Sandra Brown - Miłość bez granic

Sandra Brown - Miłość bez granic,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SANDRA BROWN
MIŁOŚĆ BEZ GRANIC
ROZDZIAŁ 1
„Rada Miejska Denver głosowała dziś za podniesieniem podatków w nadchodzącym
roku podatkowym o sześć procent. Radni twierdzili, że...”
- Świetnie - gderliwie mruknęła Katherine. - Tego jeszcze nie było: nowy sposób
zasilania budżetu.
Do pedantycznie uporządkowanej szuflady włożyła szczotkę do włosów i sięgnęła po
flakonik na toaletce. Długą i kształtną nogę oparła na taborecie, po czym zaczęła wcierać w
nią emulsję. Ponownie skierowała uwagę na radio, stojące na nocnym stoliku w sąsiedniej
sypialni.
„Policja udaremniła próbę rabunku sklepu przez uzbrojonego mężczyznę. Grupa
interwencyjna otoczyła budynek po otrzymaniu informacji przez telefon...”
Wzrost podatków i przestępczość. Wspaniałe wiadomości na koniec dnia, pomyślała
ponuro Katherine, myjąc zęby.
Był to jeden z tych wieczorów, gdy z goryczą rozczulała się nad sobą. Zdarzało się to
rzadko, ale czasem pozwalała sobie na luksus melancholii.
Miło byłoby powiedzieć komuś dobranoc, dzielić z nim pokój, przestrzeń, oddychać
tym samym powietrzem, wsłuchiwać się w te same, dochodzące z daleka odgłosy. Z „nim”?
Dlaczego pomyślała akurat o mężczyźnie? Westchnęła. Życie w samotności ma swoje zalety,
ale czasem czuje się brak kogoś drugiego.
„Pogoda na jutro...”
Katherine skrzywiła się i spojrzała w stronę radia, zastanawiając się, czy prezenter
radiowy na nocnym dyżurze nie bywa zmęczony tym gadaniem do samego siebie. Czy w
ogóle czasem myśli o tych, do których mówi? Czy czuje ich samotność i stara się im ulżyć
swoją paplaniną?
Głos miał przyjemny. Starannie modulowany, wyraźny, lecz jakby nieco... wyblakły.
Żartował od niechcenia, jednak te żarty były sztuczne, anonimowe, bezosobowe.
Boże, ależ mam paskudny nastrój! - złajała się Katherine, wkładając szlafrok. Może
teraz, gdy Mary wyszła za mąż, powinnam również za kimś się rozejrzeć, za kimś, kto
mógłby dzielić ze mną mieszkanie, pomyślała, obchodząc dom przed zgaszeniem światła.
Katherine kochała te stare kąty. Po śmierci ojca, który umarł, gdy miała zaledwie
sześć lat, matce udało się utrzymać dom i z pensji urzędniczki pocztowej wychować, jak
mogła najlepiej, Katherine i jej młodszą siostrę Mary. Nie było im łatwo, lecz konieczność
nauczyła je żyć oszczędnie.
Katherine sprawdziła, czy drzwi są zamknięte, i wyłączyła oświetlenie w living -
roomie. Jednocześnie wykluczyła pomysł przyjęcia kogoś na wspólne mieszkanie. Matka
umarła przed trzema laty, ale z Mary było im razem dobrze, były przecież siostrami, a wesołe
usposobienie Mary ułatwiało wspólne życie. Z kimś innym mogło być całkiem inaczej. Mary.
Kochana siostrzyczka. Jej życie na pewno nie zmieniło się po ślubie.
Nie, dziękuję bardzo, pomyślała kwaśno Katherine. Pozostanie niezależna, znosząc
jakoś krótkie, choć przykre chwile samotności.
„A oto wiadomość z ostatniej chwili...”
Sięgnęła do radia, żeby nastawić budzenie, ale cofnęła rękę. Wpatrywała się w
pudełko z drewna zdobione chromem i słuchała, nie wierząc własnym uszom.
Dziś wieczorem Peter Manning, wybitny przedstawiciel biznesu w Denver, zginął
tragicznie. Stracił panowanie nad kierownicą swego sportowego wozu, wskutek czego samo-
chód uderzył w betonową ścianę oporową. Policja informuje, że wypadł z trasy przy bardzo
dużej prędkości. Pan Manning poniósł śmierć na miejscu. W tym samym wypadku zginęła nie
zidentyfikowana kobieta, która siedziała w wozie po stronie pasażera. Peter był synem...
Katherine podskoczyła, gdy tuż obok przeraźliwie zadzwonił telefon. Parę razy
głęboko odetchnęła, zanim sięgnęła po słuchawkę. Opadła na łóżko i przycisnęła ją do ucha.
- Słucham? - spytała.
- Czy to panna Adams?
- Tak.
- Tu Elsie. Pracuję u państwa Manning. Ja panią znam...
- Tak, pamiętam cię, Elsie. Co z moją siostrą? - spytała szybko Katherine.
- Właśnie z tego powodu dzwonię, proszę pani. Czy pani słyszała o wypadku?
Nie tłumaczyła służącej, że oficjalnie nikt jej nie zawiadomił, potwierdziła tylko, że
wie o wszystkim.
- No więc tutaj jest teraz czyste szaleństwo - powiedziała Elsie. - Pani Manning
wpadła w histerię, płacze i szlocha. Z panem jest niewiele lepiej. Wszędzie pełno reporterów i
fotografów, z kamerami, mikrofonami, lampami błyskowymi...
- A Mary? - przerwała jej Katherine.
- Właśnie o tym chcę mówić. Kiedy przyszedł policjant z wiadomością o katastrofie,
wszyscy byli w living - roomie. A jak powiedział, że w samochodzie była z panem Peterem
jakaś kobieta i że ona też nie żyje, to pani Manning zaczęła wrzeszczeć na panienkę Mary.
Takie straszne rzeczy mówiła, proszę pani... że jakby panienka była lepszą żoną, to pan Peter
nie musiałby uganiać się po nocach...
- Elsie, powiedz mi wreszcie, co z moją siostrą?
- Bardzo źle, proszę pani, bardzo. Pobiegła na górę do swojego pokoju, żeby się
schować przed panią Manning. Nikt w ogóle nie zwracał na nią żadnej uwagi, chociaż jest w
tym stanie. Poszłam zobaczyć, jak się czuje, i zobaczyłam, że krwawi.
- O Boże...
- No właśnie, i zdaje mi się, że zaczęła rodzić. Pomyślałam, że pani powinna o tym
wiedzieć, ponieważ tu nikt się o nią nie troszczy. Wszyscy tylko myślą o...
- Elsie, posłuchaj, co ci powiem. Wezwij pogotowie. Odwieź Mary prosto do szpitala.
Ja zawiadomię jej ginekologa. Nie mów o tym nikomu. Jeśli będzie trzeba, wynieście Mary
ukradkiem przez drzwi kuchenne, koniecznie. Byleby wnieść ją do karetki. Dobrze?
- Dobrze, proszę pani, zrobię, jak pani mówi. Zawsze lubiłam pani siostrę i
pomyślałam...
- Mniejsza teraz o to, Elsie. Dzwoń na pogotowie.
Katherine z trudem zapanowała nad rozdrażnieniem wywołanym gadulstwem Elsie.
Chodziło przecież o to, żeby Mary jak najprędzej znalazła się w szpitalu.
Skończyła rozmowę, przekartkowała gorączkowo książkę telefoniczną i znalazłszy
numer, zadzwoniła do lekarza. Po cichu klęła, że nie potrafi sobie poradzić z porządkiem
alfabetycznym. Dodzwoniła się do sekretarki lekarza i szybko przedstawiła jej stan siostry.
Sekretarka obiecała natychmiast porozumieć się z lekarzem i poprosić go, by zaraz udał się do
szpitala.
Nie myśląc o tym, co robi, Katherine zdjęła szlafrok i nocną koszulę i sięgnęła do
szafy. Wkładając dżinsy, przeklinała Manningów. Zwłaszcza Petera. Jak śmiał? Mało mu
było, że zmarnował życie Mary, to jeszcze teraz upokorzył ją wypadkiem samochodowym
zjedna z tych swoich kobiet. Wiedziała, że znęcał się nad Mary fizycznie, ale czyżby to
właśnie stało się przyczyną przedwczesnego porodu w siódmym miesiącu ciąży? Boże, zmiłuj
się nad nią, modliła się Katherine. Włożyła przez głowę koszulkę bez rękawów i wsunęła
sandały.
Nie czesała się ani nie malowała. Wybiegła z domu, wsiadła do samochodu i ruszyła
do szpitala. Zmuszała się, by jechać wolniej, niż chciała. Nie pomoże Mary, jeżeli się zabije.
Mary, Mary, czy nie wiedziałaś, jakiego rodzaju człowiekiem jest Peter Manning? Tak
ślepo uwierzyłaś w uśmiech, który zdobił kolumny towarzyskie gazet, że nie potrafiłaś
dostrzec, kim był naprawdę?
Złotowłosy Peter Manning, syn jednej z najbogatszych prominentnych rodzin w
Denver, niewątpliwy dziedzic stanowisk dyrektorskich w bankach, firm sprzedaży nierucho-
mości, towarzystw ubezpieczeniowych i wielu innych przedsiębiorstw, przed rokiem został
mężem Mary.
Dla Katherine było zagadką, dlaczego Peter zainteresował się właśnie Mary, którą
poznał w galerii sztuki, gdzie pracowała, by zarobić na lekcje rysunków.
Był uprzedzająco miły, sympatyczny, niesłychanie przystojny, miał dobre maniery,
wzbudzał zaufanie. Rozkochał naiwną, delikatną i ufną Mary, a potem brutalnie ściągnął ją z
obłoków na ziemię.
Dlaczego? To pytanie nurtowało Katherine od chwili, gdy zaczął się ten dziwaczny
romans. Mary jest śliczna, ale daleko jej do oszałamiająco pięknych kobiet, którymi zwykł
otaczać się Peter. Po co zawracał jej głowę? - zastanawiała się Katherine.
Zatrąbiła ze złością na kierowcę, który przegapił zielone światło. Ale nie chodziło o
niego - jej gniew wzbudzał człowiek, który roześmianą, szczęśliwą, pełną entuzjazmu młodą
kobietę zmienił w zastraszony, apatyczny manekin.
Uważała stosunek Petera do żony za przesadnie czuły i nieszczery. W parę miesięcy
po ślubie wszystko gwałtownie się zmieniło.
Katherine wstrząsały kolejne łzawe opowieści siostry. Mąż znęcał się nad Mary
fizycznie i psychicznie. Wściekł się z powodu jej ciąży, a przecież zgwałcił ją pewnej nocy i
dlatego nie użyła środków antykoncepcyjnych. Ich małżeństwo stało się koszmarem na jawie.
Ale na użytek świata Peter kreował obraz szczęścia małżeńskiego. Wobec rodziców i
przyjaciół klubowych okazywał Mary szaleńczą miłość. Ta obłuda wydawałaby się czymś
śmiesznym, gdyby nie była taka tragiczna.
Katherine wjechała w szpitalną bramę i znalazła miejsce do parkowania. Zamknęła
samochód i udała się w kierunku oświetlonej niszy. Zaraz potem rozległo się wycie syreny
karetki.
Gdy sanitariusze wchodzili z noszami przez otwierane automatycznie szklane drzwi,
stała w obszernym holu wraz z lekarzem Mary. Zaparło jej dech w piersiach, kiedy ujrzała
twarz siostry. Zasłoniła sobie usta, by stłumić jęk. Mary miała oczy otwarte, lecz nie widzące;
jej wzrok, skierowany w stronę pokoju zabiegowego, nie zarejestrował obecności Katherine.
Po pobieżnym badaniu została przeniesiona na oddział położniczy, gdzie już po
półgodzinie urodziła dziewczynkę.
Doktor miał nietęgą minę. Słabo oświetlonym korytarzem podszedł bezszelestnie do
Katherine. Musiał mieć buty na gumie.
- Jest z nią źle, proszę pani. Nie dożyje nocy.
Katherine, wpatrzona w niego, osunęła się na ścianę. Przyłożyła zaciśniętą pięść do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl