Sahara

Sahara, EBOKI

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Clive Cussler
Sahara
Przekład Joanna i Witold Kalinowscy
Z wyrazami gł
ę
bokiej wdzi
ę
czno
ś
ci dla ekspertów w dziedzinie chemii ska
Ŝ
e
ń
ś
rodowiskowych,
dra Hala Stubera i firmy James P. Walsh & Associates, Boulder, Colorado - za odrzucenie
wszelkich szkodliwych
ś
mieci i utrzymanie mojej wyobra
ź
ni w dopuszczalnych granicach.
2
Richmond, Virginia, 2 kwietnia 1865
Szpaler
ś
mierci
W widmowej przedwieczornej mgle wygl
ą
dał jak potworna bestia wyłaniaj
ą
ca si
ę
z pierwotnego
szlamu. Niska, przysadzista sylwetka odcinała si
ę
złowieszcz
ą
czerni
ą
na tle drzew znacz
ą
cych lini
ę
brzegu. Ludzie poruszali si
ę
jak duchy w niesamowicie
Ŝ
ółtym
ś
wietle latar
ń
. Wilgo
ć
osiadała na
szarych, stromych blachach i
ś
ciekała ci
ęŜ
kimi kroplami w ospały nurt James River.
Ustawiony dziobem w dół rzeki, Texas napr
ęŜ
ał cumy niczym pies my
ś
liwski, niecierpliwie
czekaj
ą
cy, kiedy wreszcie spuszcz
ą
go ze smyczy. Na razie jednak stalowe klapy szczelnie
zasłaniały otwory strzelnicze, a sze
ś
ciocalowy pancerz kazamaty nie nosił
Ŝ
adnych
ś
ladów walki.
Jedynie biało-czerwony proporzec na maszcie za kominem, zwisaj
ą
cy bezwładnie w ci
ęŜ
kim,
wilgotnym powietrzu, wskazywał,
Ŝ
e jest to okr
ę
t wojenny Floty Skonfederowanych Stanów.
Szczurom l
ą
dowym mógł wydawa
ć
si
ę
brzydki i niezgrabny, ale marynarze potrafili oceni
ć
jego
niezwykł
ą
klas
ę
i szczególn
ą
urod
ę
. W pot
ęŜ
nej, gro
ź
nej bryle odczytywali tragiczne przeznaczenie
okr
ę
tu: rejs ku zagładzie - po krótkim, ale wspaniałym, wiekopomnym momencie chwały.
Na odsłoni
ę
tym pokładzie dziobowym komandor Mason Tombs wyci
ą
gn
ą
ł z kieszeni du
Ŝą
niebiesk
ą
chust
ę
I starł wilgo
ć
, która przenikn
ę
ła pod ciasny kołnierz munduru. Załadunek
przebiegał wolno, stanowczo zbyt wolno. Texas musiał wykorzysta
ć
ka
Ŝ
d
ą
minut
ę
nadchodz
ą
cej
nocy, by wymkn
ąć
si
ę
bezpiecznie na otwarte morze. Tombs z niepokojem patrzył jak jego ludzie,
uginaj
ą
c si
ę
i złorzecz
ą
c, wnosz
ą
po trapie drewniane skrzynki i spuszczaj
ą
je w czelu
ść
otwartej
ładowni. Wszystko to było zdumiewaj
ą
co ci
ęŜ
kie jak na archiwa administracji, działaj
ą
cej zaledwie
od czterech lat. Wiele skrzynek le
Ŝ
ało jeszcze na furgonach zaprz
ęŜ
onych w muły; pilnowali ich na
brzegu silnie uzbrojeni, ale wyczerpani trudami wojennymi
Ŝ
ołnierze kompanii piechoty z Georgii -
nieliczni, którym udało si
ę
prze
Ŝ
y
ć
ostatni
ą
wielk
ą
bitw
ę
.
Tombs obrócił niespokojne spojrzenie na północ, w stron
ę
Richmond, odległego o niespełna dwie
mile. Po wielu dniach desperackiego oporu dowodzeni przez generała Lee obro
ń
cy Petersburga
ulegli naporowi wojsk Granta; rozbita armia Południa wycofała si
ę
w kierunku Appomatox,
pozostawiaj
ą
c stolic
ę
na pastw
ę
oddziałów Unii. Jeszcze nie sko
ń
czyła si
ę
ewakuacja miasta, a ju
Ŝ
na ulicach pojawiły si
ę
zbrojne bandy, rabuj
ą
ce i dewastuj
ą
ce opuszczone domy. Po
Ŝ
ary
magazynów i eksplozje w arsenałach coraz bardziej rozja
ś
niały nocne niebo nad Richmond.
Tombs, jeden z najzdolniejszych oficerów konfederackiej floty, był ambitny i energiczny. Cho
ć
niewysoki, był niew
ą
tpliwie przystojny. Regularn
ą
twarz zdobiły kasztanowe włosy i brwi, g
ę
sta
ruda broda i czarne jak w
ę
giel oczy. Dowódca małych kanonierek w bitwach pod Nowym
Orleanem i Memphis, oficer artylerii pancernika Arkansas i pierwszy oficer Florydy w jej
niesławnych pirackich rejsach - Tombs t
ę
go dał si
ę
we znaki stronnikom Unii. Dowództwo na
Texasie obj
ą
ł w tydzie
ń
po zwodowaniu okr
ę
tu w stoczni Rocketts w Richmond; w ci
ą
gu tego
tygodnia stocznia wykonała na jego
Ŝ
yczenie szereg modyfikacji, które miały przygotowa
ć
Texas
do niemal niewykonalnego rejsu w dół rzeki przez szpaler tysi
ą
ca armat Unii.
Dopiero gdy ostatni furgon odjechał z portu w mrok nocy, Tombs przeniósł spojrzenie z powrotem
na marynarzy znosz
ą
cych skrzynie do ładowni. Wyci
ą
gn
ą
ł z kieszeni zegarek, otworzył kopert
ę
i
popatrzył na tarcz
ę
w bladym
ś
wietle latarni zawieszonej na portowej palisadzie. Dwadzie
ś
cia po
ósmej; niespełna osiem godzin do
ś
witu. Stanowczo za mało, by pod osłon
ą
ciemno
ś
ci dotrze
ć
do
uj
ś
cia rzeki.
W kr
ę
gu
ś
wiatła pojawił si
ę
nagle otwarty pojazd zaprz
ęŜ
ony w dwa srokacze i zatrzymał si
ę
na
nabrze
Ŝ
u. Wo
ź
nica siedział sztywno, nie odwracaj
ą
c głowy; dwaj pasa
Ŝ
erowie przygl
ą
dali si
ę
ciekawie ostatnim znikaj
ą
cym pod pokładem skrzyniom. Pierwszy, masywny m
ęŜ
czyzna w
cywilnym ubraniu, zdradzał objawy zm
ę
czenia. Drugi, w mundurze oficera marynarki, szybko
wypatrzył Tombsa na pokładzie okr
ę
tu i pomachał ku niemu r
ę
k
ą
. Tombs ruszył przez trap na
nabrze
Ŝ
e, zbli
Ŝ
ył si
ę
do powozu i energicznie zasalutował.
- Panie admirale, panie sekretarzu! Wielki to zaszczyt dla mnie. Nie s
ą
dziłem,
Ŝ
e znajd
ą
panowie
czas, by si
ę
ze mn
ą
po
Ŝ
egna
ć
.
3
Admirał Raphael Semmes słyn
ą
ł ze swych wojennych dokona
ń
. Alabama, w czasach gdy ni
ą
dowodził, była prawdziwym postrachem mórz. Obecnie pod jego dowództwem znajdowała si
ę
eskadra pancernych kanonierek, operuj
ą
ca na James River. Na twarzy admirała, któr
ą
zdobiły g
ę
sto
pomadowane w
ą
sy i mała kozia bródka, pojawił si
ę
u
ś
miech.
- Cały pułk Jankesów nie powstrzymałby mnie od przyjazdu tutaj.
Stephen Mallory, sekretarz Floty Skonfederowanych Stanów, wyci
ą
gn
ą
ł r
ę
k
ę
do komandora.
- To co pan robi dla nas jest zbyt wa
Ŝ
ne; musieli
ś
my znale
źć
chwil
ę
, by
Ŝ
yczy
ć
panu powodzenia.
- Mam mocny okr
ę
t i dzieln
ą
załog
ę
- powiedział Tombs z przekonaniem. - Przebijemy si
ę
.
U
ś
miech na twarzy Semmesa zgasł, a w jego oczach pojawiło si
ę
niespokojne przeczucie.
- Gdyby jednak okazało si
ę
to niemo
Ŝ
liwe, musi pan spali
ć
i zatopi
ć
okr
ę
t w mo
Ŝ
liwie najgł
ę
bszym
miejscu. Nie mo
Ŝ
na dopu
ś
ci
ć
, by Unia dobrała si
ę
do naszych archiwów.
- Ładunki s
ą
ju
Ŝ
rozmieszczone i gotowe do odpalenia - zapewnił Tombs. - Wybuch wyrwie dno
pod ładowni
ą
; w ten sposób skrzynie zaton
ą
pierwsze. Przy tym ci
ęŜ
arze z pewno
ś
ci
ą
ugrz
ę
zn
ą

ę
boko w mule. A okr
ę
t du
Ŝ
o jeszcze przepłynie, zanim pójdzie na dno.
- To rozs
ą
dny plan. - Mallory skin
ą
ł głow
ą
z aprobat
ą
, po czym spojrzał niepewnie na Semmesa,
jakby wahaj
ą
c si
ę
, czy ma mówi
ć
dalej. Zapadło milczenie.
- Przykro mi, komandorze - odezwał si
ę
wreszcie admirał - ale mamy dla pana jeszcze jeden trudny
problem. B
ę
dzie pan musiał wzi
ąć
pasa
Ŝ
era.
- Pasa
Ŝ
era? - powtórzył Tombs z grymasem ironii. - Rozumiem,
Ŝ
e ten człowiek nie ceni zbytnio
własnego
Ŝ
ycia.
- Nie ma wyboru - mrukn
ą
ł Mallory, Gdzie on jest? - spytał Tombs, rozgl
ą
daj
ą
c si
ę
po ciemnych
zabudowaniach portowych. - Niedługo odbijamy.
- Zaraz tu b
ę
dzie - odparł sucho Semmes.
- A mog
ę
wiedzie
ć
, kto to jest?
- Rozpozna go pan bez trudu - o
ś
wiadczył Mallory. - I módlmy si
ę
, by nasi wrogowie, kiedy b
ę
dzie
pan musiał go pokaza
ć
, rozpoznali go równie
Ŝ
.
- Nie rozumiem.
Mallory po raz pierwszy si
ę
u
ś
miechn
ą
ł.
- Zrozumiesz, mój chłopcze, na pewno zrozumiesz...
- Mam wiadomo
ść
, która mo
Ŝ
e by
ć
dla pana u
Ŝ
yteczna - zmienił temat Semmes. - Nasi
wywiadowcy donosz
ą
,
Ŝ
e Unia wł
ą
czyła do słu
Ŝ
by pancernik Atlanta, przechwycony od nas w
zeszłym roku. Obecnie patroluje rzek
ę
powy
Ŝ
ej Newport News.
Twarz Tombsa rozja
ś
niła si
ę
.
- Rozumiem, sir. Texas ma bardzo podobn
ą
sylwetk
ę
; po ciemku mog
ą
nas wzi
ąć
za Atlant
ę
.
Semmes przytakn
ą
ł i podał mu zło
Ŝ
ony kawałek płótna.
- Bandera Unii - wyja
ś
nił. - Mo
Ŝ
e panu ułatwi
ć
maskarad
ę
. Tombs wzi
ą
ł bander
ę
i przewiesił sobie
przez rami
ę
.
- Wci
ą
gn
ę
j
ą
na maszt, gdy zbli
Ŝ
ymy si
ę
do ich stanowisk artyleryjskich pod Trent's Reach.
- No to
Ŝ
ycz
ę
szcz
ęś
cia - rzekł Semmes. - Nie zobaczymy, niestety, jak pan odbija. Pan sekretarz
musi zd
ąŜ
y
ć
na poci
ą
g, a ja wracam do naszej floty; musimy j
ą
zniszczy
ć
, zanim wpadnie w łapy
Jankesom.
Sekretarz Floty jeszcze raz u
ś
cisn
ą
ł dło
ń
Tombsa.
- Okr
ę
t Fox, który przerwał blokad
ę
, czeka na pana przy Bermudach. Ma dla was w
ę
giel na dalsz
ą
podró
Ŝ
. Powodzenia, komandorze! Teraz ju
Ŝ
tylko pan mo
Ŝ
e uratowa
ć
Konfederacj
ę
.
Zanim Tombs zd
ąŜ
ył odpowiedzie
ć
, Mallory kazał wo
ź
nicy rusza
ć
. Tombs zastygł w po
Ŝ
egnalnym
salucie; stał tak do
ść
długo, daremnie usiłuj
ą
c poj
ąć
, co znacz
ą
ostatnie słowa sekretarza. Uratowa
ć
Konfederacj
ę
? To przecie
Ŝ
nie ma
Ŝ
adnego sensu. Wojna jest ju
Ŝ
przecie
Ŝ
przegrana. Kiedy
Sherman ruszy z Karoliny na północ, a armie Granta przetocz
ą
si
ę
przez Virginie - generał Lee
znajdzie si
ę
w potrzasku, a prezydent Skonfederowanych Stanów, Jefferson Davis, stanie si
ę
pospolitym zbiegiem. Wszystko to nie potrwa dłu
Ŝ
ej ni
Ŝ
kilka dni. A jeszcze szybciej, bo ju
Ŝ
za
par
ę
godzin Texas, ostatni zdolny do walki okr
ę
t Konfederacji, pójdzie na dno.A cho
ć
by nawet
4
udało mu si
ę
wymkn
ąć
- w jaki sposób miałoby to uratowa
ć
konfederack
ą
spraw
ę
? Tombs nie
potrafił wymy
ś
li
ć
Ŝ
adnej sensownej odpowiedzi.
Miał rozkaz przewie
źć
rz
ą
dowe archiwa do jakiego
ś
neutralnego portu - wedle własnego uznania - i
czeka
ć
tam w tajemnicy na kontakt z kurierem. Dlaczego wła
ś
nie szmugiel biurokratycznych
zapisków miałby zapobiec ostatecznej kl
ę
sce Południa?
- Zako
ń
czyli
ś
my załadunek, sir. - Pierwszy oficer, porucznik Craven, przerwał jego rozmy
ś
lania. -
Czy mam rozkaza
ć
rzuci
ć
cumy?
Tombs zwrócił twarz w jego stron
ę
.
- Jeszcze nie. Czekamy na pasa
Ŝ
era.
Ezra Craven, wielki, gruboskórny Szkot, mówił z dziwnym akcentem, w którym irlandzkie tony
mieszały si
ę
z charakterystycznym za
ś
piewem ameryka
ń
skiego Południa.
- Cholera, mógłby si
ę
pospieszy
ć
ten pasa
Ŝ
er!
- Czy główny mechanik O'Hare jest ju
Ŝ
gotów?
- Tak, wła
ś
nie meldował,
Ŝ
e ma pełne ci
ś
nienie w kotłach.
- A obsługa dział?
- Przy lukach strzelniczych, sir.
- Nie otwiera
ć
ich, dopóki nie natkniemy si
ę
na flot
ę
nieprzyjaciela. Nie mo
Ŝ
emy sobie pozwoli
ć
na
straty w ludziach i działach od jakiej
ś
zabł
ą
kanej kuli z brzegu.
- Ludzie b
ę
d
ą
w
ś
ciekli, je
ś
li nie odpowiemy ogniem na ogie
ń
.
- Ale za to dłu
Ŝ
ej po
Ŝ
yj
ą
. Prosz
ę
im to powiedzie
ć
... Przerwali rozmow
ę
i obaj, jak na komend
ę
,
odwrócili głowy w stron
ę
, z której dobiegał coraz wyra
ź
niejszy t
ę
tent kopyt. Par
ę
sekund pó
ź
niej z
ciemno
ś
ci wyłonił si
ę
konny oficer Konfederacji.
- Który z panów jest komandor Tombs? - spytał zdyszanym głosem.
- Ja - Tombs post
ą
pił krok do przodu.
Je
ź
dziec zeskoczył z konia i zasalutował. Był cały zakurzony; wygl
ą
dał na wyczerpanego.
- Moje uszanowanie, komandorze. Kapitan Neville Brown, odpowiedzialny za eskort
ę
pa
ń
skiego
wi
ęź
nia.
- Mojego wi
ęź
nia? To miał by
ć
pasa
Ŝ
er.
- Mo
Ŝ
e go pan i tak nazwa
ć
- Brown wzruszył ramionami.
- Wi
ę
c gdzie on jest?
- Zaraz tu b
ę
dzie. Wyprzedziłem troch
ę
mój oddział,
Ŝ
eby powiedzie
ć
panom,
Ŝ
e nie ma powodów
do alarmu.
- Czy ten człowiek oszalał? - mrukn
ą
ł pod nosem Craven. - Do jakiego znowu alarmu?
Po chwili mógł ju
Ŝ
sam sobie odpowiedzie
ć
. Na nabrze
Ŝ
e zajechał zamkni
ę
ty powóz. Otaczali go
je
ź
d
ź
cy w granatowych mundurach Unii. Tombs chciał ju
Ŝ
krzykn
ąć
w stron
ę
załogi, by chwyciła
za bro
ń
i odparła niespodziewanych napastników, kiedy Brown wyja
ś
nił spokojnym głosem:
- Wszystko w porz
ą
dku, komandorze, to dobre chłopaki z Południa. Ale musieli
ś
my ich przebra
ć
za
Jankesów, bo wykonywali zadanie za lini
ą
frontu i tylko tak mogli zmyli
ć
stra
Ŝ
e.
Dwaj
Ŝ
ołnierze zsiedli z koni, otworzyli drzwiczki powozu i wyci
ą
gn
ę
li bardzo wysokiego,
chudego m
ęŜ
czyzn
ę
, z charakterystycznie przystrzy
Ŝ
on
ą
brod
ą
. Na przegubach r
ą
k i kostkach nóg
miał kajdanki, poł
ą
czone mocnym ła
ń
cuchem. Przez moment przygl
ą
dał si
ę
uwa
Ŝ
nie pancernikowi,
potem skłonił głow
ę
w stron
ę
Tombsa i Cravena.
- Dobry wieczór panom - odezwał si
ę
dziwnie wysokim głosem. - Czy mam rozumie
ć
,
Ŝ
e b
ę
d
ę
go
ś
ciem floty Konfederacji?
Tombs nie odpowiedział. Nie mógł wydoby
ć
słowa. Obaj z Cravenem stali sztywno, jak
zaczarowani, nie wierz
ą
c własnym oczom.
- Mój Bo
Ŝ
e - wyszeptał w ko
ń
cu Craven. - Je
ś
li jest pan falsyfikatem, sir, to falsyfikatem
doskonałym!
- Zapewniam pana - odparł wi
ę
zie
ń
-
Ŝ
e stanowi
ę
oryginał.
- Jak to mo
Ŝ
liwe? - spytał zaszokowany Tombs. Brown dosiadł konia.
- Nie mam niestety czasu na wyja
ś
nienia. Musz
ę
przeprowadzi
ć
moich ludzi przez most w
Richmond, zanim wysadz
ą
go w powietrze. A wi
ę
zie
ń
... jest ju
Ŝ
teraz pod pa
ń
sk
ą
opiek
ą
.
5
- A co ja wła
ś
ciwie mam z nim zrobi
ć
?
- Trzyma
ć
pod stra
Ŝą
na okr
ę
cie, dopóki nie otrzyma pan dalszych rozkazów. Tyle tylko mi
powiedziano.
- To jakie
ś
szale
ń
stwo!
- Nie, to wojna, komandorze - rzucił Brown przez rami
ę
, smagn
ą
ł konia i odjechał.
Za nim znikali kolejno w ciemno
ś
ciach konfederaccy kawalerzy
ś
ci przebrani w mundury Unii.
Teraz nie było ju
Ŝ
Ŝ
adnego powodu, by cho
ć
o chwil
ę
opó
ź
nia
ć
rejs ku zagładzie.
Tombs odwrócił si
ę
do Cravena.
- Poruczniku, prosz
ę
odprowadzi
ć
pasa
Ŝ
era do mojej kajuty. I niech O'Hare przy
ś
le tam którego
ś
z
mechaników,
Ŝ
eby zdj
ą
ł te kajdanki. Nie mam ochoty umiera
ć
jako kapitan statku niewolników.
Wysoki m
ęŜ
czyzna u
ś
miechn
ą
ł si
ę
z wdzi
ę
czno
ś
ci
ą
.
- Dzi
ę
kuj
ę
panu, komandorze. Bardzo to miło z pa
ń
skiej strony.
- Nie ma pan za co dzi
ę
kowa
ć
, sir - odparł Tombs ponuro. - Zanim sło
ń
ce wzejdzie, wszyscy razem
znajdziemy si
ę
w piekle.
Zrazu powoli, potem coraz szybciej, wspierany słabym, dwuw
ę
złowym pr
ą
dem, Texas popłyn
ą
ł w
stron
ę
uj
ś
cia. Nie było nawet
ś
ladu wiatru. Na rzece panowała kompletna cisza, zakłócana jedynie
stłumionym dudnieniem maszyn okr
ę
tu. W słabym
ś
wietle, jakie rzucał w
ą
ski sierp ksi
ęŜ
yca, Texas
ruszył po czarnej powierzchni jak duch - raczej wyczuwalny ni
Ŝ
widoczny. Jego obecno
ść
zdradzał
tylko cie
ń
przesuwaj
ą
cy si
ę
na tle statycznych drzew i zabudowa
ń
na brzegu.
Buduj
ą
c okr
ę
t dla tej unikalnej misji, konstruktorzy stworzyli doskonał
ą
machin
ę
bojow
ą
-
najlepsz
ą
, jak
ą
w ci
ą
gu tych czterech lat zwodowały stocznie Konfederacji. Texas miał dwie
ś
ruby
nap
ę
dzane dwoma silnikami, sto dziewi
ęć
dziesi
ą
t stóp długo
ś
ci i czterdzie
ś
ci szeroko
ś
ci, ale jego
zanurzenie si
ę
gało zaledwie jedenastu stóp. Wysoka na dwana
ś
cie stóp kazamata przypominała
kształtem
ś
ci
ę
t
ą
piramid
ę
. Pochylone pod k
ą
tem trzydziestu stopni
ś
ciany pokrywał sze
ś
ciocalowy
pancerz, podparty dwudziestocalowymi d
ę
bowymi belkami. Pancerz schodził poni
Ŝ
ej linii wodnej,
osłaniaj
ą
c kadłub szerok
ą
stalow
ą
"spódnic
ą
". Okr
ę
t miał tylko cztery działa, ale mogły one zada
ć
ś
miertelny cios ka
Ŝ
demu przeciwnikowi. Stufuntowe armaty typu Blakely na dziobie i na rufie
miały, dzi
ę
ki obrotowym lawetom, bardzo szeroki k
ą
t ra
Ŝ
enia. Mniejsze, dziewi
ę
ciocalowe i 64-
funtowe działa na obu burtach dawały wystarczaj
ą
ce zabezpieczenie z boku.
W odró
Ŝ
nieniu od innych pancerników Konfederacji, wyposa
Ŝ
onych w maszyny wymontowane ze
statków handlowych, Texas miał fabrycznie nowe silniki, zrobione specjalnie dla niego, ogromne,
niezwykłej mocy. Nap
ę
dzała je para z wielkich kotłów, umieszczonych poni
Ŝ
ej liniii wodnej.
Ś
ruby
o
ś
rednicy dziewi
ę
ciu stóp mogły przy spokojnej wodzie nada
ć
okr
ę
towi pr
ę
dko
ść
czternastu
w
ę
złów; o wiele wi
ę
cej, ni
Ŝ
osi
ą
gała którakolwiek inna jednostka obu walcz
ą
cych flot.
Tombs my
ś
lał o swoim okr
ę
cie z dum
ą
, ale i z gł
ę
bokim smutkiem. Wiedział,
Ŝ
e jego
Ŝ
ywot b
ę
dzie
krótki. Powzi
ą
ł jednak niezłomne postanowienie: razem dopisz
ą
do chwalebnej historii
Skonfederowanych Stanów godne epitafium.Wspi
ą
ł si
ę
po drabinie do budki sternika - małej,
opancerzonej nadbudówki nad przedni
ą
cz
ęś
ci
ą
pokładu bojowego. Główny pilot, Leigh Hunt, trwał
tu w kamiennym milczeniu, wpatrzony w w
ą
skie szczeliny obserwacyjne.
- Panie Hunt - rzekł Tombs - przez cał
ą
drog
ę
do uj
ś
cia b
ę
dziemy szli pełn
ą
par
ą
. Musi pan bardzo
uwa
Ŝ
a
ć
,
Ŝ
eby
ś
my nie złapali dna.
Hunt, do
ś
wiadczony pilot z James River, który znał na pami
ęć
wszystkie meandry i płycizny rzeki,
nawet nie odwrócił głowy.
- Ta odrobina
ś
wiatła powinna mi wystarczy
ć
- mrukn
ą
ł.
- Artylerzystom Unii te
Ŝ
wystarczy.
- To prawda. Ale i tak b
ę
d
ą
mieli kłopoty z celowaniem; okr
ę
t jest szary, słabo widoczny na tle
brzegu.
- Miejmy nadziej
ę
- westchn
ą
ł Tombs.
Otworzył pancerne drzwi z tyłu nadbudówki i stan
ą
ł na dachu kazamaty. Texas dotarł ju
Ŝ
do
Drewry's Bluff i mijał wła
ś
nie zacumowane tu okr
ę
ty admirała Semmesa. Virginia II,
Fredericksburg i Richmond w po
ś
piechu sposobiły si
ę
do swego ostatniego rejsu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl