Sandemo Margit-Dziewica z lasu ...

Sandemo Margit-Dziewica z lasu mgieł(historyczny), romanse

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
(Dpou/teści
deks 331465
" 00 zł (50 000 zł)
-
MARGIT SANDEMOZ
Tytuł oryginału:
„Jungfrun i dimmomas skog"
Redakcja: Emilia Chohiska
Copyright © 1986 by Margit Sandemo
For the Polish edition:
Copyright © 1996 by Pol-Nordica Publishing Sp. z o.o.
All Rights Reserved
ISBN 83-85841 -58-X
ROZDZIAŁ I
Druk: Aktietrykkerie! i Trondhjem, Norwegia
Niebo na zachodzie płonęło krwistą czerwienią. Ven­
delin siedziała przy oknie. Wydawało jej się, że pożar na
niebie jest odbiciem stanu jej duszy, mrocznego podnie­
cenia. Niemal ją to przeraziło. Dostrzegła poruszające się
postaci, wiedziała, że to jeźdźcy.
Vendelin nigdy nie miała kontaktu z mężczyznami
poza swym nieżyjącym już stryjem i jego synkami,
ośmio- i dziesięcioletnim. Mieszkała wraz z babką na
uboczu, od siedzib innych ludzi dzieliło ją rozlegle
wrzosowisko, nigdy też nie pozwalano jej oddalać się od
znajomych okolic na skraju lasu.
Na myśl o istnieniu młodych, silnych mężczyzn, jej
rówieśników, dziewczynę coraz częściej nawiedzał nie­
pokój, wyganiając ją na samotne wędrówki po wrzoso­
wisku i lesie, gdzie wiatr chłodził jej rozpalone policzki
i tłumił podniecenie.
2 zamyślenia wyrwało Vendelin skrzypienie łóżka.
- Dzisiejszej nocy zmarli znów pędzą przez wzgórza
Gramosse!
- Nie, babciu, leż spokojnie i niczego się nie bój! Na
wrzosowisku nikogo nie ma!
- Ależ tak, widzę ich, Vendelin! Nie dostrzegasz tych
mrocznych cieni, które gnają ponad wrzosami niczym
wiatr? Wróżą nieszczęście, moje dziecko. Nieszczęście
i śmierć.
Tak, tak, pomyślała Vendelin ze smutkiem. Śmierć,
twoją śmierć, kochana starowinko.
Wydawca jest członkiem
Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wydawców
POL-NORDICA Publishing Sp. z o.o.
ul. Górna 84 A
05-402 Otwock
5
Czuwała już od trzech nocy, przepełnionych lękiem
i rozpaczą. Oczy ją piekły, same się zamykały, lecz nie
wolno jej było zasnąć! Babka jej potrzebowała, Ale
dziewczyna zdawała sobie sprawę, że od jutra nie będzie
już musiała czuwać.
Pożar zachodzącego słońca zabarwił czerwienią jedy­
ną izdebkę w chacie, pozłoci! ubogie sprzęty.
- Vendelin - szepnęła staruszka na łóżku. - Podejdź
tutaj.
Dziewczyna usłuchała.
- Boję się, moje dziecko. Cóż się z tobą stanie, kiedy
mnie zabraknie? "Wszystko robisz z przejęciem, miotają to­
bą takie mocne, gorące uczucia. Ich siła może ci pomóc,
lecz nieokiełznanie stanie się krzyżem, który przyjdzie ci
nosić. Ten, kto czuje zbyt mocno, bardziej cierpi,
- Ale też i zaznaje więcej radości, prawda?
- Tak, być może tak Lecz czymże właściwie się rado­
wać w tym życiu tu, na ziemi? Ty, Vendelin, zaznałaś
jedynie biedy, ubóstwa i samotności. "Wiem, wiem, co
chcesz powiedzieć: że poświęciłam się dla ciebie, odkąd
wszyscy nasi najbliżsi odeszli. Ale cóż stara kobieta mo­
że dać młodej dziewczynie pełnej życia?
- A wrzosowisko, las, zwierzęta, całe piękno, jakie nas
otacza, czy stąd nie można czerpać radości? - zaprote­
stowała Vendelin.
Staruszka uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Mało jest takich jak ty, którym niewiele trzeba, by
się cieszyć. A przecież wiesz, że za wrzosowiskiem czyha
zło, niebezpieczeństwo, przed którym starałam się ciebie
chronić. Ale ono kusi, budzi twoją ciekawość, prawda?
Vendelin spuściła głowę.
- Tak, babciu.
Zlęknione oczy babki szukały jej wzroku.
- Strzeż się mojej synowej, tej przebiegłej, zdradliwej
kobiety! - ostrzegła staruszka z naciskiem. - Gdy mnie
zabraknie, ona przejmie opiekę nad tobą, A od dawna
czeka, by wysłać cię do Svartmosse. Dla rycerza Gerhar­
da z zamku Svartmosse wiele jesteś warta!
- Kto to jest rycerz Gerhard?
Dłonie pokryte siatką niebieskich żył szarpnęły przy­
kryciem.
- Diabeł we własnej osobie! Ale nie pójdziesz tam,
umówiłam się, że jeszcze dziś w nocy opuścisz dom.
- Nie mogę cię zostawić, babciu! Jestem ci potrzebna!
Staruszka niecierpliwie pokręciła głową.
- "Wdowa po twoim stryju, moja synowa, przyjdzie
już o świcie. Musisz wtedy być daleko stąd. Wczoraj
udało mi się przesłać wiadomość przez jednego z jej syn­
ków. Dziewczyna ze wsi zabierze cię i zaprowadzi do
mojej siostry, do Lasu Mgieł. Tam będziesz bezpieczna
przed rycerzem Gerhardem i jego szalonymi synami.
Rycerz boi się Lasu Mgieł. Uważa, i nie bez powodu, że
grasują w nim złe moce.
Vendelin słyszała opowieści o Lesie Mgieł, o zmarłych
z wrzosowiska Gramosse, O bitwie, jaką stoczono tutaj
przed wieloma stuleciami, kiedy Dania jeszcze nie cał­
kiem oddała się chrześcijaństwu. Podobno w owych cza­
sach niektórzy ludzie szukali schronienia w Lesie Mgieł
i sprzysięgli się z hulającymi po nim pogańskimi moca­
mi. Za karę ich duchy nie zaznały spokoju i w dziejowych
chwilach gnają konno przez wrzosowiska,
W ostatnim roku Vendelin wielokrotnie widywała
cienie jeźdźców, pojawiały się coraz częściej. Z daleka
były zaledwie ciemnymi punkcikami na horyzoncie, ale
babka za każdym razem żegnała się znakiem krzyża
i odmawiała modlitwy. I jeszcze surowiej przykazywała
wnuczce, by nie wypuszczała się na wrzosowiska.
Vendelin nigdy by się na to nie poważyła. Na ogól nie
oddalała się od chaty. Czasami tylko, chcąc stłumić go­
rączkę płonącą w ciele, wychodziła nieco dalej na wielką,
6
7
pustą równinę, lecz spostrzegłszy, gdzie jest, biegiem wra­
cała do domu, jakby goniło ją stado psów piekielnych.
Serce prawie przestawało jej bić ze strachu.
Jeźdźców nie było już widać. Wyruszyli ku głębokim
borom na południu, tajemniczej okolicy, o której bab­
ka nigdy nie chciała opowiadać. Dziewczyna odwróciła
się od okna.
- Nie bardzo rozumiem, przecież ten rycerz Gerhard
mnie nie zna! Czego więc ode mnie chce?
- Cicho, dziecko, nie pytaj! Przez tyle lat udawało mi
się utrzymać twe istnienie w tajemnicy dzięki temu, że
nasza chata leży tak daleko od Svartmosse i od zamku
dzielą nas budzące grozę wrzosowiska. Ale na południu
jest Las Mgieł...
- Wiedziałam! - wykrzyknęła Vendelin. - Wiedzia­
łam, że Las Mgieł jest właśnie tam, bo nigdy nie chcia­
łaś mi odpowiedzieć, kiedy o to pytałam.
Babka pokiwała głową.
- Lepiej dla ciebie, że nie byłaś tego pewna. Teraz jed­
nak muszę cię tam wysłać, W ten las rycerz Gerhard nig­
dy nie ośmieli się zapuścić.
- Nie chcę tam iść! Przecież to siedziba zla!
- Straszniejsze zło czyha na ciebie w zamku Svartmos­
se. W Lesie Mgieł mieszka moja siostra, dobrze zna knieje,
wie, jak unikać niebezpieczeństwa. Zresztą nie zostaniesz
u niej długo. Gdy dojrzeją ostatnie kłosy, a lasy zaczną się
złocić, przez cieśninę przepłynie statek Musisz dostać się
na jego pokład. Uciec jak najdalej od królestwa rycerza Ger­
harda. Na drugim brzegu poszukasz służby w najbliższym
gospodarstwie. Tam będziesz już bezpieczna.
Vendelin spuściła głowę. Serce ściskało jej się z bólu na
myśl o tym, że będzie musiała opuścić babkę, wszystko, co
tak jej drogie, i wyruszyć naprzeciw nieznanemu złu.
- Weź ze sobą cały chleb i zapasy suszonego mięsa,
ile tylko możesz unieść. Zabierz też kota, nie może zo-
stać tu sam, no i przywiązał się do ciebie. Krowę i owce
zostawisz, zajmie się nimi moja synowa, ma dwóch sy­
nów, których trzeba nakarmić i ubrać.
- Zrobię, jak sobie życzysz, babciu, Ale bardzo boli
mnie myśl, że będę musiała stąd odejść.
- Wiem, lecz nie pozostaje nic innego, jeśli mam cię
ocalić. I pamiętaj: nie wspominaj nikomu, że właśnie skoń­
czyłaś osiemnaście lat! Jeśli cię zapytają, mów, że masz do­
piero szesnaście. Zachowaj w tajemnicy swój prawdziwy
wiek, przynajmniej dopóki nie opuścisz włości rycerza!
- Dobrze - z wahaniem powiedziała Vendelin. - Ale
dlaczego?
Staruszka czule pogładziła ją po policzku.
- Jesteś taka śliczna, wnuczko! Skórę masz rumianą jak
dojrzałe jabłuszka, a oczy jak fiołki pokryte poranną ro­
są. Skore do uśmiechu usta będą kusić mężczyzn do rze­
czy, nad którymi nie chcę się rozwodzić, z niepokojem też
patrzyłam, jak twoje ciało smukleje, dojrzewa. Moja ko­
chana Vendelin, pamiętaj, zawsze splataj włosy w war­
kocz, nie rozpuszczaj ich swobodnie. Są takie gęste, wiją
się miękko, a to może niebezpiecznie działać na mężczyzn.
Vendelin zdziwiły nieco słowa babki, ale poczuła
dreszcz emocji.
- Czy spotkam teraz mężczyzn?
- Tego nie wiem, mam nadzieję, że nie stanie się to
zbyt prędko. Moja siostra mieszka samotnie w Lesie
Mgieł i ukryje cię przed rycerzem Gerhardem. Pamiętaj,
co powiedziałam: nikt nie może się dowiedzieć, że masz
osiemnaście lat. To "ważne, bardzo ważne!
Vendelin zamyślona skinęła głową. Zerknęła na wrzo­
sowisko, lecz nie poruszały się już po nim żadne mrocz­
ne cienie.
- Kto przemierza nocą wzgórza Gr&mosse, babciu?
Jeźdźcy sprawiają wrażenie żywych.
Babka mocno złapała dziewczynę za rękę.
8
9
- Nikt żywy nie jeździ po wzgórzach. To ci, którzy
przed wiekami padli w bitwie na wzgórzach Gramosse.
Ukazują się żyjącym na znak, że oto nadchodzą złe cza­
sy. I niech się strzeże ten, kto stanie im na drodze!
Vendelin drżąc z lęku oderwała wzrok od wrzosowi­
ska, pociemniałego pod opuszczającym się coraz niżej,
nocnym niebem,
bezpiecznie, nie ma tam żadnych sąsiadów, których mu­
siałabyś się bać. W pobliżu chaty mieszka tylko Toke,
kuternoga.
- Kto to taki?
Kobieta pogardliwie wzruszyła ramionami.
- Dureń, szaleniec, każdemu wolno go opluć. Kryje
się przed ludźmi, nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało
się, że rozmawia z drzewami i głazami, porusza się tak...
- Zademonstrowała nierówny chód człowieka o sztyw­
nej nodze, śmiejąc się przy tym drwiąco. - Z jego stro­
ny też nic ci nie zagraża, nigdy cię nie dogoni.
Gorące serce Vendelin ścisnęło się ze współczucia dla
nieznanego kaleki, musiała mocno wziąć się w garść, by
nie uczynić czegoś pochopnie. Babka zawsze ją ostrzegała
przed gwałtownymi emocjami, którym często ulegała.
W tej chwili postanowiła jednak, że nie pójdzie z wie­
śniaczką do Svartmosse. Jeśli mieszkaj ą tam tacy źli ludzie,
to wdzięczna była babce, że ją przed nimi chroniła. Ale
może ta prosta kobieta zwyczajnie nie rozumiała, jak bar­
dzo tych, którzy i tak już dość wycierpieli, mogą boleć
drwiny? Vendelin uznała, że nie ma prawa źle o niej my­
śleć, lecz mimo to nie umiała pokonać niechęci.
Powędrowały dalej przez noc. Vendelin nigdy jeszcze
nie wyprawiała się poza chatę o tak późnej porze. Szero­
ko otwartymi oczami wpatrywała się w mrok, wzdrygała
na każdy obcy dźwięk Las powoli zaczął się zmieniać, sta­
wał się jakby jeszcze straszniejszy. Wspięły się na wzgórze,
od południa roztoczył się przed nimi widok na morze
drzew. Inny był to las, młodszy, niepodobny do tego za
chatą babki, który Vendelin tak dobrze znała. Dziewczy­
na miała wrażenie, że ten pulsuje życiem, a przez jego śro­
dek niczym żywy, oślizgły wąż wije się mgła.
- A oto i Las Mgieł - potwierdziła młoda kobieta nie
bez złośliwej satysfakcji w głosie. - Zaraz się w niego za­
głębimy. Gotowa jesteś?
Kobieta ze wsi, która przyszła kilka godzin później, oka­
zała się niewiele starsza od Vendelin. Oczy dziewczyny by­
ły mokre od łez wylanych z powodu rozstania z babką, ale
staruszka przestała już ją słyszeć, leżała tylko cicho z łagod­
nym uśmiechem na ustach, jak gdyby uspokojona świado­
mością, że -wnuczka wkrótce znajdzie się w bezpiecznym
miejscu. Vendelin opuściła rodzinny dom, zabierając tylko
węzełek z żywnością i koszyk, w którym ulokowała kota.
Ruszyły południowym skrajem wrzosowiska, kryjąc
się w cieniu bukowego lasu. Najwyraźniej młoda kobie­
ta jeszcze bardziej niż Vendelin bała się wrzosowisk. Wo­
kół panowała cisza, tylko gdzieś w oddali żałosną skargą
niósł się krzyk nocnego ptaka, a z wysokich traw dobie­
gał charakterystyczny głos derkacza.
Wieśniaczka przystanęła.
- Muszę ci coś powiedzieć, Vendelin, nie chciałam te­
go mówić przy starej. Jej siostra nie żyje! Ale możesz za­
mieszkać w jej chacie, chyba że chcesz iść ze mną do
Svartmosse.
Vendelin znieruchomiała, próbując zrozumieć, co tak
naprawdę oznacza dla niej ta nowina. Możliwość przyłą­
czenia się do ludzi wydała jej się niezwykle kusząca, lecz
natychmiast powróciło wspomnienie oczu babki, ciemnie­
jących ze strachu za każdym razem, gdy wspominała za­
mek Svartmosse. Ale to drugie rozwiązanie...
- Nie obawiaj się mieszkać samotnie -w Lesie Mgieł -
pospiesznie uspokoiła ją -wieśniaczka, - Starej żyło się
10
11
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl