobrych ludzi. Może ono również pogłębić tkwiące w nich zło.
2 / 55
Margit Sandemo - GŁÓD ŻYCIA
Właśnie dlatego należało działać bardzo ostrożnie.
Uczestnicy ekspedycji są już właściwie gotowi do wyruszenia na powierzchnię Ziemi, aby pomóc mieszkającym
tam ludziom. Przedtem jednak należy jeszcze załatwić kilka spraw. Z Ciemności sprowadzono do Królestwa Światła
niewidomego Miszę, który teraz czeka na zdjęcie bandaży po operacji. Trzeba też zburzyć mur okalający Królestwo
Światła, by największe Święte Słońce rozświetliło całe wnętrze Ziemi.
Pewnego dnia zaś Marco otrzyma niezwykłą wiadomość...
CZĘŚĆ PIERWSZA
OBCY
Kim albo czym są Obcy? Skąd przybyli?
I czego chcą?
1
Berengaria zgiętym palcem przesuwała wzdłuż ozdobnej boazerii na ścianie szpitalnego korytarza. Towarzyszyło
temu rytmiczne stukanie, szła bowiem prędko.
- Jak sądzisz, co się stanie? - spytała zamyślona. - Chodzi mi o to, w jaki sposób człowiek przeżywa światło, kolory,
sam fakt widzenia, skoro był ślepy przez całe życie.
- Będziesz musiała spytać o to Miszę za jakiś czas - odparł Jaskari. - I przestań już wreszcie stukać. Moi pacjenci
dostaną przez to rozstroju nerwowego.
Berengaria wyobraziła sobie, jak pacjenci w kolejnych salach podrywają się na łóżkach, wytrzeszczają oczy i
wysuwają język przez rozdziawione usta. Uśmiechnęła się lekko, przestała jednak przeciągać palcem po ścianie.
- Przecież sam Misza mówi, że nie pojmuje znaczenia słowa „widzieć” - podjął Jaskari. - Potrafi dotykiem wyczuć
kształt rozmaitych przedmiotów, rozpoznaje mnóstwo smaków i zapachów, ma też doskonały słuch. Lecz nie jest w stanie
wyobrazić solne, że istnieje jeszcze jeden zmysł, i nie rozumie zupełnie, w czym rzecz.
- To bardzo ciekawe! Ale przecież nie wiemy nawet, czy on w ogóle cokolwiek zobaczy.
- No tak, mamy jednak nadzieję, że tak się stanie.
Wysoki jasnowłosy lekarz, umięśniony tak, że szprycujący się sterydami kulturysta mógłby mu pozazdrościć - ale
mięśnie Jaskariego były naturalne -ukradkiem zerknął na dziewczynę.
- Wydaje mi się, że powinnaś zaczekać na zewnątrz.
Berengaria stanęła jak wryta.
- Och, sprawiasz mi okropny zawód! Obiecałeś przecież, że będę mogła być przy zdejmowaniu Miszy bandaży.
Jaskari patrzył na pełną uroku postać dziewczyny, na jej smukłe, sprężyste ciało i na świeżą cerę No i ta radość
życia, która wprost od niej biła...
- Wydaje mi się, że Misza powinien najpierw trochę się przyzwyczaić, zobaczyć innych ludzi. Już i tak zauroczył go
twój wesoły, pełen entuzjazmu głos. Daj teraz szansę innym, dobrze? Nie chcesz chyba, żeby się w tobie bez pamięci
zakochał?
- Misza? A dlaczego nie? To mogłoby bardzo pomóc mojemu załamanemu ego. Bo przecież wygląda na to, że nikt
inny mnie nie chce. No, ale szczerze mówiąc, wcale bym sobie tego nie życzyła. Mam po prostu wielką ochotę zobaczyć
jego reakcję, przecież w pewnym sensie można go nazwać moim odkryciem, prawda? Moim i Marca.
Jaskariemu zrobiło się trochę żal dziewczyny, postanowił iść na kompromis. Berengaria musiała schować bujne
ciemne włosy pod czepkiem pielęgniarki, a twarz osłonić sterylną maską. Prosty, zielony szpitalny fartuch skutecznie
ukrywał ponętne kształty.
Byle tylko nikt nie wziął mnie za pielęgniarkę i nie wcisnął mi do ręki strzykawki czy basenu, pomyślała
podenerwowana Berengaria. Przecież ja nie mam żadnych kwalifikacji medycznych!
Zerknęła na swoje odbicie w lustrze. O rety, nawet rodzona matka by mnie teraz nie poznała, stwierdziła w duchu.
Weszli do pokoju chorego.
Czuję to. Zdejmują z mojej głowy kolejne warstwy bandaży.
Serce wali mi tak mocno, że to wręcz boli.
Znów przywiązali mi ręce i nogi, tym razem do krzesła, na którym siedzę. „Jesteś taki nieobliczalny, Misza, nie
możesz usiedzieć spokojnie, bez przerwy tylko wymachujesz rękami”.
Mówili, że teraz stanie się coś niezwykłego, lecz bali się obiecywać za dużo, żebym się przypadkiem nie
rozczarował.
A czym miałbym się rozczarować?
Och, nie mogę oddychać spokojnie. Muszę nabrać tchu. Cały się trzęsę.
Berengaria jest tutaj, słyszałem jej głos. Tak bardzo go lubię, dźwięczy w nim tyle radości życia. Ale ktoś ją uciszył.
Rodzice też tu są i kilku lekarzy, wśród nich Jaskari. No i wszystkie te miłe pielęgniarki. Doskonale potrafię rozpoznawać
głosy.
- Zaraz się przekonamy, Misza. Już niedługo skończymy.
To powiedział Jaskari, dobrze go już znam. Ten lekarz jest moim przyjacielem.
Jak tu jasno, skąd to się wzięło? Znam różnicę między ciemnością a jasnością, w moim pokoju w domu było
ciemno, w pokoju rodziców jasno.
Ale tak jasno jak teraz nie było nigdy. Owszem, raz, wtedy gdy Marco zrobił coś, od czego rozbolały mnie oczy.
Tak, bo mam teraz oczy, tak przynajmniej mówili.
Nie wiem, czy Marco tu jest, nie słyszałem jego głosu.
Na co oni czekają?
Na głowie został jeszcze jeden bandaż, czuję to. Przytrzymuje kompresy na moich nowych oczach. Tak mówiły
pielęgniarki.
Chciałbym, żeby Marco tu był. To on dał mi ręce i nogi, mogę więc teraz chodzić i chwytać różne przedmioty.
Wszyscy powtarzają też, że jestem wysoki i przystojny, ale ja nie wiem, co to znaczy. Przy Marcu czuję się bezpieczny,
chciałbym trzymać go teraz za rękę, lecz boję się o to poprosić.
Zdjęli już ostatnią warstwę bandaża, kompresy sami przytrzymują, odsunąłbym te ich dłonie, ale nie mogę się
3 / 55
Margit Sandemo - GŁÓD ŻYCIA
ruszyć.
Dlaczego jest tak cicho?
Boję się. Czy nikt nie może wziąć mnie za rękę?Czy mogę o to prosić? O Marca?
Nie, to by było niemądre.
Och, użalam się nad sobą, a nie powinienem.
Jakaś dłoń ujmuje mnie za rękę, drobna dłoń. Kto to?
Tak już lepiej, bezpieczniej. Ja też muszę ją uścisnąć, byle nie za mocno.
- Teraz.
To ten człowiek, którego nazywają profesorem.
Zdejmują kompresy, tak ostrożnie.
Boję się, mamo!
Au... Przykleił się!
Już zauważyli, zdejmują delikatnie, odrobinę boli akurat w tym miejscu.
- Zawadził o szew, jeszcze momencik...
To jedna z pielęgniarek. Ta o ciemnym głosie, ma na imię Ester.
- Już się odczepił.
- Teraz jednocześnie. I ostrożnie!
Misza wydał z siebie zduszony krzyk, usiłując zasłonić oczy, ale ręce miał przywiązane. Odruchowo zacisnął
powieki.
- Reaguje na światło - skonstatował ordynator, profesor. - Ale to przecież wiedzieliśmy już wcześniej.
Ach, ależ przecież nie chodziło jedynie o światło, przecież było coś jeszcze!
Coś... jakieś paskudne wełniste stwory poruszają się wokół mnie. Jakieś plamy, które są tak blisko, czyżby trolle?
Te, o których matka opowiadała mi bajki?
- No i jak? Jak się czujesz, Misza? Spróbuj jeszcze raz otworzyć oczy, to nie jest niebezpieczne.
- Nie mam odwagi, ostre światło sprawiło mi taki ból.
Proszę wyłączyć monitor, siostro. Dobrze, teraz możesz jeszcze raz spróbować, Misza.
Profesor pochylił się nad chłopakiem, a Misza wystraszony zaczął głośno krzyczeć.
- Ależ, mój drogi, czyżbym doprawdy był aż tak przerażającą osobą? - mruknął profesor, uśmiechając się leciutko, i
znów się wyprostował. - Misza, weź teraz za rękę swoją matkę, poznajesz ją, prawda? Natasza, przysuń mu rękę przed
oczy. O, tak, właśnie tak, widzisz tę rękę, Misza?
Chłopak przestraszony cofnął się z całym krzesłem, lecz usiłował skupić wzrok na niezwykłym kształcie rysującym
mu się przed oczami.
- Coś tu jest - powiedział drżąco. - Coś jasnego. Ale to jedynie...
- Cień?
- Tak - odparł niepewnie. - Czy to właśnie oznacza „widzieć”?
- Trochę potrwa, zanim twoje oczy nauczą się patrzeć. Wzrok musi się ustabilizować, potem wszystko na pewno
będzie dobrze.
Ale w głosie profesora brzmiała troska.
- No cóż, teraz cię opuścimy, zostanie z tobą tylko Jaskari, on się będzie tobą opiekował. Operacja się udała, Misza,
ale raczej nie powinieneś jeszcze przeglądać się w lustrze.
- A co to takiego lustro?
- To taka rzecz, w której możesz obejrzeć samego siebie. Na razie jednak twoja twarz nie wygląda najlepiej, pokryta
jest sińcami, no i brzegi ran też mogłyby być ładniejsze. Chodźmy już stąd, chłopiec potrzebuje spokoju.
- Mamo - powiedział Misza.
-Jestem tutaj.
Ale matka podobnie jak wszyscy i wszystko inne w pokoju była jedynie rozmazaną plamą.
Próbował sięgnąć do jej ręki, lecz wszystkie plamy zaczęły się oddalać, aż w końcu zniknęły.
Zapadła cisza.
- Teraz uwolnię cię z tych rzemieni - rozległ się głos Jaskariego. - Będziesz mógł wyjrzeć przez okno.
Misza już chciał zaprotestować, oświadczyć, że zdolność widzenia wcale nie jest zabawna, ale pozwolił Jaskariemu
robić to, co tamten chciał.
- Berengaria była tutaj, prawda? - spytał niby to obojętnie.
- Owszem, a skąd wiedziałeś?
- Ona oddycha w bardzo szczególny sposób.
- Naprawdę? Nigdy o tym nie myślałem.
- Tak, z takim wyczekiwaniem i nadzieją, jak gdyby radowała się każdą chwilą życia.
- Chyba rzeczywiście masz rację. A teraz weź mnie za rękę, podejdziemy do okna. Widzisz łóżko, prawda?
Misza nie był tego pewien.
- Widzę okno, tak mi się przynajmniej wydaje -powiedział nieswoim głosem. - Ono jest jaśniejsze od reszty,
prawda?
- Światło i ciemność - mruknął Jaskari pod nosem. - Czyżby to już było wszystko?
Widok, o którym Jaskari mówił z takim przejęciem, na Miszy nie wywarł wrażenia. On go po prostu nie widział.
Dostrzegał jedynie mlecznobiałe światło, tu i ówdzie poprzecinane cieniami.
Rozczarowany położył się spać, skulił się na łóżku. Czuł, że Jaskari okrywa go kocem, lecz nie miał siły, żeby mu za
to podziękować.
2
Kiedy się przebudził, był w pokoju sam.
Z początku zdumiało go, że twarz i głowa sprawiają wrażenie takich swobodnych, zaraz jednak przypomniał sobie,
że przecież zdjęto mu bandaże.
4 / 55
Margit Sandemo - GŁÓD ŻYCIA
Otworzył oczy.
Wstrząs przeszył całe ciało.
Okno! Widział okno i coś niezwykłego, wyrazistego i bardzo pięknego za nim. A po obu stronach okna wisiało coś
tak cudownego, że ze wzruszenia w oczach zakręciły mu się łzy.
To muszą być kolory, pomyślał. One tworzą wzór. Nie mógł się napatrzyć do syta, raz po raz mrugał bolącymi
jeszcze oczyma.
Ściany. One miały w sobie jakąś inną jasność, czyżby... inny kolor? A z sufitu zwieszała się rzecz, która musiała być
lampą.
Misza nieco przestraszony podniósł ręce. Czy starczy mu odwagi, żeby się im przyjrzeć? Postanowił jednak, że musi
to zrobić. Potem usiadł i powiódł wzrokiem po całym pokoju. W głowie trochę mu się zakręciło od wszystkich tych
nowych wrażeń, ale...
Drzwi się otworzyły, do środka weszło jakieś duże stworzenie. To musi być człowiek, stwierdził Misza. Wiem
przecież, jak poznać ludzi, wszystko się zgadza. Ale ten człowiek jest taki wielki i potężny, ma jasne ładne włosy,
doprawdy, przyjemnie na niego patrzeć. Tak, na niego, bo jestem pewien, że to mężczyzna.
Uśmiecha się do mnie, teraz będzie coś mówił. To Jaskari!
Jakiż on piękny!
- Jaskari... Ja... ja widzę - szepnął bez tchu, nie mogąc zapanować nad głosem. - Ja widzę!
Wybuchnął płaczem. Wcale tego nie chciał, lecz ściskanie w piersi stało się wprost nie do wytrzymania. Jaskari
położył mu rękę na ramieniu, powiedział coś życzliwie i Misza wreszcie zdołał wziąć się w garść.
- Sprawiłeś nam wszystkim ogromną radość -stwierdził lekarz, gdy chłopak odzyskał wreszcie mowę. - Bardzo się
już baliśmy, że się nam nie powiodło.
- Jaskari, musisz mi pomóc. Kolory... Matka opowiadała mi o czerwonym, niebieskim i żółtym, ale nie wiem, który
jest który, a nie chciałbym wyjść na głupca, kiedy ktoś spyta.
- Spokojnie, spokojnie - z czułością roześmiał się Jaskari. - Wszystko w swoim czasie. Podejdź ze mną leszcze raz
do okna.
Tym razem Misza usłuchał go bez wahania. Nie wziął jednak pod uwagę wpływu zdolności widzenia na zmysł
równowagi, zwłaszcza że przecież nogi również miał od niewielu dni. Zachwiał się i mało brakowało, a by się przewrócił,
gdyby Jaskari go nie podtrzymał.
- Trochę mi się kręci w głowie - tłumaczył się zawstydzony Misza.
- To najzupełniej naturalne. Dobrze, a teraz wyjrzyj przez okno i opowiedz mi, co widzisz.
- Ojej! - westchnął Misza. - Ojej!
Przez dobrą chwilę gawędzili o wszystkim, co znajdowało się wokół szpitala, o drzewach, krzakach, domach, niebie
i jeziorze. Misza przeszedł błyskawiczny kurs rozpoznawania barw, Jaskari zdumiał się tym, jak szybko chłopak
wychwytuje i zapamiętuje nowe wyrażenia. To doprawdy bardzo inteligentny chłopiec, powinien był się kształcić! Ale
chyba nie jest jeszcze na to za późno?
- Wiesz, ile masz lat, Misza?
- O, tak. Rodzice zawsze obchodzili moje urodziny. Mam siedemnaście lat. Niedługo będę miał osiemnaście.
- No proszę, proszę.
Chłopak wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Profesor wspomniał o lustrze, czy mógłbym zobaczyć...
- Na razie nie - uśmiechnął się Jaskari. - Raczej bardzo byś się wystraszył. Zaczekaj jeszcze kilka dni, aż siniaki,
opuchlizna i strupy znikną. Ciągnie cię wokół oczu?
- Trochę.
- Staraj się ich nie trzeć i nie odrywaj strupów, odpadną same. Chciałbyś spotkać się teraz z rodzicami?
O, tak, Misza bardzo tego pragnął.
Jaskari przyprowadził ich, lecz wtedy chłopak przeżył szok.
Jacy oni mali i brzydcy, pomyślał. Czy to naprawdę matka i ojciec?
Rodzice jednak uśmiechnęli się do niego i z wyraźnym wzruszeniem powiedzieli, że słyszeli już, co się stało, a
wtedy Misza zawstydził się swoich myśli i mocno ich objął. Wszystkim trojgu oczy błyszczały od łez.
Zaraz przyszła jeszcze pielęgniarka, Misza wiedział, że nie może to być nikt inny, poznał ją bowiem po szeleście
fartucha.
Kobieta? Oczywiście! I jakaż ona piękna, ojej!
Była to całkiem zwyczajna pani, ani ładna, ani brzydka, Miszy jednak jej uroda wydała się wprost baśniowa, nie
bardzo przecież potrafił porównać ją z innymi.
Na jego korzyść przemawiał jednak fakt, że najbardziej zafascynowała go dobroć, jaką wyczytał w oczach siostry, i
jej miły uśmiech. Podobnie zresztą sprawa się miała z rodzicami, niewysokimi pomarszczonymi ludźmi o smagłej,
zniszczonej cerze i posiwiałych włosach. Przestraszyło go jedynie pierwsze wrażenie, później, gdy popatrzył im w oczy,
kochał ich już tak samo jak zawsze, za ich dobroć.
Pytająco popatrzył na pielęgniarkę. Czy ta przepiękna istota mogła być Berengaria? Chyba tak, inne rozwiązanie nie
jest możliwe, chociaż ten fartuch... Zanim jednak zdążył spytać, pielęgniarka powiedziała kilka życzliwych słów i teraz
Misza rozpoznał ją po głosie. To nie była Ester, tylko ta druga, którą wyznaczono do opieki nad nim przez te dni.
Przyszedł też profesor, on również był bardzo piękny, choć nie tak przystojny jak Jaskari. Potem zjawili się inni
lekarze, zajrzała także Ester. Okazało się, że ma bardzo ciemną skórę i włosy, Misza na jej widok aż podskoczył. Jaskari
wyjaśnił mu, że Ester jest Murzynką, lecz Misza tego słowa najwyraźniej nie znal. Trochę się jej bał, chociaż czuł, że to
nieładnie z jego strony.
Życie okazywało się znacznie bardziej skomplikowane, niż to sobie wyobrażał w swojej ciemnej kryjówce, w której
świat składał się zaledwie z dwóch pokojów, jednego ciemnego, drugiego jasnego, a także z matki i ojca. A przede
wszystkim ze strachu, że któryś z owych niebezpiecznych ludzi z wioski odkryje jego istnienie.
Jeszcze później przyszedł Marco.
Misza, tak jak stał, usiadł na łóżku.
Och, Marco, ten to dopiero był ciemny! Lecz tak przy tym piękny, że od samego patrzenia dech zapierało w
5 / 55
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl