SW-107 - Nowa Era Jedi 18 - Ostatnie proroctwo - Keyes Greg, ✿Star Wars - Gwiezdne Wojny(seria)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Greg Keyes
Ostatnie Proroctwo
2
OSTATNIE PROROCTWO
GREG KEYES
PrzekĀad
ANDRZEJ SYRZYCKI
3
Greg Keyes
Ostatnie Proroctwo
4
Tytuł oryginału
THE FINAL PROPHECY
Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna
MAGDALENA STACHOWICZ
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
AGATA GOŹDZIK
RENATA KUK
Ilustracja na okładce
TERESA NIELSEN
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu
Copyright © 2003 by Lucasfilm, Ltd. & TM.
Ali rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
The Final Prophecy by Ballantine Books
Dave’owi Grossowi
5
Greg Keyes
Ostatnie Proroctwo
6
- A z bardzo daleka napłynął jęk rozpaczy Shimrry, który wie, Ŝe ta Ŝyjąca planeta
oznacza nasze zbawienie, a jego zagładę. Wie, Ŝe któregoś dnia przyleci po niego, bo
przyleci po nas.
Opuścił ręce i pozwolił, Ŝeby zapanowała cisza. Dopiero po kilku sekundach
rozległ się radosny ryk... z którego przebijało to, co najbardziej pragnął usłyszeć:
nadzieja. Gorliwi wyznawcy wykrzykiwali na całe gardło jego imię.
Co ich obchodzi, Ŝe wymyślił tę historię na podstawie kilku rozmów i plotek,
jakie przed śmiercią wyniosła z pałacu Shimrry jego informatorka? Wynikało z nich, Ŝe
naprawdę gdzieś istnieje planeta Ŝyjąca w pewien niezwykły sposób. Kiedy najwyŜszy
lord o niej usłyszał, wpadł w takie przeraŜenie, Ŝe rozkazał zamordować nie tylko
komandora, który mu o niej opowiedział, ale takŜe wszystkich członków załogi jego
okrętu. Nom Anor od razu postanowił wykorzystać tę historię do swoich celów. Liczył
na to, Ŝe zachęci wyznawców do walki i natchnie ich nową nadzieją. Miał nadzieję, Ŝe
kiedy zostaną schwytani, opowiedzą swoim prześladowcom o jego proroctwie, a
wówczas wymyślona przez niego historia wróci do Shimrry i ponownie wzbudzi w
jego sercu przeraŜenie.
Tym bardziej Ŝe - jak dowiedział się od wiernych szpiegów w łonie
Galaktycznego Sojuszu - na poszukiwania właśnie tej planety wyruszyli Jedi. Nikt nie
wiedział, co zamierzają zrobić, kiedy ją znajdą, ale podobno planeta odparła juŜ atak co
najmniej jednej grupy szturmowej Yuuzhan Vongów. Istniało duŜe
prawdopodobieństwo, Ŝe jej mieszkańcy dysponują potęŜną bronią.
Tak czy owak, plotki miały odtąd się Ŝywić kolejnymi plotkami. Miały wzmacniać
wiarygodność jego wizji i utwierdzać w wierze jego wyznawców. Miały splatać z nich
sznury, a ze sznurów powrozy. Nom Anor liczył na to, Ŝe staną się na tyle wytrzymałe, Ŝeby
mógł je owinąć wokół szyi Shimrry i go udusić.
Kiedy ku niebu wzniósł się dźwięk jego przybranego imienia, poczuł przypływ
nowej energii. Powiódł spojrzeniem po Zhańbionych. Tym razem widok ich twarzy nie
wywołał u niego dreszczu odrazy.
P R O L O G
Trzy kilometry pod powierzchnią planety Yuuzhan’tar, zwanej kiedyś Coruscant, na
najniŜszych poziomach szybu o średnicy niemal dorównującej głębokości, słychać było
cichy śpiew. Melancholijna melodia wyraŜała tęsknotą za kilkoma widocznymi z dna szybu
odległymi gwiazdami. Rzucana przez świecące trzciny słabiutka niebieskawa poświata
ukazywała zdeformowane ciała i okaleczone twarze śpiewających osób.
Tak wyglądali Zhańbieni Yuuzhan Vongów, którzy nucili na cześć swojego Proroka.
W Nomie Anorze ich widok budził gniew i odrazą. Wprawdzie od dosyć dawna był
ich „Prorokiem”, ale nie potrafił opanować pogardy, z jaką odnosił się do nich przez wiele
poprzednich lat.
Obecnie jednak wiązał z nimi nadzieją. Byli jego armią. Kiedyś, całkiem niedawno,
ośmielił się marzyć, Ŝe stojąc na jej czele, pozbawi władzy Shimrrę, najwyŜszego lorda
Yuuzhan Vongów. Chciał wrzucić go do mrocznej jamy i samemu zająć jego miejsce na
polipowym tronie.
Poniósł jednak kilka poraŜek. Osoba pełniąca w pałacu Shimrry rolą jego oczu i uszu
została wykryta i zgładzona. Niemal kaŜdego dnia demaskowano jego kolejnych
wyznawców, a na wezwania Proroka odpowiadało z kaŜdym dniem coraz mniej
następnych.
Wiara Zhańbionych zaczynała słabnąć i Nom Anor zrozumiał, Ŝe nadeszła pora, by ją
podtrzymać.
- Wysłuchajcie mnie! - zawołał na tyle donośnie, Ŝeby jego głos przedarł się przez
Modlitwą Odkupienia. - Wysłuchajcie słów proroctwa!
Śpiew ucichł i zapadła pełna naboŜnego oczekiwania cisza.
- Pościłem i medytowałem - zaczął były egzekutor. - Ostatniej nocy, kiedy
siedziałem tu, pod gwiazdami i czekałem sam nie wiem na co, o najciemniejszej
godzinie spłynęło na mnie jaskrawe światło... oczyszczający blask odkupienia.
Uniosłem głowę i pośród spoglądających na nas gwiazd ujrzałem jakąś kulę...
Zrozumiałem, Ŝe to planeta. Była tak piękna, Ŝe zadrŜałem, a jej potęga mnie poraziła.
Od razu ją pokochałem, ale zarazem ogarnęła mnie trwoga, a kiedy te emocje osłabły,
poczułem, Ŝe to moje przeznaczenie. Zrozumiałem, Ŝe planeta jest Ŝywą istotą, która
czeka na mnie. To sekretna świątynia
Jeedai,
to źródło ich wiedzy i mądrości.
Zobaczyłem takŜe nas, Zhańbionych, spacerujących po jej powierzchni obok
Jeedai...
zjednoczonych i z nimi, i z planetą.
Przestał nadawać głosowi monotonne, śpiewne brzmienie i zniŜył go prawie do
pomruku.
7
Greg Keyes
Ostatnie Proroctwo
8
I
R O Z D Z I A Ł
1
W I Z J A
Była śledzona.
Przystanęła, Ŝeby odgarnąć z czoła kosmyk wilgotnych blond włosów, i przypadkiem
dotknęła blizn identyfikujących ją jako członka domeny Kwaad. Skierowała zielone oczy na
korzenie sękatych drzew, ale nie wyczuwała jeszcze prześladowców za pomocą
normalnych zmysłów. Zapewne na coś czekali, prawdopodobnie na posiłki.
Wysyczała łagodne przekleństwo yuuzhańskiej mistrzyni przemian i ruszyła w dalszą
drogę. Wybierała ją między butwiejącymi pniami, snującymi się nisko oparami i gęstymi
zaroślami szumiących trzcin. W powietrzu wyczuwało się wilgoć, a napływające od strony
baldachimu liści i bagien ćwierkania, szczebioty i bulgoty oddziaływały na nią dziwnie
kojąco. Nie przyspieszała, bo na razie wolała nie informować prześladowców, Ŝe wie o ich
istnieniu. Mimo to trochę zmieniła kierunek... nie było sensu prowadzić ich do jaskini,
dopóki się z nimi nie upora.
A moŜe właśnie powinnam ich tam zaprowadzić i zaatakować, kiedy będą walczyć z
dręczącymi ich demonami, pomyślała.
Nie. To oznaczałoby świętokradztwo. Jaskinię odwiedzali przecieŜ Yoda, Luke
Skywalker i Anakin. Teraz nadeszła jej kolej. Jej, Tahiri. Rodzice Anakina nie ucieszyli się,
kiedy im powiedziała, Ŝe zamierza polecieć na Dagobah sama, ale przekonała ich, Ŝe to
konieczne. Przypuszczała, Ŝe ludzka i yuuzhańska osobowość, które mieszkały kiedyś w jej
ciele, zespoliły się w nierozłączną całość. Tak przynajmniej się jej wydawało i było jej z tym
dobrze. Anakin zobaczył w wizji, jak stapiają się jej osobowości Jedi i Yuuzhan Vongów.
Młoda Jedi pamiętała, Ŝe nie była to przyjemna wizja. Pamiętała teŜ, Ŝe zespolenie
doprowadziło ją prawie do szaleństwa. W początkowym okresie po tym połączeniu
myślała, Ŝe uniknęła spełnienia wizji Anakina, musiała jednak rozwaŜyć moŜliwość, Ŝe
zespolenie Tahiri Veili z Riiną z domeny Kwaad jest w rzeczywistości pierwszym
krokiem na drodze do spełnienia tej wizji. Powinna się upewnić, Ŝe tak nie jest, zanim
będzie mogła Ŝyć dalej bez obawy, Ŝe narazi na niebezpieczeństwo wszystkich, których
kocha.
Mimo wszystko Anakin znał ją lepiej niŜ ktokolwiek inny, a Anakin był bardzo
silny.
9
Greg Keyes
Ostatnie Proroctwo
10
A moŜe dowiedzieli się, dokąd leci, jeszcze zanim wystartowała? MoŜe została
zdradzona? Ale to by oznaczało, Ŝe Han i Leia...
Nie. Musiało istnieć inne wyjaśnienie. Paranoidalne odruchy pomogłyby jej przeŜyć,
gdyby dorastała w wylęgarni Yuuzhan Vongów, ale zakorzeniony głęboko instynkt
podpowiadał, Ŝe jej przyjaciele, a właściwie niemal adoptowani rodzice, nigdy by tego nie
zrobili. MoŜe więc obserwował ją ktoś, kogo nie zauwaŜyła, jakiś kolaborant z Brygady
Pokoju? Tak, to moŜliwe. Zdrajca mógł sobie wyobraŜać, Ŝe jeŜeli odda ją w ręce Shimrry,
zasłuŜy na wysoką nagrodę.
Skręciła i zaczęła się przedzierać przez labirynt sękatych drzew, a potem wspięła się
cicho i szybko po przypominającym gruby kabel korzeniu. Kiedy przybyła tu niespełna
dziesięć lat - i więcej niŜ całe Ŝycie - wcześniej, dowiedziała się, Ŝe korzenie te były kiedyś
odnóŜami. Niedojrzała forma sękatego drzewa była pająkiem, który stracił zdolność
poruszania się, kiedy dorósł.
Przyleciała tu wówczas z Anakinem, który zamierzał się poddać próbie. Chciał się
przekonać, czy to, Ŝe nosi imię dziadka, nie oznacza, Ŝe czeka go taki sam los.
Tęsknię za tobą, Anakinie, pomyślała. Tęsknię bardziej niŜ kiedykolwiek.
Kiedy dotarła na wysokość mniej więcej czterech metrów, ukryła się w
zagłębieniu pnia i postanowiła zaczekać na rozwój sytuacji. Zamierzała uniknąć
spotkania z prześladowcami, gdyby to było moŜliwe. Instynkt pchał ją do walki, ale w
głębi duszy wiedziała, Ŝe bitewne odruchy Yuuzhan Vongów są nierozerwalnie
związane z wściekłością, a przecieŜ przyleciała na Dagobah, Ŝeby uniknąć wizji
Anakina, a nie doprowadzić do jej spełnienia. O tej części swojego planu nie
wspomniała jednak Hanowi ani Leii. Gdyby znalazła w jaskini potwierdzenie
najgorszych obaw, zamierzała zniszczyć swój myśliwiec typu X-wing i spędzić resztę
Ŝycia na powierzchni porośniętej dŜunglą planety.
MoŜliwe nawet, Ŝe zapuści kończyny w bagienny grunt jak pająki i stanie się
jeszcze jednym drzewem.
Uwolniła myśli i posługując się Mocą, wysłała je ku prześladowcom, Ŝeby poznać
ich liczbę.
Nie wykryła ich za pośrednictwem Mocy, ale stwierdziła, Ŝe wyczuwa za pomocą
Vongozmysłu. Przychodziło jej to tak naturalnie, Ŝe nawet sobie tego nie uświadamiała.
To mogło oznaczać tylko jedno. Jej prześladowcy byli Yuuzhanami. Tropiło ją
pięć albo sześć osób. Tahiri jednak nie wiedziała tego na pewno, bo Vongozmysł nie
był równie precyzyjny jak Moc.
Zacisnęła palce na rękojeści świetlnego miecza, ale nie odczepiła broni od pasa.
Wkrótce potem ich usłyszała. Kimkolwiek byli, nie zachowywali się jak polujący
myśliwi. Poruszali się w dŜungli nieporadnie i chociaŜ mówili tak cicho, Ŝe nie
rozumiała słów, trajkotali jak najęci. Musieli być bardzo pewni powodzenia.
W pewnej chwili po poszyciu przesunął się bezgłośnie mroczny cień. Tahiri
uniosła głowę w samą porę, Ŝeby zobaczyć coś wielkiego, co przesłaniało niebo w
prześwitach między gąszczem liści. CzyŜby miejscowa forma Ŝycia? - pomyślała. A
moŜe latający pojazd Yuuzhan Vongów?
JeŜeli rzeczywiście czaiło się w niej stworzenie, które zobaczył w swojej wizji,
nadszedł czas, Ŝeby stawić mu czoło.
Tahiri przyleciała więc na Dagobah, gdzie Moc była tak silna, Ŝe prawie
krzyczała. Otaczał ją cykl Ŝycia, śmierci i nowego Ŝycia, które nie uległo wypaczeniu
przez biotechnikę Yuuzhan Vongów, ani nie zostało zatrute przez maszyny, chciwość
czy wyzysk, tak powszechnie pieniące się w tej galaktyce. Przybyła, Ŝeby zapuścić się
w głąb jaskini, zbadać tam tajniki swojej duszy i przekonać się, kim naprawdę jest.
Przyleciała na Dagobah takŜe po to, Ŝeby rozwaŜyć inne moŜliwości. Anakin
ujrzał w swojej wizji wszystkie najgorsze cechy charakteru Yuuzhan Vongów i rycerzy
Jedi, jakie mogła łączyć w sobie pojedyncza osoba. Tahiri musiała nie dopuścić do
tego, by stać się tą osobą, ale stawiała sobie ambitniejsze cele. Zamierzała odnaleźć
równowagę; ze swojego mieszanego dziedzictwa chciała wybrać wszystko, co
najlepsze. Nie pragnęła osiągać tego celu tylko dla siebie, bo jej podwójna osobowość
była absolutnie przekonana, Ŝe Yuuzhan Vongowie i mieszkańcy podbitej przez nich
galaktyki mogą nauczyć się wiele od siebie nawzajem i Ŝyć razem w pokoju. Była tego
pewna. Pozostawało jedynie pytanie, jak do tego doprowadzić.
Yuuzhan Vongowie nigdy by nie dopuścili do spowodowanych przez przemysł
katastrof ekologicznych w rodzaju tych, jakie nastąpiły na Duro, Bonadanie czy Eriadu.
Ale po drugiej stronie były ich karygodne eksperymenty genetyczne, polegające na
tworzeniu form Ŝycia, które najlepiej odpowiadały ich potrzebom i uśmiercaniu ich,
ilekroć zawodziły oczekiwania. Nie kochali Ŝycia, ale nienawidzili maszyn.
Musiał istnieć jakiś kompromis... punkt zwrotny, który otworzyłby oczy obu
stronom i połoŜył kres terrorowi i wojennym zniszczeniom.
Tahiri wiedziała, Ŝe kluczem do zrozumienia jest Moc, ale Yuuzhan Vongowie
byli na nią niewraŜliwi. Gdyby potrafili wyczuwać, Ŝe ich otacza i gdyby uświadomili
sobie zło, jakie niosło stwarzanie przez nich Ŝycia, moŜe wynaleźliby sposób lepszy, a
przynajmniej w mniejszym stopniu nastawiony na niszczenie. Gdyby Jedi umieli wyczuwać
Yuuzhan w Mocy, mogliby wymyślić... nie tyle lepsze sposoby walki z nimi, ile sposoby
pojednania.
Tahiri potrzebowała jednak czegoś więcej. Nie wystarczyło uświadomić sobie, co jest
złe... musiała takŜe dojść do tego, jak poprawić obecną sytuację.
Była wolna od manii wielkości. Nie uwaŜała się za zbawczynię, proroka ani
superrycerza Jedi. Stanowiła rezultat doświadczenia Yuuzhan Vongów, które nie
zakończyło się powodzeniem. Dzięki temu jednak rozumiała obie strony zagadnienia. JeŜeli
istniała jakakolwiek szansa udzielenia pomocy mistrzowi Skywalkerowi w poszukiwaniach
rozwiązania, którego galaktyka tak rozpaczliwie potrzebowała... No cóŜ, musiała ją
wykorzystać. Mogła odegrać waŜną rolę i przyjęła ten fakt do wiadomości z pokorą i
wielką ostroŜnością. Czasami osoby, które tylko starały się czynić dobrze, popełniały
najgorsze zbrodnie.
Jej prześladowcy się zbliŜali, ale zachowywali się jak nowicjusze. Tahiri zrozumiała,
Ŝe powinna coś z tym zrobić.
Musieli przylecieć za nią na Dagobah. Jakim cudem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]