Sandy Hingston - Tajemniczy ...

Sandy Hingston - Tajemniczy Wielbiciel (tom 85), Romanse Sprzed Lat

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hingston Sandy
Tajemniczy wielbiciel
Piękna i majętna Katherine Devereaux nie myśli, że jest lepsza niż wszyscy inni - ona po
prostu to wie. Snobistyczne zachowanie dziewczyny zraża do niej każdą poznaną osobę, a jej
rodzice obawiają się, że zaprzepaściła szansę na zamążpójście. Pragnąc się przekonać, czy
ich uparta córka zdolna jest do miłości, proszą o pomoc hrabinę d'Olivieri, wychowawczynię
z pensji, do której oddali Katherine. Hrabina znajduje idealnego pomocnika w osobie
francuskiego lekkoducha, Alaina Montclaire'a. Zgadza się on rozkochać w sobie dumną
arystokratkę, a następnie porzucić ją, by złamać jej zimne serce. Czy jednak misternie
przygotowany plan się powiedzie?
Serce ma powody, których rozum nie zna
- Blaise Pascal
Pensja dla panien, hrabstwo Kent, Anglia Czerwiec 1813
- Och, Martho! - westchnęła Bessie Boggs z głębi serca. - To po prostu najpiękniejsza
suknia ślubna na świecie!
- Naprawdę ci się podoba? Pasuje do mnie? - Martha Westin stała przed niewielkim
lustrem w dzielonym z koleżankami pokoju w pensjonacie pani Treadwell i obracała się
to w jedną, to w drugą stronę, usiłując złowić większy fragment swego odbicia w sukni
z kremowego adamaszku.
- Jak białe pióra do łabędzia - zapewniła ją Gwen Carstairs, podchodząc do Marthy ze
stroikiem w dłoniach.
- Nie mogę uwierzyć, że tak ci się poszczęściło - rzuciła Bess melancholijnym tonem. -
Pomyśleć tylko: jesteś tu zaledwie od trzech miesięcy, a już wychodzisz za mąż! Zostanę
starą panną.
- Nie pleć - obruszyła się Martha. - Zapominasz, że Peter i ja znamy się od dziecka.
Nasze rodziny już dawno przyzwyczaiły się do myśli, że kiedyś się pobierzemy.
- Co wcale nie oznacza, że musiał postąpić tak, jak od niego oczekiwano - odparowała
Bess; patrzyła, jak Gwen ostrożnie umieszcza tiarę z perełkami i oczkami z oliwinu na
upiętych kasztanowych lokach Marthy. - Lord Fanning to znakomita partia.
-Podobnie jak nasza Martha, Bessie. - Gwen zerknęła.na przyjaciółkę z rozbawieniem.
- Och, nie to miałam na myśli! - Bess oblała się szkarłatem. -Oczywiście, że tak, Martho!
- Nic nie szkodzi, Bessie. - Martha zaśmiała się pogodnie. -Wierz mi, ja też jestem tym
wszystkim zaskoczona i oszołomiona. - Dłonie dziewczyny bezwiednie gładziły
połyskliwy materiał sukni, szare oczy rozbłysły. - Kocham go od zawsze. Chcę tylko,
aby był szczęśliwy!
Bess teatralnie rzuciła się na łóżko.
- Ja się chcę zakochać!
- Peter ma kilku kuzynów, z których każdy wprost idealnie
2
nadawałby się na kandydata na męża - pocieszyła ją Martha. -Poznasz ich na moim
ślubie.
- Tak ci ładnie w tej sukni, że i tak najpewniej nikt na mnie nawet nie spojrzy.
- Ach, ale ja będę już zajęta!
- Rzeczywiście. - Twarz Bess nieco się rozpogodziła. - No cóż, kto wie? Ponoć cuda się
zdarzają.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do sali weszła wysoka, wyniosła blondynka.
Bess, która zamierzała coś dodać, zasznurowała usta i popadła w posępne milczenie,
Martha zaś nerwowym gestem ponownie przygładziła fałdy sukni.
- Tylko mi nie mów - odezwała się blondynka przeciągle, lustrując Marthę od stóp do
głów - że zamierzasz iść do ślubu w
tym czymś.
- Och, zamknij się, Katherine - fuknęła Gwen gniewnie.
- A czemu nie? To
prześliczna
suknia! - zawołała równocześnie Bess.
Piękna blondynka wzruszyła ramionami.
- Cóż, to jej sprawa, rzecz jasna, aczkolwiek...
- A ta jest niedobra? - spytała Martha niepewnie.
- Nie słuchaj jej, Martho! Widzi, że jesteś szczęśliwa, i tylko szuka okazji, by ci popsuć
humor. Jak zawsze - wtrąciła Gwen.
Katherine Devereaux spojrzała na nią, unosząc arystokratyczne jasne brwi.
- Przeciwnie! Moją intencją było zaoszczędzić jej upokorzenia.
- Jak to, upokorzenia? - Martha zbladła.
- Chodziło mi o te rękawy, nic więcej.
-A te są niedobre? - dopytywała się Martha coraz bardziej piskliwie.
Katherine niedbałym krokiem podeszła do garderoby i zdjęła kapelusz.
- Mniejsza o to. Jestem pewna, że nikt z kręgu znajomych'lorda Fanninga nie zwróci
uwagi na taką błahostkę.
- „Z kręgu znajomych lorda Fanninga?" - powtórzyła Gwen Z osłupiałą miną. - Na
miłość boską, Katherine, chyba nawet ty nie zdołasz niczego zarzucić lordowi
Fanningowi albo jego znajomym! Najlepsza panią sezonu, każdy ci to powie!
3
Katherine rozpięła naszyjnik z pokaźnych pereł i odłozyla go
do szkatułki na biżuterię.
- Dość ponura refleksja na temat samego sezonu - stwierdziła z ubolewaniem.
- Och, ty zazdrośnico! - wykrzyknęła Bess z oburzeniem. Tylko dlatego, że Martha
znalazła sobie kawalera, a ty nie...
- Zapominasz, że jestem córką diuka - wycedziła Katherine. -W
moich
sferach trudno o
odpowiedniego kawalera.
- O ile takowy istnieje - mruknęła Gwen - a nic mi o tym nie wiadomo.
- Lord Fanning jest synem hrabiego - przypomniała Bess tryumfalnie. - W dodatku
pierworodnym
synem. Wywodzi się z dawnego i znamienitego rodu.
- Zapewne - Katherine zawiesiła głos i spojrzała na Bess lekceważąco - rofcie może się
on wydawać dawny.
Drobniutka Martha wyprostowała się groźnie.
- Obrażasz lorda Fanninga? Gwen zaśmiała się nerwowo.
- Na miły Bóg, Martha, nie zwracaj na nią uwagi. Z pewnością wystarczająco długo
przebywasz w towarzystwie
lady
Devereaux, aby zdawać sobie sprawę z tego, że ona
nigdy i dla nikogo nie ma ciepłego słowa.
- O mnie niech wygaduje, co jej ślina na język przyniesie, ale, na Boga, nie będę stała z
założonymi rękami, kiedy obraża Petera!
Bess doskoczyła do Marthy, całej w pąsach, i mocno objęła ją ramieniem.
- Ona nie miała na myśli nic złego. Prawda, Katherine? - Cisza. -
Prawda,
Katherine?
Katherine uniosła twarz. Piękne, kręcone włosy barwy złota przesunęły się miękko,
odsłaniając długą, kształtną szyję; zalśniły w słońcu, które tego późnego popołudnia
wlewało się przez okna. Lazurowe oczy dziewczyny roziskrzyły się nagle, usta, pełne i
krągłe jak ostatni w lecie pąk róży, ułożyły w oszałamiający uśmiech.
- Myślę, że lord Fanning jest dla ciebie stworzony, Martho. Tworzycie idealną parę -
stwierdziła w końcu. - Bądź co bądź fama głosi, że jego prapraprababka była kochanką
króla Jerzego. Nie faworytą, ale zawsze.
Bess zaniemówiła.
11
- Chryste Panie, Katherine?! - Gwen była wstrząśnięta. Martha zachwiała się jak
uderzona.
- Wybaczycie, jeśli się teraz oddalę, mam nadzieję...? - odezwała się Katherine pogodnie
i sięgnęła po torbę z przyborami do haftowania. W drzwiach dodała: - Przykro mi, że te
rękawy takie niewydarzone.
-Ty... - Ton Marthy sprawił, że Katherine zatrzymała się w progu i obejrzała. - Ty...
Myślisz, że taka z ciebie wielka pani...
- Ja tak nie myślę, ja to wiem - przerwała jej Katherine wyniośle. - Mój ojciec to diuk
Marne.
- A twoja matka?
- Moja matka także pochodziła z nieskazitelnego rodu - odpaliła Katherine. - Była córką
diuka Southerby. <
- Owszem - wycedziła Martha głucho, przez ściśnięte gardło. -A jak sądzisz, jakiego
zdania byłaby o kobiecie, która zajęła jej miejsce w łóżku twojego ojca?
- O czym mówicie? - zainteresowała się nagle Bess. Widząc, że obojętna zwykle twarz
Katherine wykrzywia się
w grymasie wściekłości, Gwen rzuciła ostrzegawczym tonem:
- Martho!
- Co? No, co? Po co szkaluje mężczyznę, którego kocham?
- Radzę ci, trzymaj język za zębami - syknęła Katherine.
- Dlaczego? Ty nigdy tego nie robisz. Możesz odsądzać rodzinę Petera od czci i wiary,
ale bądź pewna, że nikt z jego rodu nie zniżył się do poślubienia...
- Kogo? No, kogo? - dopytywała się Bess chciwie. Gwen usiłowała mitygować
koleżanki:
- Wiecie co? Z chęcią napiłabym się herbaty. Może zejdziemy na dół?
- Na twoim miejscu więcej bym się nie odzywała - ostrzegła Katherine, świdrując
Marthę wzrokiem.
- Ale nie jesteś na moim miejscu, prawda? Możesz sobie tylko o tym pomarzyć!
- W życiu nie słyszałam czegoś równie niedorzecznego -, odparła Katherine lodowatym
tonem.
Martha obróciła się twarzą ku Gwen i Bess,
- Nigdy się nie zastanawiałyście, dlaczego wielka potomkini
diuka
Marne kisi się w
pensyjce pani Treadwell zamiast błysz-
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl