Sandemo Margit - Opowieści 43 - ...

Sandemo Margit - Opowieści 43 - Odnalezione szczescie, e-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Margit Sandemo
Odnalezione szczęście
CZĘŚĆ PIERWSZA
Piekło
-
1
LODOWATE OBLICZE WOJNY
GdzieÅ› nad Renem
w
roku 1638
Budził się wolno. Sen złagodził cierpienia, otulił go jak
watÄ….
Tera ból powrócił, przeszywał zmaltretowane ciaio tę-
pymi, dojmujÄ…cymi falami.
Doszły go odgłosy jęków, tłumionych krzyków, które
z początku wziął Za dalekie echo koszmarów sennych. Po-
tem poczuł niemiły zapach - woń potu, krwi i gnijących ran.
Gdzie jestem? pomyślał z trudem. Wewnątrz budynku
dźwięki odbijały się. od ścian i sufitu. Kamiennych ścian?
Johannes Feli otworzył oczy.
Migotliwy blask lampy ledwie rozjaśniał pomieszczenie,
które wyglądało jak stara piwnica na wino. Ściany zbudo-
wano z nit ociosanych kamiennych bloków, sufit był ciem-
ny, wokół walały się duże, poniszczone beczki. Poprzez
otwór, do którego prowadziły schody z kamienia, w gęst-
niejącym mroku dostrzec można było strumienie deszczu
ściekające po stopniach.
Ktoś poruszał się pod sklepienieim piwnicznym. Kobieta?
Nie, młódka zaledwie. W ponurym świetle wyglądała
groteskowo.
Skąd się tutaj wzięła?
Johannesowi z wolna wracała pamięć. Niespodziewany
atak. Laweta armatnia, podniesiona rękami nacierających,
nieomal go przygniotła. Niels, najbliższy kamrat, rażony
kulą z bliskiej odległości, padł.
7
Co siÄ™ siato z Nielsem?
Trwoga dodała Johannesowi sit. Mimo bólu podniósł
głowę i rozejrzał się.
Wokół leżeli ranni i umierający. W rogu piwnicy złożo-
no ciała tych, którzy już oddali ducha. Żołnierz na posia-
niu obok pluł krwią, plącząc bezsilnie.
Johannes odnalazł wzrokiem Nielsa, Usiłował wymówić
imię przyjaciela, ale nie zdołał wydobyć głosu.
Ból w piersi był nieznośny, nic pozwalał oddychać.
Między nim a Nielsem leżał kapitan. Miał strzaskane ra-
mię, życie juz z niego wyciekało. A Niels?
Nie! Kula rozszarpali mu brzuch, wyglądał żałośnie. Jo-
hannes podniósł z trudem ramię, a Niels obróci ną niego
spojrzenie zmatowiałych oczu.
- Będzie dobrze, Niels - wykrztusił Johannes. - Wyjdzie-
my z lego.
W tej samej chwili dziewczynka nachyliła sic nad Nie-
­­em i przytknęła mu do ust dzban z wodą. Na nic się tu
nie zda, pomyślał z rozpaczą Johannes, wszystko wypłynie
otwartÄ… tanÄ….
Oblicze wojny. Przeklętej wojny, która toczyła się już od
tyłu lat, że nikt nie pamiętał prawdziwej przyczyny. Księ­
stwa i królestwa ścierały się ze sobą bezładnie i uporczywie.
Dziewczynką przykryła poszarpane ciało Nielsa i odmó­
wiła krótką modlitwę, po czym przesunęła się dalej.
Johannes słyszał jej glos. Rozmawiała z jakimś mężczy­
zną, właściwie na zmianę z nim recytowała pacierze. Johan­
nes nie widział ich, ból nie pozwalał mu odwrócić głowy.
-
Dominus tecum...
-
Domiaus
tecum - powtórzył mężczyzna.
-
Benedicta
tu...
Benedicta tu.
Rozległ się jakiś mnv. ochrypły z cierpienia głos.
- Co, do diabła? Są wśród nas papiści; Precz z nimi! Ściąć ich!
- Ora pro nobis... - Dziewczynka odwróciła głowę. - Mo-
dlicie siÄ™ do tego samego Boga?
- Tak, ale jesteście odszczepieńcami! Bóg stoi po naszej
stronie.
- Widzę. Niech On sam postanowi, któremu obozowi
sprzyjać.
Pewnie żadnemu, pomyślał Johannes, ale zmilczał. Woj­
na pozbawiła tych ludzi złudzeń, ale dziewczyną zachowa­
ła czystą duszę. Miałby ją zniszczyć? Zachwiać jej wiarę:
Skąd się jednak wzięła pomiędzy nimi?
- Nunc er
in hora mortis nostrae...
Tym razem ranny nie powtórzył wersetu.
- Amen - zakończyła cicho.
- Chodź tu, przeklętą dziewko! - wrzasnął rozwścieczo-
ny Żołnierz. - Zapłacisz mi za pomoc bezbożnikom!
Dziewczyna nie zareagowała. Złożony niemocą prześla-
dowca i tak nie mógł wyrządzić jej krzywdy.
Johannes czuł, że wyschnięty jezvk przylgnął mu do
podniebienia. Organizm domagał się wody.
- Pić - wycharczał. -
Wasser, bitte!
Dziewczynka dosłyszała jego szept i zjawiła się po paru
chwilach. Johannes podniósł na nią zamglony wzrok. Mo-
gła mieć dwanaście, w każdym razie nie więcej niż czterna-
ście lat, choć jak na swój wiek była mocno zbudowana.
Okrągła, przyjazna twarzyczka stanowiła zgrzyt w przera-
żającej wojennej scenerii. Choć dziewczynce brakło urody,
zasługiwała na to, by jaśnieć beztroskim uśmiechem,
Podsunęła mu chochlę pod wargi.
-Pij!
Johannes zdumiał się. Powiedziała „pij", Nie „trink",
„drink" czy „boire", nie zwróciła się do niego po hiszpań-
sku ani po włosku. Tylko „pij"!
- Skąd wiedziałaś? - spytał po szwedzku, chłonąc ożyw-
cze krople.
- Mówiłeś w malignie - odrzekła, mieszając szwedzkie
i duńskie wyrazy.
Czyżby pochodziła ze Skanii?
- Co tu robisz? - wyszeptał.
Nic odpowiedziała. Odwróciła się i krzyknęła po nie-
miecku:
-
Meister!
Mistrzu, tego tu może zdołamy uratować!
Z półmroku panującego pod sklepieniem wyłonił się star-
szy, przygarbiony mężczyzna. Jego głęboko osadzone oczy
błyszczały ze zmęczenia. Wyglądał na felczera.
Starzec zlustrował Johannesa wzrokiem, a potem zdarł
z niego pancerz, który ten przywłaszczył sobie od jakiegoś
poległego w boju rycerza. Jako piechur nic miał prawa no-
sić zbroi, tym razem jednak ten akt niesubordynacji urato-
2
SZLACHCIC
Skania, 13 lal wcześniej,
rok
1625
Medyk me bawił się w ceregiele. Brutalnie obmacał cia-
ło rannego, a potem wyprostował się. Johannes stłumił ję-
ki protestu.
- Ma złamane żebra i prawi, nogę. Wsadź mu ją w łup-
ki, Kiro! Potem będzie musiał sam sobie radzić.
Odwrócił się, pochylił nad kolejnym rannym.
Dziewczynka wyszukała jakąś deszczułkę i zajęła się
opatrywaniem nogi Johannesa.
- To twój ojciec? - spytał.
Pokręciła głową.
- Nie. tylko mnie przyucza. Jest moim opiekunem.
- Zawsze nim był?
- Tak.
Johannes pojękiwał, kiedy obwiązywała mu połamane ko­
ści. Potem nabrał tchu i, wskazując na Nielsa, zapytał:
- Mój towarzysz...?
- Przykro mi.
Ogarną! go żal. Zacisnął powieki, powstrzymując Izy bó­
lu i bezradności. Chciał oszczędzić to dziecko, które los
bardziej może doświadczył.
Kapitan leżący między nim a Nielsem też już nie żył.
Dziewczynka skończyła i odeszła.
Nic pojawiła się, kicdv wstał świt.
Johannes Fell nigdy jej nie zapomniał.
Potężnie zbudowany właściciel dworu Christianelykke
w Skanii zwinął gwałtownym ruchem zwój pergaminu
i rzucił go na stół. List był opatrzony ogromną czerwoną
pieczęcią królewską.
- Powołany przez jego Wysokość króla Chrystiana IV
na świętą krucjatę przeciwko wojskom niemieckich katoli­
ków. Co powiesz na to, Sophie?
Twarz mężczyznę poczerwieniała, oczy błyszczały z dumy.
- Cudownie, Frederiku! - wykrzyknęła małżonka, skła-
dając ręce w uniesieniu.
- Muszę natychmiast przymierzyć pancerze. Przysłano
mi insygnia oficerskie. Oraz broń! Kord i dwa pistolety.
- Ależ Frederiku, jakże dam sobie radę bez ciebie?
- Zabieram ciÄ™ z sobÄ…, rzecz jasna! Wszytsko tak urzÄ…dzono,
by rodzin nie oddzielać od żołnierzy. Podązą za nami w tabo-
rach i znajdą bezpieczne kwatery w miastach, które spotkamy
na swej drodze. Cóż to będzie za zwycięski pochód, Sophie, ar-
mia króla Danii wzbudzi wszędzie nm. szccliuy podziw!
- Cudownie! Złożę wizytę kuzynce w Lubece, zawsze
pragnęłam zgłębić kunszt robienia koronek. Wszak dotrze-
my i do Lubeki?
- Na to pytanie... nie potrafię udzielić odpowiedzi, naj-
droższa. Byłoby to jednak nadzwyczaj pożądane!
W jakiś czas później zaprezentował się swojej pani w barw-
nym uniformie: szerokoskrzydlym kapeluszu przybranym
11
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl